Romantyzmowi zawdzięczamy odnowienie naszej wolności. W 1795 roku, po trzecim rozbiorze, dominowały nastroje końca – nie tylko państwa, ale narodu, kultury i języka. Można było wtedy zaakceptować wyrok historii i pogrążyć się w niebycie. Wielkość Polaków w XIX wieku polegała jednak na tym, że ostatecznie nie pogodzili się z tym stanem rzeczy. Polski romantyzm i czyn legionowo-powstańczy był odpowiedzią na zniewolenie. Do dziś żywimy się tym, co niesie ten właśnie nurt naszej kultury, wokół niego toczą się polskie spory.
W XIX wieku też mieliśmy do czynienia z całą gamą postaw. Było stronnictwo białych, którzy nie chcieli wybuchu powstania styczniowego, bo uważali walkę zbrojną za przeciwskuteczną. Byli pozytywiści...
Dróg do niepodległości było wiele. Żadnej z nich nie można lekceważyć. Gdy powstania przegrywały, trzeba było rozwijać pracę organiczną. Masy chłopskie udało się przekonać do polskości dzięki pracy tysięcy ludzi i setek tajnych oraz jawnych stowarzyszeń. Wszystkie te działania nie przyniosłyby jednak skutku, gdyby nie zrywy niepodległościowe, które uświadamiały, że Polska jest tyle warta – warta tak wielkich poświęceń, opiewanych w porywających (i trafiających pod strzechy) dziełach kultury. Nie udało się to jeszcze w 1846 roku, gdy doszło do rabacji galicyjskiej, nie udało się w 1863 roku w czasie powstania styczniowego, ale w 1920 roku polscy chłopi nie poszli już za hasłami zemsty klasowej. Podjęli walkę z Armią Czerwoną o wolną Polskę. Tym różnili się wówczas od Białorusinów, Ukraińców i Rosjan, w których masach słabość poczucia narodowego okazała się tragiczna w skutkach. W XIX-wiecznej Polsce nurty zwolenników walki zbrojnej i pracy organicznej wytworzyły synergię. Misja podnoszenia cywilizacji uzupełniała się, a nie kłóciła, z szerzą- cym się poczuciem niezgody na niewolę. W 1918 roku i zaraz potem, w czasie wojny polsko-bolszewickiej, okazało się, że efekt tej synergii był dla kraju zbawienny.
Stawia pan dziedzictwo romantyzmu w centrum polskości?
Z polskiej tradycji nie można wyjąć żadnego elementu. Różne nurty przeplatają się, odwołujemy się do każdego z nich. Zdecydowanie sprzeciwiam się tylko tak silnej dziś tendencji do wyrzucenia tradycji romantycznej na śmietnik historii. Jeśli odrzemy polskość z tej tradycji, z wpisanej w nią wierności imponderabiliom, takim jak wolność, narodowa duma ze wspólnej historii, z dziedzictwa kultury – to zostanie nam krzątanie się wokół ciepłej wody w kranie. To ważne, ale to nie wystarczy, żeby być Polakiem. Gdyby do takiej tylko krzątaniny zredukować polskość, to nic przecież nie zatrzymałoby nas w kraju: gdzie indziej są wszak lepsze drogi, lepsze krany, czystsza i cieplejsza w nich woda.
Czy romantyzm się nie zdezaktualizował? Być może potrzebujemy jakiegoś nowego zestawu wartości? Żyjemy w dość bezpiecznym otoczeniu, wydaje się, że żadna wojna nam nie grozi.
Często stawia się dziś tezę, że wolność jest wartością już niezagrożoną, że tradycja walki o nią jest anachronizmem. A ja się zastanawiam, czy choćby ostatnie tak liczne protesty przeciwko ACTA nie są kolejnym przejawem żywotności i aktualności polskiej tradycji romantycznej? Tak samo jak jej częścią są nie mniej liczne protesty uliczne ludzi demonstrujących w obronie telewizji Trwam. Spoiwem tych ruchów jest walka o wolność. Może kiedyś się porozumieją? Myślę, że mimo zaklęć krytyków polskiej martyrologii tradycja tej walki nigdy u nas nie zginie, a Polacy nie zrezygnują z obrony swojej tożsamości.
Andrzej Nowak jest historykiem, publicystą, profesorem nauk humanistycznych, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Arcana". Ostatnio opublikował m.in. „Od Polski do post-polityki: intelektualna historia zapaści Rzeczpospolitej" (2010)