Reklama
Rozwiń

Herling-Grudziński: Ferajna tańczy, ja nie tańczę

Co uderza nas dziś naszą we wracającym po latach na półki księgarskie „Dzienniku pisanym nocą"? Refleksja nad komunizmem? Samotność autora?

Publikacja: 24.11.2012 00:01

W maju 1991 r. Gustaw Herling-Grudziński gościł w Krakowie, gdzie m.in. poznał Wisławę Szymborską. Po przyznaniu jej Nagrody Nobla przypomniał sobie, że przysiadła się wówczas do niego i szepnęła do ucha: – A ja wolę pana dziennik od dzienników Gombrowicza.

Jako człowiek mało (stosunkowo) próżny – tak sam się określał – natychmiast umieścił historyjkę w „Dzienniku pisanym nocą".

Dziś, gdy trzy ogromne, ponad 1000-stronicowe tomy zamknęły edycję „Dziennika" w ramach „Dzieł zebranych" Herlinga, wypada z uwagą wczytać się w zdanie autora: „»Dziennik pisany nocą« spełnia wszystkie moje ambicje pisarskie. Mnie on całkowicie wystarcza i chyba dlatego nie napiszę powieści. Moim opus magnum będzie więc »Dziennik«".

Nie znaczy to, że mamy w pełni zaakceptować „Dziennikowe" treści – szczególnie w kontekście zasług „późnego" Herlinga, przyjmując z dobrodziejstwem inwentarza jego poglądy głoszone w „Dzienniku", najpierw na łamach „Kultury", następnie „Plusa Minusa", od roku 1971 po 2000.

Niemniej powtórna, po latach, lektura „Dziennika pisanego nocą" pozwala powrócić do spraw ważnych a już zapomnianych. Choćby do trudno zrozumiałego nietłumaczenia przez lata na francuski „Innego świata". Dopiero w latach 80. zeszłego wieku, gdy na powieść zwrócił uwagę Jose Semprun (pisarz ceniony, antyfaszysta, ale co może najważniejsze – przez trzy lata minister kultury w rządzie Gonzalesa), książka mogła się ukazać u Denoela, przełożona zresztą z angielskiego. Wcześniejsza edycja była niemożliwa, choć admiratorem „Innego świata" był sam Albert Camus, a książka figurowała w planach wydawniczych Plonu.

Talent i charakter

Dlaczego tak się działo? Zdumiewającą tezę na ten temat przedstawił Henryk Grynberg, robiąc z Herlinga klasycznego... Żyda-antysemitę.

– Ja z niego nie zrobiłem Żyda-antysemity – tłumaczył mi Grynberg – on był Żydem-antysemitą, co udowodnił w „Innym świecie", w wolnej Polsce obowiązkowej lekturze szkolnej, wydawanej w setkach tysięcy egzemplarzy. W tej książce wszyscy Żydzi są skarykaturyzowani, odczłowieczeni i wstrętni. To fałszywa, antysemicka proza. Mnie jest bardzo przykro, że musiałem na to zwrócić uwagę, bo wolałbym, żeby uczynili to krytycy, literaturoznawcy. Ale oni milczeli, a ja nie mogłem czegoś takiego przepuścić, choć uważam Herlinga-Grudzińskiego za świetnego pisarza, a jego poglądy polityczne z mojego punktu widzenia były – że tak się wyrażę – słuszne. To jednak nie ma nic do rzeczy. Pisarz musi mieć pewną wrażliwość intelektualną, której w „Innym świecie" nie ma. Są natomiast niezliczone opisy Żydów szkaradnych – fizycznie i charakterologicznie. A brak charakteru wykazał sam Herling. To Czesław Miłosz powiedział, że u pisarza równie ważny jak talent jest charakter. Zdarzają się tacy autorzy, nawet zdolni, którym jednak nie ufamy. I to jest ten przypadek.

– Pan ma do Herlinga pretensje również o to, że w tajemnicy utrzymywał swoje pochodzenie...

– Kiedy jego żydowskość wyszła na jaw, zaczęto dodawać, że jego rodzina była całkowicie zasymilowana. Co to za tłumaczenie, do tego całkowicie nieprawdziwe, bo to była żydowska rodzina praktykująca? Jego matka, z Bryczkowskich, rzekomo miała być Polką, ale Herling ochrzcił się dopiero w 1944 roku, jakiż więc obrządek religijny towarzyszył jego narodzeniu jak nie obrzezanie? Dziecko nieżydowskiej matki nie jest żydowskie i – jak piszę w „Pamiętniku" – żaden mohel nie zgodziłby się go obrzezać, czyli przyjąć do żydowskiego przymierza. I jaka polska matka dałaby mu na imię Gecel? A co do nazwiska, to moja babka była Szczepańska, a na imię miała Dwojra. Wie pan, gdyby nie było wojny i okupacji, można byłoby zrozumieć, że pisarz poddany antysemickiej presji chciał uciec od żydostwa. Ale nie przyznawać się do żydostwa po Holokauście, porzucić te ofiary... To smutne, ale niekiedy Żydzi tak bardzo nie chcą być Żydami, że nienawidzą Żydów, bo to – jak utrzymują – przez nich są za Żydów uważani i okupują się antysemityzmem kosztem innych Żydów. Z tego punktu widzenia Gustaw Herling-Grudziński to klasyk.

– Czy te antysemickie akcenty „Innego świata" mogły mieć pana zdaniem wpływ na to, że książka, choć przełożona na wiele języków, nie zrobiła takiej kariery, do jakiej była predestynowana? Było to przecież, przypomnę, jedno z pierwszych – tak ważnych – oskarżeń komunizmu, o 20 lat wyprzedzające „Archipelag Gułag" Aleksandra Sołżenicyna.

– Sądzę, że właśnie tak było. Nikt zresztą wtedy nie wiedział, że autor jest Żydem, myślano, że to jakiś polski antysemita. Dlatego francuscy wydawcy nie zdecydowali się na edycję książki. Jednocześnie uzyskał Herling rekomendację bardzo wówczas wpływowego Bertranda Russella. Pewnie nie zwrócił on uwagi na kwestię żydowską; ważny dla niego był opis rzeczywistości sowieckiej, rzeczywiście świetny.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Donald Trump, Ukraina i NATO. A co, jeśli prezydent USA ma rację?
Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy