Ekspedycje na Czarny Ląd, Dni Kolonii, defilady i masowe poparcie społeczeństwa poszukiwania zamorskich terytoriów. To nie science fiction, tylko pomysły obywateli II RP. Zostały z nich głównie dziennikarskie relacje w poczytnym miesięczniku „Morze".
A gdyby tak Liberia? Taka afrykańska kolonia to przecież rynek zbytu dla polskich produktów, źródło surowców naturalnych i polskie wielohektarowe plantacje kawy, kakao, kauczuku. I jeszcze polscy koloniści w tropikalnych kaskach noszeni po bezdrożach Czarnego Lądu w lektykach niesionych przez miejscowych. Taka Liberia potrafi pobudzić wyobraźnię... Nic więc dziwnego, że w 1934 roku do tego państwa w Afryce Zachodniej wyruszył wyczarterowany statek „Poznań". Na pokład zabrano prawie 2 tys. ton polskich produktów z polskich fabryk i warsztatów. Cement w beczkach, gwoździe, żelazo, kołdry, chustki na głowę, a nawet kilkaset emaliowanych nocników, na które niestety nie było zbyt wielu chętnych, bo poobijały się w transporcie. W składzie polskiej ekspedycji było ośmiu plantatorów, którzy mieli zapoczątkować polskie osadnictwo w Liberii, a także korespondent kilku tytułów prasowych i operator, który wiekopomną wyprawę uwiecznił na taśmie filmowej.
Mrzonki? Romantyczna wyprawa z góry skazana na porażkę? Tak widzimy to dzisiaj, w Dwudziestoleciu traktowano to śmiertelnie poważnie. W końcu II RP miała dostęp do morza, prężnie rozwijał się port w Gdyni, więc czemu nie wyruszyć w poszukiwaniu zamorskich terytoriów? Kolonie miały pozwolić Polsce na zdobycie pozycji mocarstwa, a także być remedium na wiele problemów. W szybkim tempie przybywało ludności, wielu gospodarzom trudno było wyżywić z niewielkich poletek bardzo liczne rodziny. Niektórzy uciekali do miast, do pracy w odbudowującym się przemyśle. Ale gdyby tak Polska miała zamorskie kolonie... Na takich marzeniach wyrosła potęga założonej w 1930 roku Ligi Morskiej i Kolonialnej, która w przededniu II wojny światowej liczyła blisko milion członków! Finansowano ją z budżetu państwa, ale i ze składek obywateli. Do Ligi należały znaczące postacie – posłowie, senatorowie, generałowie. Prezesem Ligi był generał Gustaw Orlicz-Dreszer, żołnierz Legionów Polskich, uczestnik I wojny światowej i wojny z bolszewikami.
Liga organizowała Dni Kolonialne i defilady, na które przychodziły tłumy z transparentami „Żądamy kolonii zamorskich dla Polski", „Siła Polski leży w koloniach" czy „Afryka źródłem surowców". Organizacja nie zapomniała o najmłodszych. Zorganizowała blisko trzy tysiące szkolnych kół, gdzie zafascynowani morskimi przygodami uczniowie zdobywali sprawności wzorowane na harcerskich: „Znawca kolonii" czy „Geograf morski".
Polska sprawdzała możliwości osiedlania się w portugalskiej Angoli, dyplomaci badali, czy Francja i Wielka Brytania zgodziłyby się na odstąpienie choć części dawnych niemieckich kolonii – Togo i Kamerunu. Szukano też nieskolonizowanych jeszcze państw. Wolne było Haiti. Albo Liberia, która będąc w trudnej sytuacji politycznej, sama wysłała swojego przedstawiciela do Polski, proponując współpracę gospodarczą i prosząc o protektorat. Krąży nawet legenda, że do porozumienia gospodarczego podpisano tajny protokół, w którym Liberia zobowiązuje się, że w razie konfliktu zbrojnego w sukurs Polsce wyśle 100 tysięcy liberyjskich wojowników!