Wystawa „De l'Allemagne, 1800–1939. De Friedrich à Beckmann" w paryskim Luwrze to nie tylko świetny pokaz dwóch wieków niemieckiej sztuki, lecz także opowieść o wyobraźni, związkach sztuki z historią i reakcjach artystów na współczesny im czas.
Powstała wystawa z historią w tle, co zresztą nie powinno specjalnie zaskakiwać. Jednak sztuka nie jest na niej traktowana jako ilustracja przełomowych wydarzeń ani jako uzasadnianie ideologicznych tez. Autorzy ekspozycji próbowali raczej pokazać, w jaki sposób niemieckie środowiska intelektualne i artystyczne odpowiadały na niepokoje i lęki swojego czasu. Do czego wykorzystywały sztukę i jak sami artyści widzieli swoją rolę w społeczeństwie.
Spadkobiercy Rzymian
De l'Allemagne" opowiada o trzech różnych Niemczech. Pierwsze to Niemcy końca XVIII wieku – mozaika niezliczonych państw i państewek, księstw i biskupstw, wreszcie wolnych miast. Tylko niektóre z tych państwowych tworów, jak Bawaria, Saksonia, a zwłaszcza Prusy, odgrywały znaczącą rolę międzynarodową. To Niemcy okresu oświecenia i romantyzmu, wojen napoleońskich i ruchów narodowo-wyzwoleńczych. Szukające nowoczesnej tożsamości narodowej w sytuacji braku zjednoczonego państwa z jego instytucjami i wspólnym systemem politycznym i prawnym.
Kultura, w tym sztuka, staje się więc jednym z czynników jednoczących mieszkańców tego ogromnego obszaru. A może więcej: staje się wspólną ojczyzną Niemców. Rola sztuki, zwłaszcza malarstwa i architektury, w tym procesie jest intrygująca i chyba wciąż zbyt mało znana.
W procesie budowania nowoczesnej tożsamości odwołania do przeszłości staną się istotnym elementem. Zaczyna się wielki proces „przepisywania" tradycji, przy czym dokonywane w tym czasie wybory mogą dziś wydawać się zaskakujące. Niemcy uznają się za spadkobierców tradycji Południa: Greków, Rzymian, a także Włochów. Wcale nie przypadkiem wystawę w Luwrze otwiera wielki portret Johanna Wolfganga von Goethego. To najsłynniejsze wyobrażenie autora „Fausta". Johann Heinrich Wilhelm Tischbein przedstawił go siedzącego w stroju podróżnym. W tle rozciąga się pejzaż rzymskiej Kampanii, ze słynnym nagrobkiem Cecylii Matelli.
Obraz powstał podczas włoskiej wyprawy Goethego. Poeta rozpoczął ją we wrześniu 1786. Miał wówczas 37 lat. W drogę powrotną wyruszył pod koniec kwietnia 1788 roku, tuż po zakończeniu rzymskiego karnawału i uroczystości świąt wielkanocnych. Ten wyjazd był czymś więcej niż modnym w tym czasie pośród europejskich elit włoskim grand tour. Jak sam pisał w wydanej po latach „Podróży włoskiej" (u nas znanej z przekładu Henryka Krzeczkowskiego): „Wiedziałem, że się tu czegoś nauczę, ale nie przypuszczałem, że będę musiał zaczynać edukację od samego początku, że aż tyle będę musiał zapomnieć i tak wielu rzeczy uczyć się od nowa". Wyjazd był dla niego podróżą do przeszłości, poszukiwaniem w niej tego, co aktualne, ale też podróżą w głąb siebie.
Kult średniowiecza
Goethe we Włoszech zastał małą niemiecką kolonię (w tym właśnie Tischbeina), która w szybkim tempie się rozrasta. Wśród jej mieszkańców najważniejsza okaże się grupa studentów wiedeńskiej Akademii. W 1809 roku utworzyli Bractwo św. Łukasza. W następnym roku czterech z nich przenosi się do Rzymu, gdzie zajmują opuszczony klasztor San Isidoro. Wkrótce dołączają do nich kolejni.
Taki był początek Nazareńczyków, którzy w kolejnych dekadach staną się najbardziej wpływową grupą niemieckich artystów. Oni także szukają w Wiecznym Mieście inspiracji, jednak to nie świat antyku jest dla nich najważniejszy. Więcej, buntują się przeciwko akademickiemu kształceniu, w którym mitologia i historia starożytna odgrywały tak wielką rolę.
Nazareńczyków fascynują późne średniowiecze i sztuka renesansu. Sięgają też do niemieckiej przeszłości. Próbują pojednać obie tradycje. Więcej niż symbolicznym jest „Italia i Germania" Friedricha Overbecka, jednego z najwybitniejszych członków bractwa. Ta alegoria ma symbolizować silny związek między tymi krajami. Artysta przedstawił dwie kobiety siedzące na ławce. Jedna ma ciemne włosy i nosi wieniec laurowy, druga blond włosy przystrojone kwietnym wiankiem. Przytulone, trzymają się za ręce.
Bardzo ważna jest dla nich też tradycja chrześcijańska – większość z nich decyduje się zresztą na konwersję na katolicyzm. Nazareńczycy sięgają po tematy ze Starego i Nowego Testamentu. Madonny Overbecka czy Juliusa Schnorra von Carolsfelda są niemalże powtórzeniami dzieł Rafaela i jemu współczesnych. Czytają też niemieckie kroniki i rycerskie eposy. Tworzą wizualny ekwiwalent tych opowieści, nie unikając, zwłaszcza w późniejszym okresie, sentymentalizmu, a nawet pewnej ckliwości. Ten zwrot ku średniowieczu nie dotyczył jedynie tematów, lecz także formy. Nazareńczycy bardzo świadomie zaczęli stosować uproszczenia formy, przejmowali wzory ikonograficzne i kolorystykę, by zbliżyć się do podziwianych przez siebie poprzedników.