Ucieczka z Egiptu

Do Baudrillarda odnosiłem się mniej więcej tak, jak jakiś rękodajny szarak z orszaku Radziwiłła Panie Kochanku do Condillaca, czyli z dystansem maskującym oprószoną lekceważeniem ignorację

Publikacja: 21.12.2012 11:07

Mała cisza, Michał Płoski, Dom Środowisk, Twórczych, Kielce, 2012

Mała cisza, Michał Płoski, Dom Środowisk, Twórczych, Kielce, 2012

Foto: Plus Minus

Perukarz jakiś, i to kto wie, może znoszący się z obcymi potencjami, jak to oni mają w zwyczaju? I nawet nie da się go przyszpilić wzgardliwym rymem na kształt nieśmiertelnego Stasiukowego „Gadamer-radamer". Cudak, i tyle.

Trzeba było zaproszenia na kinderbal w jednym z centrów rozrywki, żebym zrozumiał, że bez wsparcia filozofa nie udźwignę nieznośnej lekkości pozorów. Szliśmy z córką korytarzami w głąb gigantycznego hangaru: rytmy błyskających, każde w innym rytmie, kobaltowych i białych diod nakładały się na siebie, damy z pierzastymi skrzydłami i koboldy w malinowych kurtkach wręczały nam kartki informujące o przecenach i to mnie, o dobrych kilka lat za wcześnie, przyszło być demitologizatorem, tłumaczącym, że to nie Mikołaje i anioły, lecz przebierańcy. Schodami w górę, schodami w dół: dziesiątki odlanych z jednej formy nóg odzianych w pończochy wszystkich barw wznosiły się w witrynach niczym w stop-klatce doskonałego kankana.

Na końcu budynku, na dnie jaskini, wpuszczono nas do wnętrza wypełnionego bez reszty plastikiem: odlane były z niego krzesła, stoły i milijon kulek, samochody, lale, miecze, peleryny, tunele, rury, bębny i skrzydła podwieszonych pod sufitem motyli wielkości lotni, Baby Jagi, Tygryski i pnie drzew-niedrzew z sęczkami spod sztancy. Nic nie zachęcało, żeby podejść do kilku okien, wychodzących na porzucone w grudniu ogródki działkowe i rozrzutnie umieszczony na pustkowiu bilboard, na którym jegomość noszący z knajackim wdziękiem czarną marynarę bez krawata zachęcał do poparcia jego Ruchu Politycznego – nie wiem, czy ślepą ścianę supermarketu, czy gnijące pnącza miechunki. Sztuczność wyobrażeń wokół kipiała jak mleko. Symulakra, panie. Baudrillard miał rację.

Francuski socjolog nie podsuwał żadnych rozwiązań, owszem, twierdził, że „toniemy w hiperrealności" i nie ma na to ratunku. Człowiek wzbrania się jednak przed podobną kapitulacją. Od rzymskich czasów po Miłosza, chwalącego w „wierszu rekonwalescencyjnym", dedykowanym Stanisławowi Vincenzowi, urodę prawdziwych, pojedynczych rzeczy.

...Tytoń schnący


Pod okapem  i pługi, i koła drewniane,


I zbocza gór, i jesień przy mnie są.

Kiedy dotarliśmy do domu, kiedy zapadł wieczór, kiedy udało się zapomnieć megafonowych zachęt,  rozrobiliśmy gruzłowaty klej z mąki i długo kleiliśmy łańcuchy, krzywo wycinaliśmy woły i osły z brystolu, nawlekaliśmy anioły na rwące się nitki. Rękodzieło, trud małych i większych palców, przetwarzanie materii. Poiesis, nasze małe plastelinowe kosmogonie.

I jeszcze raz Miłosz:

W nadkarminach witraży, w koronce kamieni,

W kaligrafiach ciemnozłotych magii i alchemii,

W mapach, na których świecą lądy bajeczne,

W globusach opasanych przez drogi mleczne,

W szprychach koła młyńskiego u wodospadów,

W dźwiękach lutni, w zasłonach z ciężkich brokatów,

Był mój dom i moje schronienie

I z Egiptu wyprowadzenie,

Z kosmicznej obojętności.

Kolorując pysk wołu świecową kredką, wspomniałem, który to już raz, na zapiski pana Michała Płoskiego, który od końca lat 80. pisze ikony w pustelni-niepustelni w Górach Świętokrzyskich. Jego oszczędne opisy przygotowywania desek pod ikonę, gruntowania sęków, sięgania po kilka prostych kolorów, a na sąsiedniej stronie „żółtych igieł, które za każdym powiewem wiatru sypią się ze zwalonego modrzewia" obdarzają nas spokojem i przypominają, na jaką miarę zostaliśmy stworzeni. Te są nasze luksusy, nasze ucieczki z Egiptu: kilka smaków, kilka barw, mała cisza.

Perukarz jakiś, i to kto wie, może znoszący się z obcymi potencjami, jak to oni mają w zwyczaju? I nawet nie da się go przyszpilić wzgardliwym rymem na kształt nieśmiertelnego Stasiukowego „Gadamer-radamer". Cudak, i tyle.

Trzeba było zaproszenia na kinderbal w jednym z centrów rozrywki, żebym zrozumiał, że bez wsparcia filozofa nie udźwignę nieznośnej lekkości pozorów. Szliśmy z córką korytarzami w głąb gigantycznego hangaru: rytmy błyskających, każde w innym rytmie, kobaltowych i białych diod nakładały się na siebie, damy z pierzastymi skrzydłami i koboldy w malinowych kurtkach wręczały nam kartki informujące o przecenach i to mnie, o dobrych kilka lat za wcześnie, przyszło być demitologizatorem, tłumaczącym, że to nie Mikołaje i anioły, lecz przebierańcy. Schodami w górę, schodami w dół: dziesiątki odlanych z jednej formy nóg odzianych w pończochy wszystkich barw wznosiły się w witrynach niczym w stop-klatce doskonałego kankana.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy