Sylwetka Pawła Kowala

Ma 36 lat. Zdążył już stworzyć klub młodzieżowy, wybudować muzeum, być wiceszefem dyplomacji, nieformalnym przedstawicielem prezydenta na Wschodzie. Teraz jest eurodeputowanym i świeżo upieczonym doktorem nauk. – Nieprawda, że mam jakiś plan – zaprzecza Paweł Kowal

Publikacja: 19.02.2011 00:01

Sylwetka Pawła Kowala

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Pierwsza w nocy. Kilkanaście godzin wcześniej spadł samolot z polskim prezydentem. Pod Smoleńskiem rozstawiono brezentowy namiot. Wyglądało to jak wojenne centrum dowodzenia. Najważniejsza w życiu rozmowa. Paweł Kowal jako wysłannik Jarosława Kaczyńskiego z ambasadorem Jerzym Bahrem czekają w półmroku. Z ciemności wyłania się Władimir Putin. Chłodny, ale uprzejmy. Nawet na chwilę nie usiedli. Kowal przekazuje, że Jarosław Kaczyński chce, by trumna z ciałem polskiego prezydenta poleciała jak najszybciej do Polski. Putin przekonuje, że zwłoki Lecha Kaczyńskiego powinny polecieć najpierw do Moskwy. To jest ważne dla naszego narodu i dla waszego. Rozmawiają chwilę o rodzinie Kaczyńskich. – Znam sytuację, wiem, że mama pana Kaczyńskiego jest w szpitalu – mówi Putin. Kowal: – Dla nas, panie premierze, jest bardzo ważne, by nie lecieć do Moskwy. Putin zgadza się, by pożegnanie odbyło się w Smoleńsku, ale następnego dnia. Kowal z Jarosławem Kaczyńskim i pozostałymi politykami PiS wracają do Warszawy.

Na Okęciu goli się, przebiera i zaraz wsiada do wojskowej CASY, która poleci z powrotem do Rosji po ciało prezydenta. Następnego dnia wracał z trumną. Cały czas panował nad emocjami. Jako jeden z niewielu.

[srodtytul]Będzie Wawel![/srodtytul]

Po powrocie w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego zebrała się grupa współpracowników. Paweł Kowal przedstawił cztery warianty pochówku prezydenta. Świątynia Opatrzności Bożej, katedra warszawska, Powązki i Wawel. – Wszyscy byli w ogromnych emocjach. On zachowywał się bardzo racjonalnie. Jak profesjonalny doradca przedstawiał konsekwencje każdej decyzji. Przy każdej propozycji padały jakieś wątpliwości: – Świątynia Opatrzności – to ciągle budowa. Nie można prezydenta chować na budowie. Katedra – nie było jasne, czy będzie mogła być razem pochowana Maria Kaczyńska. Jarosław Kaczyński był pierwotnie za Powązkami. Kowal przeciw: – To wpisze go w tradycję insurekcyjną. Chcecie, żeby był w podręcznikach historii? To musi być Wawel. To musi być akt państwowy – mówił.

– Wielu z nas było w pierwszej chwili przeciwko Wawelowi. On pierwszy zrozumiał znaczenie takiego gestu i miejsca – mówi Ołdakowski. Z Krakowa, miedzy innymi z kurii, w tym samym czasie płynęły głosy namawiające do pochówku na Wawelu.

„Gazeta Wyborcza” i jej środowisko szybko zaatakowały ten pomysł. Nie było jasne, czym się skończy. Dwa dni później po wieczorze pożegnalnym Tomasza Merty na Zamku Królewskim spotkali się w zamkowej kawiarence zaprzyjaźnieni z nim muzealnicy. Kowal z triumfem na twarzy ogłasza: „Wygraliśmy. Będzie Wawel”.

Pół roku później Paweł Kowal opuścił Prawo i Sprawiedliwość i Jarosława Kaczyńskiego.

– On kulturowo nie pasował do partii. Dopóki był pod skrzydłami Lecha Kaczyńskiego, to było OK. Ale kiedy zmierzył się z gołym PiS, widać było, że szybko musi dojść do jakiegoś zderzenia – mówi krakowski historyk profesor Tomasz Gąsowski, jeden z 12 założycieli komitetu Prawa i Sprawiedliwości, z którego potem wyłoniła się partia.

Kowal odszedł z PiS, ale w przeciwieństwie do części kolegów ze swojej nowej partii nie atakuje kolegów z dawnej (ani jej szefa). Mimo że napięcie między PJN a PiS jest duże, politycy partii Kaczyńskiego też wypowiadają się o nim dość ciepło.

Prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS, który złożył wniosek o wyrzucenie z delegacji Marka Migalskiego: – Kowal to bardzo ambitny, zdolny, idący mocno do przodu polityk. Mam nadzieję, że spełni się w tej nowej grupie, choć uważam, że popełnił błąd. Dla PJN nie ma miejsca w pejzażu politycznym, to medialna wydmuszka. Ale jeśli Kowal teraz się jakoś nie wystrzela, to ma przed sobą długie życie polityczne. Życzę mu jak najlepiej.

Beata Szydło, wiceszefowa PiS, startowała z Kowalem w tym samym okręgu: – Paweł nie angażował się bardzo w pracę w naszym okręgu. Ale mam o nim dobre zdanie, to kompetentny polityk. Nie wiem, dlaczego podjął decyzję o odejściu z PiS. Byłam tym zdziwiona.

Kowal utrzymuje kontakty z ludźmi wielu stron. Kiedy był w PiS, nie atakowała go nawet „Gazeta Wyborcza”. Dziś nie atakuje go PiS. Wielu jego znajomych przyznaje, że postępuje bardzo metodycznie, działa w ostrożny i przemyślany sposób. Choć nie boi się też zwarcia. Jak choćby wtedy, gdy w 2006 r. na antenie Tok FM kłócili się z Bronisławem Komorowskim o politykę zagraniczną prezydenta Kaczyńskiego. Obaj byli w tak wielkich emocjach, że prowadzący audycję, autor niniejszego tekstu, nie był w stanie zapanować nad rozpalonymi politykami. Przez dobre kilka minut obaj krzyczeli jednocześnie do mikrofonów.

Paweł Kowal ma 36 lat. Zdążył już stworzyć nocny klub dla alternatywnej młodzieży, wybudować Muzeum Powstania Warszawskiego, być wiceministrem spraw zagranicznych, nieformalnym przedstawicielem prezydenta Kaczyńskiego w najważniejszym dla niego obszarze polityki zagranicznej – na Wschodzie. Teraz jest eurodeputowanym, właśnie się doktoryzował pracą na temat generała Wojciecha Jaruzelskiego.

[srodtytul]Sekretarz albo biskup[/srodtytul]

To jest typ człowieka z prowincji, który musiał o wszystko walczyć, wszystko wydzierać własnymi rękami, we wszystkim być lepszy od miejscowych. I pewnie dlatego zaszedł tak daleko. Jak ktoś się dusi na prowincji, to albo doznaje skrajnej frustracji, albo zaczyna walczyć o zdobycie świata. Kowal to ten drugi przypadek – mówi wieloletni przyjaciel Artur Wołek, krakowski politolog.

Kowal pochodzi z Rzeszowa. Wychował się w prostej rodzinie. Urodził się 22 lipca. – Będzie sekretarzem partii albo biskupem – miała powiedzieć położna. W domu nie dostał antykomunistycznej szkoły. Mieszkał w blokowisku. Tam nie było opozycji. Ojciec jest robotnikiem. Działał w OPZZ. Matka nie zajmowała się polityką. O rodzicach mówi z dużym szacunkiem.

Do opozycji zbliżał się przez Kościół. Matka pilnowała, by chodził w niedzielę do kościoła. W jego wychowaniu, dojrzewaniu ogromną rolę odegrali księża. Wzrastał w bardzo konserwatywnym środowisku. Tam autorytetem był biskup Ignacy Tokarczuk, twardy, konserwatywny antykomunista. To był punkt odniesienia dla miejscowej ludności.

W Rzeszowie dostał się do najlepszego liceum. Pewnego dnia pojechał w ciemno do Krakowa. Trafił na księdza Tischnera. I ściągnął go do swego liceum.

Kiedy przyjechał na studia, miał długie kręcone włosy. Nie miał pieniędzy. Musiał bardzo walczyć, by się utrzymać. Po przyjeździe poszedł do księdza Tischnera. To był jedyny kontakt, jaki miał. Ksiądz Tischner pomógł mu znaleźć pracę. W nocy jeździł myć tramwaje. Chodził pieszo przez pół Krakowa, żeby zaoszczędzić.

Pewnego dnia zgłosił się do Klubu Jagiellońskiego z pomysłem, by zorganizować warsztaty Mistrzów Historii Współczesnej. Mieli spotkania z Krystyną Kersten, Andrzejem Chwalbą, Andrzejem Paczkowskim, Tomaszem Gąsowskim, Wojciechem Roszkowskim. Przez tydzień odbyło się wiele spotkań.

W końcu został prezesem Klubu. Zapraszali polityków. Bywał Ludwik Dorn, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Lech Kaczyński. Były debaty o konstytucji i wernisaże malarstwa. Związał się też z Ośrodkiem Myśli Politycznej, który dziś wydaje jego książkę o polityce wschodniej. Pisał do „Kwartalnika Konserwatywnego”. Przyznaje, że duży wpływ miał na niego Rafał Matyja. Potem już w Warszawie trafił do grupy Windsor. To wszystko mniej lub bardziej konserwatywne środowiska.

– Kiedyś bardzo fascynował mnie Aleksander Hall. Zawsze chciałem go poznać. I kiedy wreszcie go spotkałem, okazał się być bardzo nieprzyjemny i opryskliwy. Bo wtedy byłem już z PiS.

Artur Wołek: – Paweł ewoluował jak cała prawica krakowska. Zaczął od prawej strony Unii Wolności. Chciał być częścią establishmentu. Ale ewolucja polegała na tym, że coraz bardziej okazywało się, iż ten establishment to pic na wodę fotomontaż. Paweł zobaczył, że establishment „Gazety Wyborczej” jest nieatrakcyjny.

[srodtytul]Wykształcić endeka[/srodtytul]

Na studiach zaczął interesować się Wschodem. Za pieniądze ze Wspólnoty Polskiej pojechał do Jakucji. Badał mieszkających tam Polaków. Pojechał tam z Jackiem Pawłowiczem, kolegą z pokoju w akademiku. Kowal zajął się logistyką. Mieszkali w klasztorze Salezjanów, który mieścił się w trzypokojowym mieszkaniu w bloku. – Nie mieliśmy nic, tylko kontakt do księży. – Ale Paweł miał gadane i siłę przebicia. Łatwo nawiązywał kontakty – wspomina kolega.

W trakcie badań spotkali inną polską ekipę badawczą, prowadzoną przez znaną panią profesor. Okazało się, że wchodzili sobie w drogę, bo chcieli prowadzić podobne badania. Szefowa drugiej ekipy miała od nich zażądać, żeby zaprzestali swoich działań. – Paweł był studentem, a ona profesorem. Nie dał się zastraszyć, doszło do negocjacji. Nie udało się nas wykurzyć, jakoś się dogadaliśmy co do tego, gdzie kto prowadził badania – wspomina Pawłowicz.

– Już wtedy widziałem w nim ogromny potencjał. Jego kariera w ogóle mnie nie dziwi. Chciał być politykiem. Czułem to. Z jednej strony umie zjednywać sobie ludzi, z drugiej nie unika zwarć, jak wtedy z ową profesor. Zawsze lubił się mądrzyć i dyrygować. Zawsze chciał zarządzać naszym pokojem, choć był najmłodszy. Śmialiśmy się wtedy, że chce zostać premierem naszego pokoju, a w przyszłości prawdziwym – mówi przyjaciel z akademika.

Jego znajomi podkreślają, że umiał rozmiękczać serca starszych profesorów. Tomasza Gąsowskiego, Marię Dzielską, potem Krystynę Kersten, Lecha Kaczyńskiego czy Jana Kofmana, u którego pisał pracę doktorską. – Oni zwykle traktowali go jak swoje dziecko – mówią.

Marzył o tym, by poznać Krystynę Kersten. Jako student Collegium Invisibile mógł sobie wybrać prywatny kurs u tego profesora, którego chciał. Wybrał właśnie Kersten. Jako alternatywę wpisał Bronisława Geremka. Marzenie się spełniło. Uzyskał prywatny kurs u profesor Kersten.

Ona miała go za endeka. Sama, mając poglądy dużo bliższe lewicy, uznała, że jeśli młody chłopak chce być prawicowcem, to musi dostać solidne wykształcenie. Wypytywała go o poglądy, co sądzi na różne tematy. Także o to, dlaczego w piątek nie je mięsa. Byli w bardzo serdecznej relacji. Mógł wziąć z jej półki, co chciał. Jak nie miał pieniędzy, dawała mu je albo karmiła. – Nigdy nie wyszedłem od niej bez dziesięciu książek – wspomina. – Mam wobec pani profesor ogromy dług wdzięczności. To było bardzo pozytywne doświadczenie liberalnej Warszawy.

Pewnie dlatego liberalna Warszawa, choć był w PiS, ciągle go lubi. Znajomość ze środowiskiem „Gazety” zaczęła się od tego, że Jacek Kuroń napisał kiedyś tekst, w którym wezwał młodych ludzi do dyskusji. Kowal, jeszcze wówczas student zadzwonił i zapytał, czy naprawdę każdy może napisać. Kuroń odpowiedział, że oczywiście. Kowal tekst wysłał, który nigdy się jednak nie ukazał. – To nie był dobry artykuł – przyznaje. Półtora roku później poznał Adama Michnika. Opowiedział mu o zdarzeniu z Kuroniem. Ten zrobił mu awanturę, że śmie atakować jego przyjaciela. – Ale kiedy jakiś czas później po upadku rządu Buzka straciliśmy pracę w Ministerstwie Kultury, Michnik zadzwonił do mnie i zaoferował pomoc, gdybym miał problem z pracą – opowiada.

[srodtytul]Didżeje i powstańcy[/srodtytul]

Po studiach szybko trafił do Warszawy. Przyjechał jeszcze z plecakiem, w dżinsach i trampkach, ale szybko przeskoczył w garnitur. I już z niego nie wyszedł. W Kancelarii Premiera za Jerzego Buzka zajmował się polityką zagraniczną. – Prowadził bardzo aktywne działania. Mnóstwo czytał, szlifował rosyjski, często jeździł na Wschód, nawiązywał kontakty. Spotykał się z dyplomatami w Warszawie – opowiadają znajomi.

Potem trafił do Ministerstwa Kultury do Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Razem z Janem Ołdakowskim, Tomaszem Mertą i Robertem Kostro. Stworzyli tam silny konserwatywny ośrodek pracujący nad realizacją polityki historycznej.

Gdy przyszły rządy SLD, razem z Ołdakowskim założyli alternatywną Galerię OFF. Piwo, muzyka, nocne imprezy. Przychodzili tam młodzi poprzebierani ludzie w bardzo alternatywnych fryzurach. Ołdakowski zaprzyjaźniał się z gośćmi, Kowal chodził po zapleczu w tweedowej marynarce, dzwonił przez komórkę. Zarządzał. I do wszystkich mówił per pan. Nawet do didżeja z dreadami.

– On nie czuł wcale undergroundu. Po prostu zarządzał. Kiedy w jednym z magazynów, gdzie uznano Galerię OFF za miejsce kultowe, zapytano go, co lubi, jaki zespół, odpowiedział: Wanda i Banda. – Było to tak odjazdowe, że wszyscy się zachwycili, uznali, że jest trendsetterem. Zapytaliśmy go, skąd to wziął: – Tylko ta nazwa wpadła mi do głowy – powiedział.

Kiedy niespodziewanie otrzymali propozycję stworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, szybko porzucili Galerię. Uznali, że Muzeum to wielka szansa. Kowal został – wraz z Dariuszem Gawinem – zastępcą dyrektora Ołdakowskiego. Sukces muzeum to był początek poważnej kariery politycznej Kowala.

W tym mniej więcej czasie środowisko Kowala weszło w bardzo poważny konflikt z ministrem Ujazdowskim. Ich drogi się rozeszły. Przy Ujazdowskim zostali Tomasz Merta i Robert Kostro. Nikt dziś nie chce mówić o szczegółach, ale widać, że ten rów jest niezwykle głęboki. Taka typowa historia o polskiej prawicy.

Kowal trafił w orbitę Lecha Kaczyńskiego. – Prezydent obdarzył nas niezwykłym zaufaniem. To była kolejna wielka szansa w moim życiu, z której udało mi się skorzystać. Prezydent poświęcał nam dużo czasu i energii. Często rozmawialiśmy. On miał charyzmat do pracy z młodymi ludźmi. Wnikał w nasze prywatne sprawy, był bardzo ciekawy, co myślimy, był ciekaw nas. Uważał nas za integralnych katolików i to go bardzo ciekawiło. Wypytywał, dyskutował – mówi Kowal.

Po 2007 r. pojawiły się publiczne zarzuty, że Paweł Kowal współpracował z WSI. Jak to było? – pytam. – Kilka lat wcześniej zgłosili się do mnie goście, którzy przedstawili się jako urzędnicy ministerstwa. Chcieli mi zlecić pisanie analiz. Powiedziałem, że dobrze, ale że chcę oficjalną umowę o dzieło i potem PiT. Nie wiedziałem wtedy przecież, czy byli z WSI. Spotkaliśmy się kilka razy, ale się nie dogadaliśmy. Poczułem, że jest coś nie tak. Więc nic dla nich nie napisałem i żadnych pieniędzy nie zarobiłem – zapewnia. – Opowiedziałem o tym prezydentowi. – Jeśli mogę mieć w całej sprawie do kogoś pretensje, to do siebie, że nie zrozumiałem od razu sytuacji i stało się to przyczyną kłopotów.

Lech Kaczyński namówił muzealników, by startowali w wyborach. Kowal odnalazł się w roli parlamentarzysty, co także znaczy, że szybko przyjął wszystkie złe nawyki polityków. Osoby obserwujące go wówczas z bliska widziały, jak staje się działaczem partyjnym, który nie zawsze mówi to, co myśli, i co więcej – taka sytuacja często go bawi. – Stawał się partyjniakiem i tracił na tym wiarygodność – oceniają. Widać było, że chciał znowu coś szybko osiągnąć. Prześcigał się w polemikach, mówiło się, że starał się zostać prezesem telewizji.

Pytany o to, mówi dziś wprost: – Był moment, kiedy zgłupiałem. Partyjna polityka wciągnęła mnie w wirówkę. Popełniłem wiele błędów.

Potem była kampania do Europarlamentu. Jadwiga Emilewicz: – W kampanii pracował jak maszyna. Zaczynał o godz. 6 – 7 rano, kończył w nocy. Szkoły, przysiółki, sołectwa, rozdawał ulotki na targu, rozmawiał z kobietami sprzedającymi na straganach. Umie zjednywać sobie ludzi.

Z czasem zaczął specjalizować się w jednej tematyce. I to bardzo konsekwentnie. W tej, która od zawsze była mu bliska – polityce wschodniej. Takiej, jaką widział Jerzy Giedroyc i jaką starał się realizować Lech Kaczyński.

W swoich ocenach stał się bardziej wyważony. Zwłaszcza od momentu, kiedy opuścił PiS. Wcześniej, komentując politykę Radosława Sikorskiego, krytykował ją w 100 procentach. Dziś, choć krytyczny, zdobywa się już także czasem na pozytywne oceny. Kilka miesięcy temu rozeszły się plotki, że Kowal szykuje się do przejścia do Platformy. On temu zaprzecza.

Podkreśla zawsze, że jest bardzo mocno związany z grupą swoich politycznych przyjaciół. – Lech Kaczyński nas nauczył, że trzeba grać w drużynie, żeby być razem. I to nam zostało – mówi.

Kiedy wyrzucono Elżbietę Jakubiak z PiS, to on powiedział: „Wychodzimy natychmiast, tylko nie szkodźmy PiS”. I rzeczywiście w wielu wywiadach, publicznych wystąpieniach pytany, prowokowany do atakowania Jarosława Kaczyńskiego, robi krok w tył, odmawia odpowiedzi. Inaczej niż wiele jego koleżanek i kolegów z PJN.

[srodtytul]Bez obciążeń[/srodtytul]

Profesor Gąsowski: – Paweł ma temperament polityczny. Wie, w którym momencie znaleźć się w którym korytarzu, na którym krześle usiąść. A przy tym nie zaniedbuje relacji ze znajomymi.

Artur Wołek: – Być może znaczenie ma to, że Kowal trafił do polityki kilka lat później i nie doświadczył tego, czego wielu innych prawicowców, czyli dominacji „Gazety Wyborczej”. Tego, że jak się jest przeciwko „GW”, to jest się świrem. Chyba to mu pomaga, nie ma pewnych obciążeń.

Gawin: – To jest polityk do zadań specjalnych. Ma potencjał polityka wielkiego formatu.

Wołek: – Paweł jest „wygrywny” – zawsze wygrywa, jest nastawiony na sukces. To nie jest ktoś, kto byłby gotowy wejść w interes, który nie rokuje na przyszłość.

– Zawsze miał parcie na salony, by obracać się w coraz lepszym towarzystwie. Dobrze kalkuluje każdy krok, układa swoją karierę, jest może w tym nawet trochę cyniczny, ale to wszystko ma ręce i nogi. Daleko jeszcze zajdzie – takie komentarze zbieram od wielu jego znajomych.

– Wiem, wszyscy uważają, że mam jakiś plan – broni się Kowal. – Ta opinia jest dla mnie kłopotem, bo jest nieprawdziwa, a konsoliduje moich przeciwników. Kiedy byłem na studiach i tuż po nich, wcale nie myślałem o polityce. Myślałem, że będę uczonym, że będę miał takie mieszkanie jak Krystyna Kersten z książkami i szezlongiem – mówi.

Wołek: – To facet, który sam siebie stworzył. Z prostej rodziny, sam wygryzł najlepsze liceum, sam przyjechał do Krakowa. A tutaj każdy, kto ma tatę profesora, ma zupełnie inną pozycję. Kowal ładował się we wszystko, co się pojawiało. I wszystko, co zaczynał, kończył .

– To pierwszy z nas. Pierwszy wśród równych – mówią o Pawle Kowalu Jan Ołdakowski i Dariusz Gawin. Kowal jest tym z nich, którego chcieliby widzieć jako politycznego lidera.

Tomasz Gąsowski, profesor: – To jest jedyny prawdziwy polityk w PJN. Różne jego cechy predestynują go, by w tym gronie PJN być kimś ważnym. Może najważniejszym.

Pierwsza w nocy. Kilkanaście godzin wcześniej spadł samolot z polskim prezydentem. Pod Smoleńskiem rozstawiono brezentowy namiot. Wyglądało to jak wojenne centrum dowodzenia. Najważniejsza w życiu rozmowa. Paweł Kowal jako wysłannik Jarosława Kaczyńskiego z ambasadorem Jerzym Bahrem czekają w półmroku. Z ciemności wyłania się Władimir Putin. Chłodny, ale uprzejmy. Nawet na chwilę nie usiedli. Kowal przekazuje, że Jarosław Kaczyński chce, by trumna z ciałem polskiego prezydenta poleciała jak najszybciej do Polski. Putin przekonuje, że zwłoki Lecha Kaczyńskiego powinny polecieć najpierw do Moskwy. To jest ważne dla naszego narodu i dla waszego. Rozmawiają chwilę o rodzinie Kaczyńskich. – Znam sytuację, wiem, że mama pana Kaczyńskiego jest w szpitalu – mówi Putin. Kowal: – Dla nas, panie premierze, jest bardzo ważne, by nie lecieć do Moskwy. Putin zgadza się, by pożegnanie odbyło się w Smoleńsku, ale następnego dnia. Kowal z Jarosławem Kaczyńskim i pozostałymi politykami PiS wracają do Warszawy.

Na Okęciu goli się, przebiera i zaraz wsiada do wojskowej CASY, która poleci z powrotem do Rosji po ciało prezydenta. Następnego dnia wracał z trumną. Cały czas panował nad emocjami. Jako jeden z niewielu.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy