Syn Adama

Pamiętniki" Władysława Mickiewicza to imponujący tom Iskier w sztywnej oprawie – 1012 stron dużego formatu, z których nie więcej niż jedną da się przeczytać, trzymając rzecz w ręku...

Publikacja: 01.02.2013 10:09

Syn Adama

Foto: ROL

Władysław urodzony w roku 1838 zmarł w 1926. W 17. roku życia stracił oboje rodziców. W tomie pierwszym opowiada o domu rodzinnym, swym dzieciństwie i wczesnej młodości. Jak na nasze upodobania trochę za mało tam o ojcu, więcej o matce, jej charakterze. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze ojca widywał. Między marcem 1848 a lipcem 1849 roku poeta przebywał we Włoszech, tworząc Legion Rzymski. Z drugiej strony jest Władysław autorem czterotomowego „Żywotu A.M".  W pisanych później „Pamiętnikach" jest raczej mowa o bywalcach domu, emigrantach polskich, włoskich, węgierskich, rumuńskich, także rosyjskich, gwałtownych dyskusjach politycznych nie zawsze dla chłopca zrozumiałych. Po latach, przypominając je sobie, odkrywa ich sens. Opowiadając rzeczy w zasadzie w kolejności zdarzeń, potrafi jednak z akapitu na akapit przeskakiwać kilkadziesiąt lat.

Życie codzienne nie ograniczało się jednak do polityki. „Wieczorami artyści polscy, którzy bawili chwilowo w Paryżu, występowali u nas, tworzyły się kwartety i muzyka była rozrywką". Bywali także w domu wybitni Francuzi, przede wszystkim koledzy ojca, usunięci wraz z nim w 1844 r. profesorowie College de France Jules Michelet i Edgar Quinet, którzy otaczali go po osieroceniu swą przyjaźnią, podobnie jak jego ojciec chrzestny Adam Jerzy Czartoryski, starszy od niego o 68 lat.

W 19. roku życia Władysław debiutuje jako tłumacz, ogłaszając francuski przekład „Opowieści kozackich" Michała Czajkowskiego. Mając lat 20, poznaje w Paryżu Józefa Ignacego Kraszewskiego: zachowały się 203 listy W.M. do Kraszewskiego, 71 do Józefa Korzeniowskiego, autora „Kollokacji", 57 do Teofila Lenartowicza; pełna lista jego znanych korespondentów liczy 71 nazwisk.

W 1859 roku Władysław w towarzystwie starszego przyjaciela, byłego sekretarza ojca Armanda Levy  przenosi się do Genewy, zaczynają tam wydawać pismo polityczne „L'Espérance". W roku 1860 odwiedza Poznańskie, gdzie jego nazwisko otwiera przed nim wszystkie domy. Gości w Bibliotece Kórnickiej Tytusa Działyńskiego. Uzyskuje aprobatę i wsparcie dla swego pisma.

Z początkiem 1861 postanawia zrealizować swe wieloletnie marzenia: „Zwiedzić miejsca, w których upłynęło dzieciństwo i lata chłopięce ojca, odnaleźć  ostatnich świadków jego młodości". Wie, że jest to niemal nieosiągalne, ponieważ nawet list polecający ówczesnego francuskiego ministra spraw zagranicznych nazwiskiem Aleksander Walewski nie pomagał potomkom emigrantów wyzutym z praw obywatelskich w uzyskaniu rosyjskiej wizy. Podróżowanie natomiast z fałszywymi papierami narażałoby osoby, które odwiedzi. Wziął więc francuski paszport do Aten i Konstantynopola.

I tak od strony 321. zaczyna się pierwszy prawdziwie fascynujący fragment „Wspomnień".  Podróż rozpoczęła się w początkach lutego 1861. „Pierwszy postój nastąpił w Messynie. Kapitan kazał nam wszystkim zostawić zegarki na okręcie, zapewniając, że jego wystarczy, a w tłumie będzie pełno złodziei. Rzeczywistość potwierdziła te słowa, zegarek kapitana został skradziony". Partenon obejrzał o zachodzie słońca. „Błąkając się przez noc po Atenach, pytałem smutnie, czy je znowu kiedykolwiek zobaczę?" Wiemy, że nie.

W Stambule, gdzie dopłynął 21 lutego, najpierw dowiedział się o statki odpływające do Odessy, a następnie odnalazł pięknie położoną rezydencję Sadyka Paszy-Michała Czajkowskiego i jego żony Ludwiki Śniadeckiej, z którą od dawna korespondował. Został zaproszony, by mieszkać u nich, jak długo zechce.

Ponieważ port w Odessie był wciąż oblodzony, bez wyrzutów sumienia przedłużał pobyt, zwiedzał miasto, także dom, w którym umarł ojciec, Hagia Sofia, meczet, eskortowany przez oficera Sadyka, źle sobie radząc w konnych przejażdżkach.

Wreszcie 23 lutego pożegnał gospodarzy, wykupił bilet do Odessy i wpadł do ambasady rosyjskiej. Zdyszany zwrócił się do urzędnika: „Niech pan będzie łaskaw pośpieszyć się, gdyż mogę się spóźnić. – Ma pan francuski paszport, więc wiza zajmie tylko chwilkę – odparł, nie zaglądając do paszportu, tylko szybko przyklejając marki –  ale obawiam się, że istotnie może się pan spóźnić na statek".  Wyszedł za nim do bramy, pokazując najkrótszą drogę do portu i życząc szczęśliwej podróży. W ostatnich sekundach W.M. znalazł się na pokładzie.

Towarzystwo podróżne składało się z kupca odeskiego, przemysłowca greckiego, pary ormiańskiej, nauczyciela Szwajcara i modystki francuskiej. Na morzu rozpętała się straszliwa burza. Wszyscy byli przerażeni, wiedząc, że niedawno jeden statek tu zatonął. „Podróż trwała w milczeniu. Większość załogi stanowili Polacy, unikający jednak rozmowy z nieznajomym w ojczystym języku".

„Nagle statek zatrząsł się i stanął". Ugrzązł w lodzie. Pozostawało: czekać odwilży  bądź iść pieszo do Odessy. Wybrali to drugie. Siódemka w futrach i z bagażami, opuszczona przez kapitana i załogę. Szli tak na chybił trafił po niepewnym lodzie. Dostrzegli w pewnej chwili grupę idącą naprzeciw. Radość, że nadchodzi pomoc, nie trwała długo. Otoczyli ich uzbrojeni żołnierze. Do Odessy weszli jak zbrodniarze pod strażą bagnetów. Na lądzie zostali zamknięci, a oficerowie policji badali paszporty i bagaże.  Wreszcie ich uwolniono. W hotelu dowiedział się, że przed ruszeniem w dalszą drogę musi uzyskać od gubernatora pozwolenie podróży – podorożną. Mając niezbędny papier, ruszył szybkimi saniami wysłanymi słomą dla ochrony przed mrozem. Jego nazwisko zapewniało mu serdeczne przyjęcie i bankiety na jego cześć w kolejnych miastach: Kijowie, Żytomierzu, Mińsku, Nowogródku, Tuchanowiczach i mijanych po drodze dworach. A zarazem nieustanną uwagę władz policyjnych. Zdążył też przed pierwszym aresztowaniem i rewizją zastosować się do rady, by spalić wszelkie papiery, nie robić notatek, adresów uczyć się na pamięć. Dopiero w Wilnie nie doszło do bankietu, ponieważ odmówił złożenia wizyty dawnemu przyjacielowi ojca,  Odyńcowi, uznając jego postawę za zbyt miękką wobec caratu, a stary poeta z urzędu prezydował na podobnych uroczystościach. Poznał też zróżnicowaną siłę perswazyjną waluty rosyjskiej, w kraju, gdzie brano według rangi: 10 kopiejek dla woźnicy, 25 rubli dla oficera żandarmów. [Dziesiątki zajmujących szczegółów takich jak przeprawa na zachodni brzeg Berezyny. Nie było mostu, rzeka była zamarznięta. Miejscowy Żyd zaproponował, że za trzy ruble załatwi sprawę. Wkrótce pojawiło się ich trzech. Jeden trzymał długą żerdź, dwaj ciągnęli za sznury wielką drewnianą skrzynię wysłaną słomą, tak wielką, że Władysław włożony do niej zniknął w całości, mogąc jedynie wystawić oczy, i ustawili ją na lodzie. Dookoła chlupało. Pierwszy próbował lód żerdzią, stale zmieniając kierunek, dwaj pchali za nim skrzynię. Czasem miał poczucie, że się cofają. Po zakończeniu przeprawy wynagrodził ich sowicie].

Z Wilna nowo uruchomioną koleją ruszył do Petersburga. Zamiast opisu tej części podróży słusznie cytuje ojca. W stolicy poznał wuja Franciszka Malewskiego, zesłańca, który bez zabiegów ze swej strony stał się wysokim urzędnikiem kancelarii cesarskiej w sekcji zajmującej się opracowaniem projektów ustaw, jego żonę – siostrę swojej matki i ich córkę, która po dwóch latach zostanie jego żoną.  Złożył wizytę rosyjskiemu przyjacielowi ojca, księciu Wiaziemskiemu, który nieoficjalnie odwiedzał ich w Paryżu. Wiaziemski wydał dla niego obiad, na który zaprosił koło dziesięciu przyjaciół; poza Malewskim i Mickiewiczem samych Rosjan. Dotycząca wspomnień rozmowa była interesująca. Podczas deseru jeden z gości deklamował z pamięci bardzo dobrze wyjątki z „Dziadów" zabronionych w Rosji. Nim zdążył mu pogratulować,  dowiedział się, że jest to miejscowy cenzor.

Na spacerze w towarzystwie kuzyna w mundurze inżyniera spotkali cara jadącego konno w towarzystwie jakiegoś generała. Kuzyn zatrzymał się, oddając ukłon wojskowy, Władysław trzymał ręce w kieszeni. Car popatrzył na niego z wyraźnym zdziwieniem. Potem powiedziano mu, że miał wielkie szczęście, nie będąc aresztowanym.

Po Petersburgu Warszawa w miesiącach poprzedzających powstanie. Rozbite namioty Kozaków przed Zamkiem i na placu Saskim, wojsko strzelające do bezbronnego tłumu, na każdym spacerze możliwość dostania ciosu bagnetem lub uderzenia nahajką, zakaz noszenia lasek i pewnego kształtu kapeluszy, zamknięte na znak żałoby teatry, w kościołach zamiast zakonnic i księży panie kwestujące na rzecz Rządu Narodowego, czyli na zakup broni od Rosjan. Rabini wygłaszający w synagodze patriotyczne kazania po polsku. Ten duży fragment warszawski mógłby się z powodzeniem znaleźć w antologii najlepszych światowych reportaży. I trzecia niezwykła część: opisy życia codziennego w Paryżu w okresie Komuny, jej wszystkich bezmyślnych głupstw i okrutnego bestialskiego terroru zwycięskich wersalczyków.

Okazuje się, że inicjatorem obalenia kolumny Vendôme był malarz Gustaw Courbet, skazany potem na zapłacenie 377 tysięcy franków, kosztów ponownego jej ustawienia, rozłożone na miesięczne raty po 10 tysięcy, z których do śmierci zdążył spłacić 6. Entuzjastyczne opisy sześciu podróży do Italii wytrzymujące zestawienie z włoskimi tekstami Iwaszkiewicza. Ciekawy opis Lizbony. Ironiczne oceny pomników ojca lub ich projektów.

Ale są i mielizny: niejasne polemiki z Ludwikiem Mierosławskim i niejakim Lubomirskim Józefem z obszernymi bełkotliwymi cytatami z tych autorów, których wypada podejrzewać o zaburzenia psychiczne.  W sąsiedztwie takich cytatów psuje się klarowny styl samego Władysława. Dość banalne są przytaczane w całości przemówienia i toasty na bankietach. Patetyczne 9 stron nekrologu Victora Hugo jest dobrym, ale nużącym przykładem dawnego krasomówstwa.

Wreszcie nieprzeliczone, cytowane w całości jego artykuły i listy polemizujące z rusofilskimi wypowiedziami francuskich polityków i dziennikarzy opartych na założeniu, że Rosja jest najpewniejszym sojusznikiem przeciw Prusom, a publicznie wyrażona sympatia dla Polski nieodwołalnie zrazi carat . W roku 1915 mer Lyonu, późniejszy premier Herriot potrafił napisać:  „Niech naród polski połączy się w jedno pod berłem cesarza rosyjskiego. Pod tym berłem Polska odrodzi się wolna w swym wyznaniu, wolna w swym języku i samorządna. Władysław Mickiewicz ma całkowitą rację w swej wściekłej diatrybie, ale za dziesiątym razem podobny spór zaczyna nas usypiać...".

Władysław urodzony w roku 1838 zmarł w 1926. W 17. roku życia stracił oboje rodziców. W tomie pierwszym opowiada o domu rodzinnym, swym dzieciństwie i wczesnej młodości. Jak na nasze upodobania trochę za mało tam o ojcu, więcej o matce, jej charakterze. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze ojca widywał. Między marcem 1848 a lipcem 1849 roku poeta przebywał we Włoszech, tworząc Legion Rzymski. Z drugiej strony jest Władysław autorem czterotomowego „Żywotu A.M".  W pisanych później „Pamiętnikach" jest raczej mowa o bywalcach domu, emigrantach polskich, włoskich, węgierskich, rumuńskich, także rosyjskich, gwałtownych dyskusjach politycznych nie zawsze dla chłopca zrozumiałych. Po latach, przypominając je sobie, odkrywa ich sens. Opowiadając rzeczy w zasadzie w kolejności zdarzeń, potrafi jednak z akapitu na akapit przeskakiwać kilkadziesiąt lat.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą