Plus Minus poleca. Najnowszy numer tygodnika Plus Minus

Reszka i Majewski o resorcie transportu pod rządami Sławomira Nowaka; Wilkowicz tropem działaczy sportowych; Narbutt o tym, czy w Polsce można kupić Rubensa; Mazurek rozmawia o "zaszczutych artystach"

Publikacja: 02.12.2011 18:00

Numer 48, 3-4 grudnia 2011

Numer 48, 3-4 grudnia 2011

Foto: Plus Minus

„Resort został okrojony – ale i tak jest ogromny. Jego szef Sławomir Nowak odpowiada za to co dzieje się na morzu i drogach, na kolei i w przestrzeni powietrznej. Podlegają mu tysiące ludzi.  Książka w czerwonej okładce – w której wymienione kompetencje ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej liczy kilkaset stron. Nowak musi mieć ją zawsze pod ręką, żeby wiedzieć za co odpowiada – żaden normalny człowiek nie byłby w stanie tego spamiętać". Temu, co kryje czerwona księga  poświęcili swój reportaż  Ministerstwo ziemi, wody i powietrza Michał Majewski i Paweł Reszka

„Na morzu Nowak może czuć się mocny, zwłaszcza, że jest absolwentem zarządzania w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni, która dziś jest Akademią Morską. Ciekawe, czy minister wie, nawet ta Akademia podlega właśnie jemu? Że wchodząc do rządu stał się szefem swojego dawnego rektora? Nowakowi podlega także Akademia Morska w Szczecinie.

Jeśli patrzeć przez pryzmat tych uczelni to Polska jest morską potęgą -kształcimy ponad 9 tysięcy studentów!  Czy taka liczba studentów jest potrzebna? Jest! Polska flota transportowa liczyła w 2009 roku 120 statków. Fakt, że tylko 18 pływało pod polską banderą – pozostałe zaś pod innymi flagami (Bahamy, Liberia, czy Vanuatu). Prawda, że nie są to statki najmłodsze, 35 ma ponad 26 lat – ale ciągle pływają!

Ważne, że załóg do nigdy nie zabraknie. Na każdy ze statków pływających pod polską banderą przypada dobrze ponad 500 kształconych w akademiach wilków morskich.

Lektura rocznika statystycznego udowadnia, że  w morskim i przybrzeżnym transporcie wodnym pracuje 2, 6 tysiąca osób. Okazuje się, że mają potężne wsparcie.

Bo przy związanych z morzem pracach badawczo – rozwojowych i w edukacji morskiej pracuje 2, 7 tysiąca osób. To znaczy, że na jednego pływającego przypada więcej niż jeden teoretyk pływania.

Możemy być też dumni z liczby instytucji, które dbają o to co się dzieje na wodzie.

Na samej górze jest oczywiście minister, niżej jego zastępca, potem Departament Transportu Morskiego i Bezpieczeństwa Żeglugi. Zabawne, że departament ten jest „właściwy w sprawach" wynikających, aż z 18 różnych ustaw. Jest to swoisty rekord – bo ustaw jest tyle samo co statków pod polską banderą.

Podległa ministrowi Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zwana Gdaką zatrudnia 4754 osób – jakieś pięć razy więcej niż całe ministerstwo. Można by pomyśleć, że Generalną Dyrekcją kieruje generalny dyrektor, ale nie jest to prawda. Kieruje nią pełniący obowiązki generalnego dyrektora – Lech Witecki. Jest tylko pełniącym obowiązki, bo pomimo prób nie udaje mu się zdać egzaminu dla urzędników służby cywilnej. Witecki ma trzech zastępców i dyrektora urzędu. Kierują oni pracą 10 departamentów i 16 oddziałów wojewódzkich.

W oddziałach wojewódzkich też pracują ludzie! Na przykład oddział w Białymstoku ma swojego dyrektora, który ma swoją sekretarkę. Pracuje tam też pięciu zastępców dyrektora i ich trzy sekretarki. W Białymstoku nie ma departamentów, ale są wydziały. Tych wydziałów jest piętnaście. Kierują nimi naczelnicy i ich zastępcy. Dyrektor oddziału w Białymstoku odpowiada za ludzi pracujących w 6 regionach. Biurami w regionach kierują kierownicy.

Co robią wszyscy ludzie pracujący w Generalnej Dyrekcji? Zarządzają 17 tysiącami dróg krajowych! I to zarządzają dobrze, bo na jednego pracownika GDDKiA przypada jakieś 3, 5 kilometra szosy.

17 tysięcy dróg krajowych to zaledwie 5 procent dróg w naszym kraju.  Za pozostałe prawie 300 tysięcy odpowiadają samorządy, aż strach pomyśleć co tam się dzieje".

? ? ?

Wkrótce Majewski i Reszka udadzą się na eksploracje kolejnych kafkowskich zamków ukrytych dla niepoznaki za fasadami polskich ministerstw. Ale biurokracja i absurdalne przepisy potrafią zgasić zapał przedsiębiorców nie tylko nad Wisłą nawet w najlepiej zorganizowanych krajach. Temu poświęcony jest raport Wojciecha Lorenza Biznesmeni w matni

? ? ?

Działacz to brzmi różnie

– twierdzi Paweł Wilkowicz w tekście o tym, co dobrego i złego dzieje się w rozmaitych związkach sportowych.

"Jest ich w Polsce blisko siedemdziesiąt. Olimpijskie i nieolimpijskie, popularne i niszowe, prężne i bezwładne, zarabiające i zadłużone. Od A jak Aeroklub Polski do Z jak Związek Piłki Ręcznej w Polsce. On jest ostatni na liście, bo wyłamał się z najpopularniejszego wzoru nazwy: „polski związek + dyscyplina sportu". Żeby nie mieć skrótu PZPR. I bez tego mówią o polskim sporcie, że jest ostatnim bastionem komunizmu. Lustracja nigdy tu nie dotarła, ciągle można spotkać działaczy, którzy karierę zaczynali za Gierka i całe życie spędzili rozdzielając cudze pieniądze. Ale coś się w ostatnich latach zmienia. Ministerialnymi naciskami albo doniesieniami do prokuratury udało się oderwać od stołków wielu weteranów. Takich jak np. Wojciech Walkiewicz, który w 2010 zrezygnował po 14 latach prezesowania związkowi kolarskiemu, zostawiając 10 mln długu i pomnik rozrzutności, czyli tor kolarski w Pruszkowie. Lekkoatletyka ciągle sprząta po rządach prezes Ireny Szewińskiej. Prokuratura badała rządy poprzedniego prezesa związku biatlonu Krzysztofa Lewickiego. Niewykluczone że zarzuty będą mieli działacze, których kilka tygodni temu zmuszono do odejścia ze związku badmintona, bo narobili długów m.in. nie odprowadzając składek do ZUS-u. Jedni byli nieuczciwi, inni tylko i aż nieudolni. Jedni nie wiedzieli na co wolno wydać pieniądze z dotacji, na co nie, nie umieli ich rozliczyć, nie znali prawa pracy, przepisów o zamówieniach publicznych. Inni pilnowali, by zgrupowania sportowców były w tych ośrodkach, z którymi związany jest któryś z członków zarządu, by sprzęt zamawiać w firmie znajomego, dawać zlecenia spółce, w której działał syn, itd. Taki jest dziś właśnie wizerunek działacza sportowego w Polsce: człowieka z betonu, cwaniaka, który żadną pożyteczną pracą się nie splamił, lubi się napić i pojechać w podróż za cudze, żyje obok przepisów, przegapił, że świat się zmienia. Na stereotyp mocnych nie ma, choć są działacze interesowni, ale są też społecznicy i fachowcy. Jak wszędzie.

Związek związkowi też nierówny. Są wśród nich giganci jak Polski Związek Piłki Nożnej czy Polski Związek Piłki Siatkowej, organizujący wielkie turnieje, obracający milionami. I są związki z niszy nisz, np. Polski Związek Sportu Psich Zaprzęgów, czy Polski Związek Radioorientacji Sportowej. Są związki z eleganckimi siedzibami i takie które się gnieżdżą w wynajmowanych mieszkaniach. Jednych stać na zjazdy w Sheratonie, innych w auli AWF-u, ale zdarzały się też walne zgromadzenia w pubach, np. związku snowboardowego. W jednych się rozmawia, mówiąc językiem Zdzisława Kręciny i Grzegorza Laty, o "kupowaniu mieszkania młodemu" i o tym, czy "bańka od kontraktu" wystarczy. A w innych – kiedy wyłączą prąd, bo nie ma na rachunki. Jedne związki tworzą działy marketingu i PR, inne ciągle przysyłają do ministerstwa sportu wnioski o dotację napisane na maszynie.

PZPN jest największą częścią tego obrazka, a jednocześnie do niego nie pasuje. Nawet więcej, zakłamuje go. Nie jest ani lepszy ani gorszy od innych związków. Jest inny: bawi się za swoje pieniądze, nie za budżetowe. Dlatego tak trudno go dopaść – PZPN jest symbolem tego co złe, bo to nim się kibice najbardziej interesują. Ale prawda jest taka, że to jeden z najlepiej funkcjonujących związków. Ma ład korporacyjny, stać go na najlepszych prawników, ma najlepszą ligę zawodową, najlepszą stronę internetową, nie wspominając o tym, że pierwszy miał w biurach komputery. Za to etyka to temat na zupełnie inną rozmowę – mówi Tomasz Półgrabski, podsekretarz stanu w ministerstwie sportu i turystyki".

? ? ?

Niall Ferguson, historyk gospodarczy z uniwersytetu Harvarda i błyskotliwy publicysta zasłynął niedawno tekstem na łamach „The Wall Street Journal", w którym rozważa scenariusze na rok 2021 i mówi między innymi, że za dekadę na czele polskiego rządu stał będzie Radosław Sikorski i wprowadzi nas do strefy euro. O rozwinięcie tych prognoz poprosił Grzegorz Siemiończyk w rozmowie z Fergusonem zatytułowanej Zachód musi zaktualizować oprogramowanie

Jaką rolę w swoim scenariuszu na 2021 r. przewiduje pan dla Polski?

Nie ironizowałem, pisząc na łamach „WSJ", że Polska stanie się gospodarczą gwiazdą Europy. To jest kraj, który chyba najlepiej poradził sobie z transformacją ustrojową. I nie chodzi tylko o to, że prowadził roztropną politykę fiskalną i pieniężną, ale że wypracował wysokiej jakości instytucje. Według mnie, Polska na tym właśnie polu powinna konkurować. Powinna starać się o to, aby mieć najbardziej atrakcyjne dla gospodarki wolnorynkowej otoczenie instytucjonalne w Europie, aby przyciągać wielkich zagranicznych inwestorów.

Ale podkreślał pan, że będziemy w stanie konkurować niskimi podatkami dla przedsiębiorstw. A wszystko wskazuje na to, że te podatki będą w UE równane w górę.

Bruksela zrobiłaby błąd, gdyby planowane harmonizowanie podatków w UE polegało na ich podnoszeniu w krajach, gdzie dziś są niskie. To byłoby samobójstwo. Dlatego uważam, że zwycięży opcja obniżania podatków dla spółek. Ale pojawią się pewnie inne obciążenia, np. podatek od transakcji finansowych.

Dla konserwatywnych polityków, jak Radosław Sikorski, pozostawanie euroentuzjastą w takich okolicznościach nie będzie łatwe. Ale rozumiem, że Polska nie ma wyboru. W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, ze względów strategicznych nie może sobie pozwolić na wyjście z UE. Będzie się musiała nauczyć funkcjonować w bardziej federalnej Europie, w której suwerenność państw w sprawach podatkowych zostanie ograniczona. Nadal jednak będzie mogła skutecznie konkurować z innymi krajami UE w kategoriach rządów prawa, jakości instytucji publicznych, edukacji. Dużym atutem Polski jest większa spójność społeczna i kulturowa, niż w większości państw Zachodu. Podzielane przez większość obywateli rozumienie historii, tożsamości, to bardzo cenne aktywa. Multikulturalizm nie wyrządził u was tylu szkód, co w innych krajach Europy.

Czy państwa Zachodu mogą zrobić coś, aby podtrzymać swoją pozycję na arenie gospodarczej i politycznej? To pytanie zadaje pan w swojej ostatniej książce „Civilization. The West and the Rest".

Tłumaczę w niej, że sukces Zachodu w drugiej połowie ostatniego tysiąclecia opierał się na kilku instytucjach, które określam „przełomowymi aplikacjami": to rewolucja naukowa, rządy prawa, nowoczesna medycyna, społeczeństwo konsumpcyjne i etyka pracy. Ale reszta świata zdołała te aplikacje skopiować, podczas gdy na Zachodzie uległy one zarażeniu wirusami i są na różnym etapie rozkładu. Konkurencyjność zachodnich gospodarek mocno spadła, pogorszyła się tam jakość edukacji i prawa, służba zdrowia jest na skraju bankructwa, etyka pracy zanika, a konsumenci nadmiernie się zadłużyli.

Wszystkie te tendencje można zawrócić. Można sprawić, aby nastolatek z Columbus w stanie Ohio był znów lepszy z matematyki, niż nastolatek z Szanghaju. Innymi słowy, Zachód musi zaktualizować swoje oprogramowanie i usunąć wirusy. Wydaje mi się, że ta komputerowa metafora jest trafiona, bo uwypukla, że rozwój gospodarczy zależy przede wszystkim od uwarunkować instytucjonalnych, a nie np. od zasobów bogactw naturalnych.

? ? ?

Czy w Polsce da się kupić obraz Rubensa? O tym i o braku przejrzystości na rynku antykwarycznym  z historykiem sztuki dr Mieczysławem Morką rozmawia Maja Narbutt w wywiadzie Sztuka oszustwa

„Ignorancja i tupet. Powiedział pan kiedyś, że właśnie to w ła śnie charakteryzuje polski rynek dzieł sztuki. Nie przesadza pan?

Odpowiadam za swoje słowa. Nie ulegam emocjom, trzeźwo widzę, co się dzieje. Jest u nas niewiarygodnie dużo ekspertów. Dwadzieścia procent z nich zna się na tym, co robi i umie patrzeć na obraz. Pozostali mają bezczelną odwagę, by pisać ekspertyzy w sposób kompletnie nieodpowiedzialny. Są praktycznie bezkarni.

Ale ktoś ponosi konsekwencje ich nieodpowiedzialności, ten, kto kupuje obraz.

W handlu dziełami sztuki funkcjonują nie tylko nieodpowiedzialni eksperci czyli ignoranci ale mają też miejsce liczne oszustwa. Istnieje coś, co ironicznie nazywam „ numerem na makulaturę". Każdy w branży doskonale, wie jak się to robi, nieświadomy jest tylko klient. Kiedy oferuje się mu się obraz — falsyfikat lub starą kopię jako oryginał — należy zgromadzić gruby plik ekspertyz, zaopatrzonych w szacowne nazwiska i tytuły, stempelki. Taka lektura robi wrażenie na nieświadomej osobie, która przekonana jest, że może zaufać tym opiniom.Podam konkretny przykład. Pokazano mi kiedyś fotografie kopii według obrazu Rubensa, prawdopodobnie z XVII lub XVIII wieku, z prośbą o wycenę w jakiś finansowych rozliczeniach. Określiłem wartość na jakieś 3 tysiące dolarów. Półtora roku później zgłosił się do mnie poważny biznesmen, któremu zaoferowano obraz Rubensa w ramach rozliczeń finansowych. Rzecz jasna autentyczność dzieła potwierdzili eksperci. Spotkałem się z nim, pokazał mi fotografie. Zobaczyłem tę samą kopię, wartą 3 tysiące, tylko teraz, dzięki opiniom ekspertów, wycenioną sto razy więcej.

Morał jest taki, że wszyscy na rynku sztuki wiedzą, w co się gra, z wyjątkiem nabywcy

Jest jeszcze inny morał. Powiedzmy to wyraźnie: w Polsce nie kupi się Rubensa. To nie ten kraj, nie ten rynek. Obrazy wielkich malarzy sprzedaje się w zachodniej Europie, USA, może Rosji. W Polsce jesteśmy skazani na polskich malarzy a także trzecio czy czwartorzędne malarstwo, które się importuje przeważnie z Niemiec. Jesteśmy krajem dość biednym i nigdy nie było u nas prawdziwych, wielkich kolekcji.

Ponadto w Plusie Minusie

„Resort został okrojony – ale i tak jest ogromny. Jego szef Sławomir Nowak odpowiada za to co dzieje się na morzu i drogach, na kolei i w przestrzeni powietrznej. Podlegają mu tysiące ludzi.  Książka w czerwonej okładce – w której wymienione kompetencje ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej liczy kilkaset stron. Nowak musi mieć ją zawsze pod ręką, żeby wiedzieć za co odpowiada – żaden normalny człowiek nie byłby w stanie tego spamiętać". Temu, co kryje czerwona księga  poświęcili swój reportaż  Ministerstwo ziemi, wody i powietrza Michał Majewski i Paweł Reszka

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą