Pritzker dla Souto de Moury

Eduardo Souto de Moura, tegoroczny laureat Pritzkera, pokazuje, że w architekturze rozróżnienie między prawdziwą i sztuczną rzeczywistością jest coraz trudniejsze

Publikacja: 11.06.2011 01:01

Muzeum Pauli Rego w Cascais

Muzeum Pauli Rego w Cascais

Foto: Fotorzepa

Stali w pustej przestrzeni. Burmistrz Bragi wyciągnął rękę: „Oto miejsce na stadion. Ma pan do dyspozycji cały ten zielony teren". Sama trawa i skały, odległe wspomnienie po kopalni, w której kiedyś wydobywano szary granit.

Podobno dobra architektura bierze się z ograniczeń – nieskończone możliwości pociągają tylko ludzi bez wyobraźni. – Miałem problem – wspominał potem Souto de Moura w wywiadzie z Giovannim Leoni. – Budowanie od zera to jedno z najtrudniejszych zadań.

Punktem zaczepienia w tej pustce okazał się kamieniołom. Nieczynną od lat kopalnię ponownie uruchomiono. Przez rok wydobywano granit, robiąc tysiące niewielkich, precyzyjnych detonacji. Wydrążono kawał góry, wydobywając milion metrów sześciennych kruszywa. Z niego zrobiono beton na masywne trybuny stadionu. Architekt zrezygnował z trybun za bramkami, argumentując, że „mecze piłkarskie ogląda się tylko od prawej strony do lewej i odwrotnie".

Z przeciwległych trybun 30 tysięcy kibiców oprócz piłkarzy widzi więc dziś gołe, stromo wznoszące się w niebo kamienisko. Architektura w harmonii z naturą? Tak można by pomyśleć, ale to pozory. Naturę bezwzględnie tu wykorzystano, zresztą od dawna nie była już dziewicą. Zemściła się za to przewrotnie, bo napastnik raz przylgnąwszy do swojej ofiary, nie mógł się uwolnić – w skale osadzone są elementy konstrukcyjne dachu budynku zaprojektowanego na podobieństwo wiszących linowych mostów w Peru. Wspaniałe, miłosne napięcie.

Miasto wyobrażone

Stadion zaprojektowany na Euro 2004 należy do nowszych prac architekta, któremu 2 czerwca w Waszyngtonie Nagrodę Pritzkera, najwyższe wyróżnienie w architekturze, wręczył Barack Obama. Gdy rozdawane są prestiżowe polskie nagrody w tej samej dziedzinie, próżno na sali szukać prezydenta lub premiera, brakuje nawet ministra kultury. W oczach polityków zajętych poważniejszymi sprawami niż rzeźbienie w betonie obecność Obamy wytłumaczyć może tylko fakt, że Penny Pritzker pochodząca z tej samej chicagowskiej rodziny, która od 1979 roku funduje słynną nagrodę, była szefem finansów podczas jego kampanii prezydenckiej i miała rekordowe wyniki, pomogła zdobyć 750 mln dol.

Souto de Moura to już trzeci laureat architektonicznego Nobla, którego prace są mocno zakorzenione w lokalnym kontekście i skromne w tym sensie, że gra faktur i materiałów ważniejsza w nich jest od fantazyjnej bryły. Jury Pritzkera wpisało się więc w coraz wyraźniej dostrzegalny nurt odchodzenia od popularnej do tej pory architektury ikony.

Eduardo Souto de Moura w przyszłym roku skończy 60 lat i reprezentuje trzecie pokolenie tzw. szkoły w Porto. Jest uczniem Fernando Tavory i Alvaro Sizy. Z tym ostatnim, również laureatem Pritzkera, przez cztery lata współpracował, jeszcze przed zrobieniem dyplomu. Podobnie jak Siza Souto de Moura budował przeważnie w rodzinnej Portugalii i podobnie jak on w całej swojej karierze unikał architektonicznych mód.

Gdy świat żarliwie krytykował modernizm za bezduszne i zdehumanizowane miasta (w 1972 roku wyburzono w Ameryce pierwsze bloki z wielkiej płyty, zamienione w slumsy osiedle Pruitt-Igoe w St. Louis), autorytarnie rządzona Portugalia przygotowywała się do bezkrwawej rewolucji. Prawdziwej, nie architektonicznej.

– Określanie się jako neomodernista było zakazane, więc uważaliśmy je za formę sprzeciwu wobec reżimu – opowiadał Souto de Moura w wywiadzie z Luisem Rojo de Castro w magazynie „El Croquis".

25 kwietnia 1973 roku wojsko ruszyło na budynki telewizji i radia w Lizbonie, skąd wezwało do wyzwolenia kraju. Mieszkańcy miasta z czerwonymi goździkami w dłoniach w euforii przyłączali się do wojskowych. Przewrót, zwany rewolucją goździków, zakończył dyktaturę trwającą 40 lat.

Gorąca atmosfera przemian najlepiej odczuwalna była na wyższych uczelniach. Souto de Moura studiował rzeźbę, a potem architekturę w Akademii Sztuk Pięknych w Porto.

„Do rysowania służył mi egzemplarz „Kursu językoznawstwa ogólnego" de Saussure'a. Ale nie rysowałem tam Venus z Milo – żartuje w tym samym wywiadzie. – W ogóle nic nie rysowaliśmy. Strukturalizm, semiotyka, antropologia, socjologia zdominowały nasz program zajęć na studiach. Napomknąć coś o architekturze byłoby wręcz obraźliwe".

Punktem zwrotnym okazał się wykład Aldo Rossiego, podczas którego zaprezentował on swoją koncepcję „Miasta analogicznego". Pokazał rysunek Wenecji, która wyglądała jak Wenecja, ale nią nie była. Do Pałacu Dożów i innych hitów z przewodnika doklejono projekty Andrei Palladia: niewybudowany nigdy most Rialto czy Palazzo Chiericati przekopiowany z Vicenzy. Było to miasto wyobrażone, abstrakcja, idea miasta. Miasto uwolnione ze swych czasoprzestrzennych ram, przeniesione w sferę umysłu.

„Rossi pokazał nam, że miasto jest do naszej dyspozycji. Zacząłem rysować, robić zdjęcia, fotomontaże. Wałęsałem się po ulicach" – wspominał potem de Moura.

Jeszcze przed ukończeniem studiów zaczyna pracę u Alvaro Sizy przy projekcie domów socjalnych dla biedoty z Porto.

Portugalia w latach 70. przypominała inne europejskie kraje z czasów tuż po II wojnie światowej. Brakowało domów, szkół i szpitali. Dla architektów rozpoczynał się proces odbudowy kraju. Modernizm ze swoimi prostymi, funkcjonalnymi rozwiązaniami nadawał się do tego znakomicie. Postmodernizm, który wkrótce miał stać się stylem dominującym w Europie, wyśmiewano za arbitralny, pozbawiony rygoru program powrotu do historycznych form.

Dom, czyli mur oporowy

Własną pracownię Souto de Moura otwiera zaraz po obronionym dyplomie, w 1980 roku. Pierwsze domy (a to z domów najlepiej jest znany) buduje dla rodziny i przyjaciół. Bez okien. Bo okna to najtrudniejsza rzecz do zaprojektowania. Gdy już nie daje się obejść bez okien, prześladuje go myśl, że proporcje są niedoskonałe. Okna sprawiają, że fasada budynku zamienia się w wibrującą przestrzeń, architektura traci swą masywność.

– Jest zaledwie kilku architektów, którzy potrafią dobrze zaprojektować okna, dlatego buduje się dziś tyle szklanych ścian, to prostsze – podsumowuje po latach.

Domy Souto de Moury to układanki kubicznych brył wywodzące się z neoplastycyzmu Mondriana. Powracającym motywem jest w nich biegnący wzdłuż ulicy ślepy mur będący nie tyle ogrodzeniem, ile częścią domu. W grupie dziewięciu domów Casa Patio w Matosinhos mur formuje wewnętrzne, kameralne patia i tam dopiero znajdujemy przeszklenia.

W Moledo widać trochę tego samego szaleństwa, które Souto de Moura zaprezentował, uruchamiając ponownie kopalnię w Bradze. Również tutaj wzgórze przekonstruowano tak, by lepiej poddawało się woli architekta – utworzono nowe mury oporowe, co kosztowało więcej niż sam dom. Ten zaś sam udaje mur oporowy, jakby nie służył do mieszkania, a tylko wzmacniał wzniesienie i zabezpieczał je przed osuwaniem się.

Wielkie okno, a właściwie szklana ściana ciągnąca się na kilka metrów, wychodzi wprost na skałę – wrażenie jest takie, jakby między oknem i skałą tylko z trudem można się było przecisnąć. Przyroda wydaje się wchodzić do domu, ale znów, tak jak w Bradze, architekt prowadzi z nią nieoczywistą grę, bardzo niepoprawną z punktu widzenia moralisty-ekologa. Niszczy, przekształca, przetwarza zastany krajobraz, a wszystko po to, aby uzyskać „naturalny" efekt. Tak jak Mies van der Rohe, ojciec modernizmu, który robił filary z brązu, choć w rzeczywistości były one z betonu i stalowych prętów, albo windy, które wyglądały jak z marmuru, choć winda z marmuru to rzecz nie do pomyślenia.

Spojrzenie muchy

Różnica jest jednak zasadnicza. Ojcowie modernizmu deklarowali, że architektura musi być podporządkowana wymogom prawdy i szczerości. Tymczasem dla Souto de Moury główne znamiona współczesnej kultury to brak autentyczności i udawanie, podwójne skóry, szklane szyby, symulacje. Rozróżnienie między prawdziwą i sztuczną rzeczywistością jest dla nas coraz trudniejsze. Prawda i fałsz wzajemnie od siebie zależą. „Twarz, która kłamie, mówi prawdę" – powtarza za Nietzschem. I doprawia cytatem z Fernando Tavory, ojca nowoczesnej architektury w Portugalii: Wzajemnie sprzeczne rozwiązania jakiegoś problemu mogą być na równi właściwe.

Realizacje de Moury z ostatnich lat dobrze pokazują estetyczną ewolucję, jaką przeszedł architekt, dziś zdeklarowany wyznawca stylistycznego pluralizmu. Dwie wielkie żywoczerwone, ścięte u czubka piramidy w Museum malarki Pauli Rego w Cascais (2009 rok) nie mają wiele wspólnego z minimalizmem, od którego zaczynał. Dom w Ponte de Lima (2002) to jedna wielka mistyfikacja – prostopadłościan wygląda, jakby powoli zsuwał się ze zbocza pod kątem 45 stopni. Mieszkanie na takiej pochyłości musiałoby przypominać walkę o życie na statku podczas burzy. Tymczasem w rzeczywistości budynek zagłębiony jest w ziemi, w środku ściany i podłoga zachowują standardowe kąty proste. Zewnętrzna bryła inteligentnie nas zwodzi.

Apogeum surrealizmu a la Rene Magritte zobaczymy w projekcie z Duero. Skromny domek z dwuspadowym dachem, jak narysowany ręką dziecka, literalnie stoi na głowie. W miejscu piwnicy ma taras. Ojcowie moderny i wszyscy doktrynerzy funkcjonalizmu dostaliby na jego widok gęsiej skórki.

Jury Nagrody Pritzkera pochwaliło tegorocznego laureata m.in. za sprzeczności, które udaje mu się godzić. W uzasadnieniu napisano, że w jego architekturze są jednocześnie skromność i siła, zuchwałość i subtelność. Jak muchy mamy szeroki kąt widzenia – powiada Souto de Moura – patrzymy z wielu perspektyw.

Stali w pustej przestrzeni. Burmistrz Bragi wyciągnął rękę: „Oto miejsce na stadion. Ma pan do dyspozycji cały ten zielony teren". Sama trawa i skały, odległe wspomnienie po kopalni, w której kiedyś wydobywano szary granit.

Podobno dobra architektura bierze się z ograniczeń – nieskończone możliwości pociągają tylko ludzi bez wyobraźni. – Miałem problem – wspominał potem Souto de Moura w wywiadzie z Giovannim Leoni. – Budowanie od zera to jedno z najtrudniejszych zadań.

Punktem zaczepienia w tej pustce okazał się kamieniołom. Nieczynną od lat kopalnię ponownie uruchomiono. Przez rok wydobywano granit, robiąc tysiące niewielkich, precyzyjnych detonacji. Wydrążono kawał góry, wydobywając milion metrów sześciennych kruszywa. Z niego zrobiono beton na masywne trybuny stadionu. Architekt zrezygnował z trybun za bramkami, argumentując, że „mecze piłkarskie ogląda się tylko od prawej strony do lewej i odwrotnie".

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów