Reklama
Rozwiń

Brunatni terroryści idą śladami lewaków

Brunatni terroryści w Niemczech nie zrobili niczego, czego wcześniej nie zrobiłaby skrajna lewica

Publikacja: 26.11.2011 00:01

Lewicowi demonstranci protestują w Altenburgu przeciw neonazistowskiej partii NPD. 2008 r.

Lewicowi demonstranci protestują w Altenburgu przeciw neonazistowskiej partii NPD. 2008 r.

Foto: AFP

Red

Na początku listopada okazało się, że do tej pory niezidentyfikowana grupa przestępcza, która ma na sumieniu dziesięć osób, napad na bank i atak bombowy w tureckiej dzielnicy Kolonii, kierowała się neonazistowską ideologią. 11 listopada lewackie bojówki ściągnięte do Polski przez Porozumienie 11 listopada brały udział w burdach w Warszawie. Niemcy co najmniej od II wojny światowej nie kojarzą się już Polakom z narodem filozofów i poetów. Do głosu dochodzą polityczny ekstremiści. Formalnie nienawidzący się nawzajem, stojący po dwóch stronach barykady. W rzeczywistości podobni do siebie. Zarówno w ideologii, jak i w działaniu.

Informacja o istnieniu Narodowosocjalistycznego Podziemia (NSU) wstrząsnęła Niemcami. 4 listopada 2011 roku dwóch ściganych przez policję bandytów, którzy obrabowali bank w Eisenach, popełniło samobójstwo w prowadzonym przez siebie samochodzie. Tego samego dnia wyleciał w powietrze dom, w którym mieszkali obaj sprawcy i ich towarzyszka. W budynku policja odkryła dowody na dokonanie licznych przestępstw. W ten sposób wyjaśniła się seria morderstw z lat 2000 – 2007 na Turkach mieszkających w Niemczech. Skandal wybuchł, gdy okazało się, że zbrodniarze od lat znajdowali się pod obserwacją Urzędu Ochrony Konstytucji. Jedyny wybrany w jednomandatowym okręgu wyborczym poseł Zielonych do Bundestagu Hans-Christian Ströbele nie szczędzi służbom krytyki. Jego zdaniem rejestr osób o neonazistowskich powiązaniach, którego stworzenie zaproponował minister spraw wewnętrznych RFN Hans-Peter Friedrich, powinien powstać już dawno. Zdaniem berlińskiego polityka państwo bagatelizuje skrajnie prawicowe zagrożenie.

Jednooka ślepota

Kto jak kto, ale Ströbele nie jest najbardziej odpowiednią osobą do wypowiadania się na temat bagatelizowania działań politycznych ekstremistów. Na początku lat 70. XX wieku był jednym z założycieli Socjalistycznego Kolektywu Adwokackiego, który udzielał prawnej pomocy lewicowym działaczom. Sam bronił przed sądem terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii (RAF), której napady na banki, ataki bombowe i zabójstwa wstrząsały wówczas zachodnimi Niemcami. To jeszcze nie wszystko: w 1980 roku berliński sąd skazał go na karę 18 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu za współtworzenie systemu informacyjnego, który pomagał znajdującym się za kratkami terrorystom kontaktować się ze światem zewnętrznym. – Bez pomocy niektórych prawników, w tym oskarżonego, nie byłaby możliwa konsolidacja i dalsze trwanie RAF w więzieniu – można było przeczytać w uzasadnieniu wyroku. Ströbele okazywał spolegliwość wobec skrajnej lewicy także w mniej odległej przeszłości. W 2009 roku grupa lewaków zajęła jego biuro poselskie, by w ten sposób zaprotestować przeciwko zatrzymaniu ich towarzyszki, złapanej na gorącym uczynku podczas podpalania samochodu. – Nie znając akt sprawy, nie mogę nic więcej o niej powiedzieć. Ale ją zbadam – powiedział okupującym po dłuższej rozmowie. Wielu komentatorów twierdziło, że zajęto właśnie to biuro, ponieważ każdy inny polityk zadzwoniłby po policję, która siłą usunęłaby zakłócających porządek z lokalu.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka