Reklama
Rozwiń

Kłopot z wiernością

Coś się w nas zmienia: stajemy się społeczeństwem, w którym wstyd nie jest już ochroną, jaką był dawniej. Przed czym nas chronił? Nie przed zdradami i niewiernościami. Ale podtrzymywał normę wierności jako taką

Publikacja: 23.02.2013 00:01

Kłopot z wiernością

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

O. Jacek Krzysztofowicz, ceniony gdański dominikanin, postanawia odejść z zakonu. To smutne, ale ani nowe, ani dziwne. Dziwne i nowe jest tylko to, że duszpasterz decyduje się w pożegnalnej mowie do wiernych wysunąć argument, że oto teraz wreszcie po latach spędzonych w habicie dojrzał do normalnej, ludzkiej miłości, przed którą wiele lat chronił się „stając za ołtarzem i nim się odgradzając od świata i ludzi".

Zakonnik, który porzucając habit, porzuca przecież i zawodzi tysiące ludzi, którzy mu zaufali, nie mówi o tym zaufaniu i o tym sprzeniewierzeniu się. Mówi za to, że jego krok jest aktem dojrzałości. Tak – też – wygląda dziś w Polsce kapłaństwo Kościoła katolickiego. Oczywiście dalece nie wyłącznie tak, ale tego „też" kilka czy kilkanaście lat temu nie dałoby się nawet wyobrazić.

Zanim to stało się możliwe, były wydarzenia analogiczne wśród celebrytów. Stanisław Sojka najpierw publicznie afiszuje się jako przykładny mąż i ojciec, a potem publicznie oświadcza, że dopiero przy swojej nowej kobiecie wie, co to miłość. Coś podobnego robi Zbigniew Zamachowski. Coś podobnego – były premier i niegdysiejszy działacz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Kazimierz Marcinkiewicz. I znowu to, że mężczyźni zdradzają swoje żony (a kobiety swoich mężów) nie jest żadną nowością. Nowością jest brak żenady, żeby o tym mówić w tonie przechwałki. A także, żeby o tym mówić tabloidom, z wszystkimi tego konsekwencjami dla jakości przekazu.

Coraz częściej oddajemy swoich starych rodziców do wyspecjalizowanych zakładów opiekuńczych. Takie instytucje zawsze istniały (bywa, że skorzystanie z nich jest koniecznością), ale teraz jest ich więcej, a to znaczy, że korzystamy z nich częściej i chętniej. Tyle że jeszcze się tym publicznie nie chwalimy. Tu jeszcze działa wstyd.

Coś się w nas zmienia na naszych oczach: od kilku czy może od kilkunastu lat stajemy się społeczeństwem, w którym wstyd nie jest już ochroną, jaką dawniej był. Przed czym dawniej chronił nas wstyd? Nie chronił, rzecz jasna, przed zdradami i niewiernościami, bo takiej skutecznej ochrony – jak świat światem – nie było i nie ma. Ale podtrzymywał normę wierności jako taką. Norma bywała przekraczana, bo takie jest życie, ale nie mówiliśmy wtedy jeszcze, że nie ma normy.

Kruszenie norm

Jeszcze nie mówiliśmy, że to nie ma znaczenia, że duszpasterz opuszcza swoich wiernych, bo przecież odnalazł prawdziwą miłość swego życia. Jeszcze nie mówiliśmy, że to nie ma znaczenia, że mąż i ojciec opuszcza swoją rodzinę, bo przecież wreszcie w nowym związku odkrył, co to seks. Zgoda, jeszcze ciągle nie mówimy, że nie ma problemu, gdy oddajemy starego rodzica „do zakładu". Jeszcze tego nie mówimy, bo ciągle wyczuwamy, że to nie jest w porządku. Jeszcze nie – ale na jak długo tego „jeszcze"?

Dziś status normy tego rodzaju staje się coraz bardziej kruchy. Najbardziej rozkrusza ją, rzecz jasna, kultura masowa: te wszystkie głupawe, ale bardzo oglądane reality show, kolorowe magazyny dla młodzieży itd. Czy się nam to podoba, czy nie, to nieuchronny produkt uboczny okcydentalizacji: otwartych granic, dostępu do zachodnich towarów, w tym również do tamtejszego chłamu popkultury.

Pozostało jeszcze 81% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chaos we Francji rozleje się na Europę
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Przereklamowany internet
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Joanna Opiat-Bojarska: Od razu wiedziałam, kto jest zabójcą
Plus Minus
„28 lat później”: Memento mori nakręcone telefonem
Plus Minus
„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie