Zyta, moja eksżona, którą przypadkowo spotkałem, powiedziała mi, żebym się spytał lekarzy, czy jest możliwy przeszczep palców, to ona byłaby gotowa zaofiarować mi dwa palce. Że z trzema palcami ona sobie poradzi" – pisał Edward Stachura w przejmującej prozie „Pogodzić się ze światem" pisanej tuż przed śmiercią. Był rok 1979 i Zyta Oryszyn, autorka trzech powieści, na dobre już związała się z opozycją i drugim obiegiem, w którym wydała kolejne utwory: „Czarną iluminację" (1981) i „Madam Frankensztajn" (1984). Potem drukowała jeszcze w pismach podziemnych i prasie literackiej po 1989 r., ale na nową książkę musieliśmy czekać aż do roku 2012.
Leśny Brzeg to miejscowość na tzw. Ziemiach Odzyskanych, do której po wojnie przybywają Polacy. Każdy z nich, dorosły czy dziecko, jest okaleczony, niesie w sobie wspomnienia utraconego domu, śmierci najbliższych, przerwanego wojną normalnego życia. Wspomniałem o dzieciach, bo one w prozie Oryszyn są głównymi bohaterami, narratorami i kronikarzami dziejącej się wokół nienormalności. Dzięki nim ponury stalinizm i szara reszta okresu zwanego PRL-em nabiera baśniowego i groteskowego charakteru, czasem nawet znika jego brzydota. Bo dzieci marzą, wyobrażają sobie inne światy, myszkują na poniemieckich strychach, odkrywają stare książki i skarby, widzą nędzę ludzką i materialną jako coś zupełnie wyjątkowego. Proza Zyty Oryszyn daleka jest od idealizacji tamtych czasów, wyrosła z buntu przeciw komunie.
Dzieci z Leśnego Brzegu są męczone i okaleczane, giną w „komunistycznej maszynce do mielenia ludzkiego mięsa", która nie zna litości. Wacio Brylak vel Emil Dwernicki (rodzina ukrywa swoją „kułacką" przeszłość) umiera po ucieczce z posterunku UB, Olek Walewski wraz z babką giną w obozie w Łambinowicach. Marcyś, po aresztowaniu ojca, w wieku 10 lat trafia do domu dziecka, a Franka Salatycka wpada pod pociąg i po śmierci straszy przybyłych zza Buga, brzęcząc szklankami w poniemieckich kredensach. Do tego dochodzi galeria dorosłych: jakiś Stasiulek, robiący prowincjonalną karierę komuszek, panie Kiszkajtis i Pitkowa, panna Władzia – groteskowa miejscowa kurtyzana, dozorca Dybuk. Wszyscy oni są brzydcy, bo sponiewierani, odbija im szajba. Ich historia kończy się smutno.
Zyta Oryszyn napisała książkę wieloznaczną, doprowadzając narrację aż do czasów stanu wojennego. Uderza język: bogaty, naznaczony mową przesiedleńców, naiwny naiwnością i niewinnością dzieci, a przecież trafiający w sedno, ściśle przylegający do opisywanej rzeczywistości. Domyślamy się, że ktoś, kto pisze tak przekonująco, musiał kiedyś doświadczyć tamtej Atlantydy i zapragnął ją uratować. ?
Zyta Oryszyn, „Ocalenie Atlantydy", Świat Książki, Warszawa 2012.