Przyjęcie wiążącego prawa do kultury to tak naprawdę uznanie, że kultura jest ważna, że nie stanowi jedynie ornamentu, rozrywki czy promocji. A rozważania w tej kwestii warto rozpocząć od kwestii najmniej oczywistych, a mianowicie dotyczących związku kultury z rozwojem gospodarczym, szerzej – z ekonomią.
Związki kultury i ekonomii wydają się tym istotniejsze, że kraje rozwinięte z jednej strony pogrążone są w kryzysie, z drugiej widać tendencję rozwoju na obszarach związanych z innowacyjnością nowymi technologiami. Mówiąc inaczej – w gospodarkach opartych na wiedzy i kreatywności, innymi słowy – w przemysłach kultury. Może, tak jak twierdzi Tomas Sedlaček w dziele „Ekonomia dobra i zła", czas na powrót ekonomii na łono nauk humanistycznych i odróżnienie jej od zwykłej rachunkowości? We wstępie do tego eseju Vaclav Havel stwierdził: „Dziedzina, jaką jest ekonomia, często bywa mylona ze zwykłą rachunkowością. Ale co nam po rachunkowości, jeśli to, co kształtuje nasze życie, jest trudne lub niemożliwe do policzenia. Ciekawe, co by zrobił taki ekonomista–księgowy, gdyby dostał zadanie optymalizacji pracy orkiestry symfonicznej? Najprawdopodobniej wyeliminowałby wszystkie pauzy z koncertów Beethovena. Przecież nie można płacić muzykom za to, że nie grają...".
Cyfry nie wystarczą
Czy nie jest paradoksem, że klasyczna ekonomia pragnąca wartościować wszystko na poziomie liczb wciąż posługuje się kategoriami takimi jak „Niewidzialna ręka rynku"? A jak liczbami objaśnić fakt, że większość konsumentów przy zakupach kieruje się emocjami? Czy nie świadczy to o bezsilności klasycznej ekonomii w opisywaniu takich zjawisk ekonomicznych jak obecny kryzys, który przecież nie został spowodowany żadnymi nagłymi wydarzeniami politycznymi jak wojna – lub naturalnymi, jak kataklizmy? A może właśnie kultura będąca między innymi nośnikiem emocji potrafi lepiej opisać to, co się stało? Warto przypomnieć Keynesa, który stwierdził: „Nasze działania w znacznej mierze zależą od spontanicznego optymizmu niż od nadziei matematycznej".
Równie istotne są tezy zawarte w publikacji „Kultura ma znaczenie" pod redakcją Lawrence'a E. Harrisona i Samuela Huntingtona, którzy przeanalizowali przypadek dwóch krajów o podobnym potencjale wyjściowym. W latach 60. XX wieku Ghana i Korea Południowa, bo o nich mowa, miały niemal identyczne wszystkie wskaźniki ekonomiczne. Po 40 latach Ghana wciąż jest na tym samym poziomie, stawszy się w międzyczasie jednym z najbiedniejszych krajów świata; Korea Płd. jest w czołówce najbogatszych. Harrison i Huntington twierdzą, że o sukcesie Korei i klęsce Ghany zadecydowała kultura rozumiana jako zestaw wartości (innowacyjność, oszczędność, dyscyplina itp.) wynikających z tradycji. Czyżby Max Weber miał rację, twierdząc, że badając dynamikę rozwoju gospodarczego, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że kultura przesądza prawie o wszystkim? Czy też, jak twierdzi Charles Landry w głośno ostatnio dyskutowanej publikacji „Kreatywne miasto", „podstawowym zasobem miast są ich mieszkańcy. Ludzka inteligencja, pragnienia, motywacje, wyobrażenia i kreatywność stają się ważniejsze od lokalizacji, bogactw naturalnych i dostępu do rynku. O przyszłym sukcesie miasta zdecyduje kreatywność jego mieszkańców i władz".
Tak czy owak coraz częściej wśród ekonomistów badających rozwój poszczególnych krajów zamiast wskaźnika PKB stosuje się wskaźnik satysfakcji życiowej. A w takiej sytuacji nie sposób pominąć kultury jako czynnika poprawiającego satysfakcję. Coraz ważniejsze jest, w jakim otoczeniu mieszkamy, czy znajdziemy tam instytucje kultury, teatry, muzea. Warto też przypomnieć wypowiedź prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, przywołującego wyniki badań, z których wynika, że osoby uczęszczające do teatru postrzegają miasto jako bardziej czyste i zasobniejsze.
Potrzeba kodyfikacji
Niniejsze rozważania rozpoczęliśmy od spraw ekonomii – najważniejszej dziedziny nauki współczesnego świata. Ale warto też chwilę uwagi poświęcić związkowi kultury z innymi problemami naszej cywilizacji XXI w., choćby demografii. Laureat Nagrody Nobla prof. Fogel stwierdził, że nie ma recept ekonomicznych, które zachęciłyby ludzi do prokreacji, wszystko zależy od kultury. Oczywisty jest wpływ kultury na kwestie likwidacji wykluczeń społecznych, resocjalizację. No i trudno nie wspomnieć, że dzieci uczęszczające na zajęcia z muzyki czy plastyki osiągają lepsze wyniki w nauce również z takich przedmiotów, jak matematyka i fizyka...