W hołdzie umierającym w Bejrucie

Gdy zasiadałam, jak zawsze w ostatniej chwili, do pisania tego felietonu, pojawiły się informacje o eksplozji w Bejrucie. Władze Libanu mówią o nieszczęśliwym wybuchu kilku tysięcy ton saletry amonowej przechowywanej bez należnych zabezpieczeń w środku miasta. Prezydent Donald Trump mówi na konferencji prasowej o „strasznym ataku", a pytany przez dziennikarzy o szczegóły, utrzymuje, że „powiedzieli mu o tym generałowie". Na szczęście nie tylko Izrael natychmiast zapewnia o swojej niewinności, ale – co jest wręcz niespotykane – Hezbollah – największy wróg Izraela – podtrzymuje tezę o niewinności Tel Awiwu.

Publikacja: 07.08.2020 18:00

W hołdzie umierającym w Bejrucie

Foto: AFP

Gdy mowa o olbrzymiej liczbie zaginionych, można zakładać, że w ciągu najbliższych dni wzrośnie liczba zabitych i rannych. Trudno sobie wyobrazić miasto, prawie dwumilionowe, rozbite, podzielone, z ponad 4 tysiącami rannych – a może i więcej – którzy muszą zostać odnalezieni, przewiezieni i uratowani.

Trzeba było tego nieszczęścia, by Liban znów trafił na pierwsze strony gazet. I jest coś przewrotnego w maniakalnym pokazywaniu w internecie i w telewizji wybuchu ze wszystkich możliwych stron. Tak jakby ci, którzy zarabiają na sprzedawaniu widoków, nie mogli się nacieszyć z gratki, która ich spotkała.

Pół wieku temu Liban uchodził za państwo, z którego wszyscy mogli brać przykład. Pięknie położone, niewielkie, z umiarkowanym klimatem, z wielowiekową historią sięgającą Fenicji, wyrafinowaną kuchnią, wielokulturowe, wielojęzyczne, przyciągało turystów z całego świata, a Bejrut uchodził za Paryż Bliskiego Wschodu. Zachwycano się również spokojną, zdyscyplinowaną polityką tego kraju, jedyną w swoim rodzaju.

Liban, francuska kolonia, uzyskał niepodległość podczas drugiej wojny światowej i – tak jak to wtedy często bywało – mądrzy ludzie wymyślili system dyskretnie ograniczający pełną demokrację w imię zabezpieczenia harmonii, pokojowego współżycia i pluralizmu. Niepisana konstytucja, czyli pakt państwowy z 1943 roku, gwarantowała kilka stanowisk różnym grupom społeczno-politycznym, określanym jako religijne. Prezydentem miał być chrześcijanin maronita, przewodniczącym parlamentu – muzułmanin szyicki, premierem – sunnita, a wicepremierem przedstawiciel prawosławnego Kościoła greckiego.

Spokój, przerywany próbami przechylenia szali na którąś ze stron, trwał ponad 30 lat, aż do 1975 roku. Przez ostatnie 45 lat trwa zaś wojna domowa, przerywana próbami wprowadzenia pokoju. Liban zamieszkuje około 7 milionów osób. Nie tylko około, ale też „na oko", bo od lat 30. XX wieku nie przeprowadzano spisu ludności, gdyż mogłoby to wywołać napięcia etniczno-religijne.

7 milionów to liczba podawana i przed 1975 rokiem, i obecnie. Ale nie musi być prawdziwa. Około 2 milionów Libańczyków wyemigrowało po rozpoczęciu wojny domowej. Byli to w dużej mierze chrześcijanie (podobna demografia emigracji jest odnotowywana w Palestynie), ludzie raczej wykształceni. Rozrodczość spadła w ciągu ostatnich 50 lat z 5,0 do 1,75. Lukę demograficzna, jeśli można tak powiedzieć, zapełnili uchodźcy, których liczebność jest także tylko szacunkowa. Organizacje zajmujące się uchodźcami mówią o około pół milionie palestyńskich i ponad milionie uciekinierów z Syrii. Ci pierwsi mieszkają w obozach, które często są po prostu wydzielonymi dzielnicami miast, ci drudzy przebywają najczęściej w prawdziwych, ciągnącymi się kilometrami obozach z namiotami, nędzą, chorobami i całkowitą beznadziejnością.

Od początku pandemii Liban podaje dane o zachorowaniach, zgonach i wyzdrowieniach, które są raczej umiarkowane, ale wedle organizacji humanitarnych nie obejmują uchodźców, czyli około jednej trzeciej osób zamieszkujących terytorium państwa. Od kilku już lat Liban uznawany jest za państwo na skraju upadku, ale w sytuacji, w której trwa wojna w Syrii, a Libia stanowi jedną czarną dziurę, trafia na pierwsze strony gazet dopiero po masakrze, jaka miała właśnie miejsce w Bejrucie. Chyba że ktoś interesuje się kinem, i to najwyższego gatunku. Mógł więc słyszeć o libańskim kandydacie do ostatnich Oscarów, niezwykłym filmie „Kafarnaum", wyreżyserowanym przez Nadine Labaki. Serdecznie polecam, w hołdzie umierającym dziś w Bejrucie. 

Gdy mowa o olbrzymiej liczbie zaginionych, można zakładać, że w ciągu najbliższych dni wzrośnie liczba zabitych i rannych. Trudno sobie wyobrazić miasto, prawie dwumilionowe, rozbite, podzielone, z ponad 4 tysiącami rannych – a może i więcej – którzy muszą zostać odnalezieni, przewiezieni i uratowani.

Trzeba było tego nieszczęścia, by Liban znów trafił na pierwsze strony gazet. I jest coś przewrotnego w maniakalnym pokazywaniu w internecie i w telewizji wybuchu ze wszystkich możliwych stron. Tak jakby ci, którzy zarabiają na sprzedawaniu widoków, nie mogli się nacieszyć z gratki, która ich spotkała.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał