Potem trafił do Ministerstwa Kultury do Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Razem z Janem Ołdakowskim, Tomaszem Mertą i Robertem Kostro. Stworzyli tam silny konserwatywny ośrodek pracujący nad realizacją polityki historycznej.
Gdy przyszły rządy SLD, razem z Ołdakowskim założyli alternatywną Galerię OFF. Piwo, muzyka, nocne imprezy. Przychodzili tam młodzi poprzebierani ludzie w bardzo alternatywnych fryzurach. Ołdakowski zaprzyjaźniał się z gośćmi, Kowal chodził po zapleczu w tweedowej marynarce, dzwonił przez komórkę. Zarządzał. I do wszystkich mówił per pan. Nawet do didżeja z dreadami.
– On nie czuł wcale undergroundu. Po prostu zarządzał. Kiedy w jednym z magazynów, gdzie uznano Galerię OFF za miejsce kultowe, zapytano go, co lubi, jaki zespół, odpowiedział: Wanda i Banda. – Było to tak odjazdowe, że wszyscy się zachwycili, uznali, że jest trendsetterem. Zapytaliśmy go, skąd to wziął: – Tylko ta nazwa wpadła mi do głowy – powiedział.
Kiedy niespodziewanie otrzymali propozycję stworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, szybko porzucili Galerię. Uznali, że Muzeum to wielka szansa. Kowal został – wraz z Dariuszem Gawinem – zastępcą dyrektora Ołdakowskiego. Sukces muzeum to był początek poważnej kariery politycznej Kowala.
W tym mniej więcej czasie środowisko Kowala weszło w bardzo poważny konflikt z ministrem Ujazdowskim. Ich drogi się rozeszły. Przy Ujazdowskim zostali Tomasz Merta i Robert Kostro. Nikt dziś nie chce mówić o szczegółach, ale widać, że ten rów jest niezwykle głęboki. Taka typowa historia o polskiej prawicy.
Kowal trafił w orbitę Lecha Kaczyńskiego. – Prezydent obdarzył nas niezwykłym zaufaniem. To była kolejna wielka szansa w moim życiu, z której udało mi się skorzystać. Prezydent poświęcał nam dużo czasu i energii. Często rozmawialiśmy. On miał charyzmat do pracy z młodymi ludźmi. Wnikał w nasze prywatne sprawy, był bardzo ciekawy, co myślimy, był ciekaw nas. Uważał nas za integralnych katolików i to go bardzo ciekawiło. Wypytywał, dyskutował – mówi Kowal.
Po 2007 r. pojawiły się publiczne zarzuty, że Paweł Kowal współpracował z WSI. Jak to było? – pytam. – Kilka lat wcześniej zgłosili się do mnie goście, którzy przedstawili się jako urzędnicy ministerstwa. Chcieli mi zlecić pisanie analiz. Powiedziałem, że dobrze, ale że chcę oficjalną umowę o dzieło i potem PiT. Nie wiedziałem wtedy przecież, czy byli z WSI. Spotkaliśmy się kilka razy, ale się nie dogadaliśmy. Poczułem, że jest coś nie tak. Więc nic dla nich nie napisałem i żadnych pieniędzy nie zarobiłem – zapewnia. – Opowiedziałem o tym prezydentowi. – Jeśli mogę mieć w całej sprawie do kogoś pretensje, to do siebie, że nie zrozumiałem od razu sytuacji i stało się to przyczyną kłopotów.
Lech Kaczyński namówił muzealników, by startowali w wyborach. Kowal odnalazł się w roli parlamentarzysty, co także znaczy, że szybko przyjął wszystkie złe nawyki polityków. Osoby obserwujące go wówczas z bliska widziały, jak staje się działaczem partyjnym, który nie zawsze mówi to, co myśli, i co więcej – taka sytuacja często go bawi. – Stawał się partyjniakiem i tracił na tym wiarygodność – oceniają. Widać było, że chciał znowu coś szybko osiągnąć. Prześcigał się w polemikach, mówiło się, że starał się zostać prezesem telewizji.
Pytany o to, mówi dziś wprost: – Był moment, kiedy zgłupiałem. Partyjna polityka wciągnęła mnie w wirówkę. Popełniłem wiele błędów.
Potem była kampania do Europarlamentu. Jadwiga Emilewicz: – W kampanii pracował jak maszyna. Zaczynał o godz. 6 – 7 rano, kończył w nocy. Szkoły, przysiółki, sołectwa, rozdawał ulotki na targu, rozmawiał z kobietami sprzedającymi na straganach. Umie zjednywać sobie ludzi.
Z czasem zaczął specjalizować się w jednej tematyce. I to bardzo konsekwentnie. W tej, która od zawsze była mu bliska – polityce wschodniej. Takiej, jaką widział Jerzy Giedroyc i jaką starał się realizować Lech Kaczyński.
W swoich ocenach stał się bardziej wyważony. Zwłaszcza od momentu, kiedy opuścił PiS. Wcześniej, komentując politykę Radosława Sikorskiego, krytykował ją w 100 procentach. Dziś, choć krytyczny, zdobywa się już także czasem na pozytywne oceny. Kilka miesięcy temu rozeszły się plotki, że Kowal szykuje się do przejścia do Platformy. On temu zaprzecza.
Podkreśla zawsze, że jest bardzo mocno związany z grupą swoich politycznych przyjaciół. – Lech Kaczyński nas nauczył, że trzeba grać w drużynie, żeby być razem. I to nam zostało – mówi.
Kiedy wyrzucono Elżbietę Jakubiak z PiS, to on powiedział: „Wychodzimy natychmiast, tylko nie szkodźmy PiS”. I rzeczywiście w wielu wywiadach, publicznych wystąpieniach pytany, prowokowany do atakowania Jarosława Kaczyńskiego, robi krok w tył, odmawia odpowiedzi. Inaczej niż wiele jego koleżanek i kolegów z PJN.
[srodtytul]Bez obciążeń[/srodtytul]
Profesor Gąsowski: – Paweł ma temperament polityczny. Wie, w którym momencie znaleźć się w którym korytarzu, na którym krześle usiąść. A przy tym nie zaniedbuje relacji ze znajomymi.
Artur Wołek: – Być może znaczenie ma to, że Kowal trafił do polityki kilka lat później i nie doświadczył tego, czego wielu innych prawicowców, czyli dominacji „Gazety Wyborczej”. Tego, że jak się jest przeciwko „GW”, to jest się świrem. Chyba to mu pomaga, nie ma pewnych obciążeń.
Gawin: – To jest polityk do zadań specjalnych. Ma potencjał polityka wielkiego formatu.
Wołek: – Paweł jest „wygrywny” – zawsze wygrywa, jest nastawiony na sukces. To nie jest ktoś, kto byłby gotowy wejść w interes, który nie rokuje na przyszłość.
– Zawsze miał parcie na salony, by obracać się w coraz lepszym towarzystwie. Dobrze kalkuluje każdy krok, układa swoją karierę, jest może w tym nawet trochę cyniczny, ale to wszystko ma ręce i nogi. Daleko jeszcze zajdzie – takie komentarze zbieram od wielu jego znajomych.
– Wiem, wszyscy uważają, że mam jakiś plan – broni się Kowal. – Ta opinia jest dla mnie kłopotem, bo jest nieprawdziwa, a konsoliduje moich przeciwników. Kiedy byłem na studiach i tuż po nich, wcale nie myślałem o polityce. Myślałem, że będę uczonym, że będę miał takie mieszkanie jak Krystyna Kersten z książkami i szezlongiem – mówi.
Wołek: – To facet, który sam siebie stworzył. Z prostej rodziny, sam wygryzł najlepsze liceum, sam przyjechał do Krakowa. A tutaj każdy, kto ma tatę profesora, ma zupełnie inną pozycję. Kowal ładował się we wszystko, co się pojawiało. I wszystko, co zaczynał, kończył .
– To pierwszy z nas. Pierwszy wśród równych – mówią o Pawle Kowalu Jan Ołdakowski i Dariusz Gawin. Kowal jest tym z nich, którego chcieliby widzieć jako politycznego lidera.
Tomasz Gąsowski, profesor: – To jest jedyny prawdziwy polityk w PJN. Różne jego cechy predestynują go, by w tym gronie PJN być kimś ważnym. Może najważniejszym.