A ona wciąż mówi i mówi, od czasu do czasu poprawiając sobie wstążkę przy sukience. Po kilku dniach znacie się już (ona mieszka w tym samym hotelu), ty też zaczynasz opowiadać jej o sobie, a ona słucha, wiesz, że cię słucha. Jedziecie razem obejrzeć średniowieczny zamek Chillon położony na brzegu Jeziora Genewskiego. Choć nie mówisz tego wprost, jednak jesteś pewny, że samotność, w której tkwisz od lat, jest już jej znana, że widzi coś, czego nie potrafią dostrzec inni. Coraz częściej chcesz ją oglądać i jej słuchać, dlatego, kiedy wyjeżdża do Rzymu, zapowiadasz wizytę. Ten pomysł nie podoba się twojej ciotce arystokratce, która uważa, że dziewczyna – choć miła – jest narwana i pospolita. Ty jednak nie potrafisz racjonalnie tego ocenić.
Wieczne Miasto jak zawsze pełne jest turystów i pielgrzymów ze wszystkich stron świata. Spotykasz wielu rodaków, słyszysz od nich, że twoja znajoma jest tutaj i dobrze się bawi, jest widywana w towarzystwie mężczyzn. Nie możesz i nie chcesz wierzyć w krążące na jej temat plotki. Widujecie się sporadycznie, ona zawsze w czyimś towarzystwie. Czujesz, że nie jest ci tutaj tak dobrze jak w Szwajcarii. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że coś ci się wymyka, że z każdą godziną, w której jej nie widzisz, tracisz coś. Nie myślisz też więcej o jej urodzie, gestach, barwie głosu. Stają się naturalne jak wiosna, która zalewa miasto Rzym zapachami rozkwitających drzew i kwiatów. Zauważasz, że często nie możesz znaleźć dla siebie miejsca, chodzisz wtedy po rzymskich wzgórzach, jakbyś szukał czegoś albo kogoś.
Wreszcie nadchodzi ta noc. Wracasz z długiej przechadzki i wtedy ogarnia cię nieodparte pragnienie ujrzenia Koloseum nocą. Ponura arena spowita jest ciemnością. Jednak spod drewnianego krzyża ustawionego pośrodku dochodzą jakieś głosy, tłumione szepty i śmiech. Podchodzisz bliżej i rozpoznajesz ją. Jest w towarzystwie pana Giovanellego, swego włoskiego admiratora. Tak bardzo chciała zobaczyć Koloseum nocą! Wymieniacie zdawkowe uwagi, nagle ogarnia cię lęk. Rzymska febra jest bardzo zaraźliwa, nakazujesz Włochowi, by natychmiast odwiózł swoją towarzyszkę do hotelu.
Nie uratowałeś jej wtedy. Nie uratowałeś również czegoś, co w tobie rosło przez te wszystkie miesiące. Nie potrafiłeś, Winterbourne, opowiedzieć jej o sobie. Teraz pozostały ci już tylko odwiedziny na protestanckim cmentarzyku pod murem królewskiego Rzymu. Pochodziła ze Stanów, tak jak ty, nazywała się Daisy Miller. Chyba podwinęła ci się noga, za długo mieszkasz za granicą, tak powiedziałeś o tym wszystkim swojej ciotce arystokratce.
Henry James, „Daisy Miller i inne opowiadania", Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.