Kultury dla wszystkich!

Czy prawo do kultury zasługuje na podniesienie do rangi podstawowych praw człowieka, takich jak prawo do swobody wypowiedzi, edukacji, sprawiedliwego sądu?

Publikacja: 26.07.2013 12:15

Red

Przyjęcie wiążącego prawa do kultury to tak naprawdę uznanie, że kultura jest ważna, że nie stanowi jedynie ornamentu, rozrywki czy promocji. A rozważania w tej kwestii warto rozpocząć od kwestii najmniej oczywistych, a mianowicie dotyczących związku kultury z rozwojem gospodarczym, szerzej – z ekonomią.

Związki kultury i ekonomii wydają się tym istotniejsze, że kraje rozwinięte z jednej strony pogrążone są w kryzysie, z drugiej widać tendencję rozwoju na obszarach związanych z innowacyjnością nowymi technologiami. Mówiąc inaczej – w gospodarkach opartych na wiedzy i kreatywności, innymi słowy – w przemysłach kultury. Może, tak jak twierdzi Tomas Sedlaček w dziele „Ekonomia dobra i zła", czas na powrót ekonomii na łono nauk humanistycznych i odróżnienie jej od zwykłej rachunkowości? We wstępie do tego eseju Vaclav Havel stwierdził: „Dziedzina, jaką jest ekonomia, często bywa mylona ze zwykłą rachunkowością. Ale co nam po rachunkowości, jeśli to, co kształtuje nasze życie, jest trudne lub niemożliwe do policzenia. Ciekawe, co by zrobił taki ekonomista–księgowy, gdyby dostał zadanie optymalizacji pracy orkiestry symfonicznej? Najprawdopodobniej wyeliminowałby wszystkie pauzy z koncertów Beethovena. Przecież nie można płacić muzykom za to, że nie grają...".

Cyfry nie wystarczą

Czy nie jest paradoksem, że klasyczna ekonomia pragnąca wartościować wszystko na poziomie liczb wciąż posługuje się kategoriami takimi jak „Niewidzialna ręka rynku"? A jak liczbami objaśnić fakt, że większość konsumentów przy zakupach kieruje się emocjami? Czy nie świadczy to o bezsilności klasycznej ekonomii w opisywaniu takich zjawisk ekonomicznych jak obecny kryzys, który przecież nie został spowodowany żadnymi nagłymi wydarzeniami politycznymi jak wojna – lub naturalnymi, jak kataklizmy? A może właśnie kultura będąca między innymi nośnikiem emocji potrafi lepiej opisać to, co się stało? Warto przypomnieć Keynesa, który stwierdził: „Nasze działania w znacznej mierze zależą od spontanicznego optymizmu niż od nadziei matematycznej".

Równie istotne są tezy zawarte w publikacji „Kultura ma znaczenie" pod redakcją Lawrence'a E. Harrisona i Samuela Huntingtona, którzy przeanalizowali przypadek dwóch krajów o podobnym potencjale wyjściowym. W latach 60. XX  wieku Ghana i Korea Południowa, bo o nich mowa, miały niemal identyczne wszystkie wskaźniki ekonomiczne. Po 40 latach Ghana wciąż jest na tym samym poziomie, stawszy się w międzyczasie jednym z najbiedniejszych krajów świata; Korea Płd. jest w czołówce najbogatszych. Harrison i Huntington twierdzą, że o sukcesie Korei i klęsce Ghany zadecydowała kultura rozumiana jako zestaw wartości (innowacyjność, oszczędność, dyscyplina itp.) wynikających z tradycji. Czyżby Max Weber miał rację, twierdząc, że badając dynamikę rozwoju gospodarczego, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że kultura przesądza prawie o wszystkim? Czy też, jak twierdzi Charles Landry w głośno ostatnio dyskutowanej publikacji „Kreatywne miasto", „podstawowym zasobem miast są ich mieszkańcy. Ludzka inteligencja, pragnienia, motywacje, wyobrażenia i kreatywność stają się ważniejsze od lokalizacji, bogactw naturalnych i dostępu do rynku. O przyszłym sukcesie miasta zdecyduje kreatywność jego mieszkańców i władz".

Tak czy owak coraz częściej wśród ekonomistów badających rozwój poszczególnych krajów zamiast wskaźnika PKB stosuje się wskaźnik satysfakcji życiowej. A w takiej sytuacji nie sposób pominąć kultury jako czynnika poprawiającego satysfakcję. Coraz ważniejsze jest, w jakim otoczeniu mieszkamy, czy znajdziemy tam instytucje kultury, teatry, muzea. Warto też przypomnieć wypowiedź prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, przywołującego wyniki badań, z których wynika, że osoby uczęszczające do teatru postrzegają miasto jako bardziej czyste i zasobniejsze.

Potrzeba kodyfikacji

Niniejsze rozważania rozpoczęliśmy od spraw ekonomii – najważniejszej dziedziny nauki współczesnego świata. Ale warto też chwilę uwagi poświęcić związkowi kultury z innymi problemami naszej cywilizacji XXI w., choćby demografii. Laureat Nagrody Nobla prof. Fogel stwierdził, że nie ma recept ekonomicznych, które zachęciłyby ludzi do prokreacji, wszystko zależy od kultury. Oczywisty jest wpływ kultury na kwestie likwidacji wykluczeń społecznych, resocjalizację. No i trudno nie wspomnieć, że dzieci uczęszczające na zajęcia z muzyki czy plastyki osiągają lepsze wyniki w nauce również z takich przedmiotów, jak matematyka i fizyka...

Po co jednak zapisywać prawo do kultury w normach prawnych – konkretnie, i najważniejszym akcie europejskim, którym jest Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, szerzej znana jako Europejska Konwencja Praw Człowieka? Po co w ogóle tworzyć normę prawną pt. „prawo do kultury"? Czy stworzenie takiego prawa załatwi jakikolwiek problem społeczny, choćby zwiększy poziom czytelnictwa?

Warto. Wiktor Osiatyński w publikacji „Prawa człowieka i ich granice" przypomina tezy stawiane przez wybitnego filozofa prawa Joela Feinberga, który w 1970 r. opublikował w „The Journal of Value Inquiry" głośny artykuł, w którym opisał wymyślone miejsce Nowherersville: bezimienne, lecz jakby znajome miasteczko Gdziekolwiek, wyróżniające się tylko jednym: brakiem praw.

„Feinberg dowodził – pisze Osiatyński – że cecha ta uczyniła miasteczko miejscem wyjątkowo paskudnym. Nie mając praw, ludzie mogą prosić, błagać tych, którzy podejmują decyzje w kwestiach ich dotyczących – ale nie mogą mieć żadnych roszczeń. Stawia ich to w słabszej pozycji petentów, zachęcając do serwilizmu i manipulacji. Roszczenie przeciwnie odzwierciedla zasadniczą równość położenia bez względu na faktyczne (często pożądane) różnice społecznego usytuowania w strukturze władzy i procesu decyzyjnego. Jak pisał Feinberg, »żeby rościć prawa do czegoś, trzeba, rzecz jasna, prawa posiadać, jednak to roszczenie nadaje prawu specyficzny sens moralny«.

Kiedy nie ma praw, istnieją trzy sposoby zaspokojenia potrzeb, którym nie sposób zadośćuczynić we własnym zakresie. Po pierwsze, można to co potrzebne wziąć. Problem w tym, że większość dóbr już ktoś sobie wziął wcześniej. Chętnych do wzięcia odstraszano widokiem szubienicy. Inna strategia uzyskania tego co potrzebne polega na błaganiu i proszeniu na różne sposoby, tak aby ten, kto kontroluje pożądane dobra, zechciał je proszącemu przydzielić. Jednak taka sytuacja odzwierciedla nierówność pozycji, a nawet ją zwiększa. Kiedy proszę, stawiam siebie w gorszym położeniu: możesz dać mi to, czego potrzebuję, lub odmówić. Z tego rodzaju arbitralnością trudno sobie radzić. Odmowa jest zwykle uznawana za odrzucenie i może spowodować nagły spadek własnej wartości. Każdy, kto spotkał się kiedykolwiek z odmową, zwłaszcza w relacjach osobistych, wie, jak bardzo bywa ona bolesna i niszcząca. Trzecią strategią jest manipulacja zmierzająca w istocie do minimalizacji ryzyka związanego ze zdobywaniem tego, co nam potrzebne, gdyż manipulując, nie prosimy o to wprost. (...) Manipulacja jest typową strategią bezsilnych, w istocie jedyna dostępna niewolnikom i poddanym. (...) Bywa nader skuteczna, ale ma swoją cenę. Polega na instrumentalnym traktowaniu innych ludzi i uniemożliwia manipulującemu wzięcie na siebie odpowiedzialności za własne życie. Co więcej, ponieważ obie strony wiedzą o nieuchronnej nieuczciwości lub ją przeczuwają, ceną jest utrata zaufania".

Tyle Wiktor Osiatyński. Na zakończenie tej części wywodu wróćmy jeszcze na chwilę do Feinberga, który postawił tezę, że rzeczywista możliwość dochodzenia swych praw ma kluczowe znaczenie dla szacunku do siebie samego i godności, twierdząc w jednym z wykładów: „Nasze prawa pozwalają nam wyprostować się jak człowiek, patrzeć innym prosto w oczy i poczuć, że w pewnym podstawowym sensie jesteśmy równi każdemu. Widząc w sobie podmiot praw, przejawiamy słuszną, a nie nadmierną dumę, okazujemy minimum szacunku do siebie samych, niezbędne, by być godnym miłości i szacunku innych. (...) Szanując więc inną osobę, widzimy w niej kogoś obdarzonego ludzką godnością".

Magna Charta

Postulując wpisanie kultury jako prawa do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, często można się spotkać z zarzutami, że prawo to ma wystarczającą ochronę w międzynarodowych aktach prawnych. W ONZ-owskim systemie praw człowieka najważniejsze znaczenie ma Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, której par. 27 pkt 1 stanowi: „Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw". Jeszcze dalej w gwarancjach kulturalnych idą Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych (MPPOiP) oraz Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych (MPPiGSiK). Prawo do uczestnictwa w kulturze bardziej zostało podkreślone w tym drugim, natomiast MPPOiP ogranicza się do gwarancji praw mniejszości do praktykowania własnej kultury, języka i religii.

W tym miejscu trzeba też przywołać Komentarz Ogólny nr 21 wydany przez Komitet Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych z 21.12.2009 r. Podkreśla on, że prawa kulturalne należą do praw człowieka i mogą być charakteryzowane jako wolności. Obowiązki praw wynikające z art. 15 MPPGSiK to przede wszystkim stwarzanie warunków realizacji przez wspomaganie udziału w życiu kulturalnym, promocję kultury oraz dostępu i ochrony dóbr kultury. Prawo do udziału w życiu kulturalnym to prawo jednostek, które mogą występować z innymi osobami lub w ramach wspólnot czy grup. Życie kulturalne należy rozumieć szeroko jako dynamiczny i rozwijający się proces łączący wiele elementów – od literatury, sztuki czy muzyki, przez środowisko naturalne, pożywienie aż do praktyk, zwyczajów czy tradycji, poprzez które jednostki, grupy czy wspólnoty wyrażają swoje człowieczeństwo.

Pomimo dość precyzyjnego zapisu praw kulturalnych oraz prawa do uczestnictwa w życiu kulturalnym te akty prawne mają zasadniczą wadę, mianowicie brak skuteczności w zakresie ich realizacji. Powodem jest brak ratyfikacji przez większość państw protokołu fakultatywnego do Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych.

W prawnym porządku europejskim to Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (tzw. Europejska Konwencja Praw Człowieka) gwarantuje możliwość składania skargi indywidualnej do Trybunału Praw Człowieka. Taka skarga stanowi potężny instrument w walce o respektowanie podstawowych praw. Skuteczność konwencji wynika z niekwestionowanego autorytetu i skuteczności Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jako międzynarodowego organu sądowego powołanego do rozstrzygania skarg na naruszenie praw zagwarantowanych w konwencji i protokołach dodatkowych. Jeśli zatem uznajemy, że kultura jest ważna, nie tylko na poziomie górnolotnych deklaracji, należy traktować to prawo na równi z innymi prawami wpisanymi w ten najważniejszy z aktów europejskich i wprowadzić prawo do kultury protokołem dodatkowym.

Prawo do szczęścia

Czy jednak wpływ kultury na sprawy ogólne jest wystarczającym argumentem dla wprowadzania zmian w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która reguluje przecież prawa indywidualnie przypisane poszczególnym jednostkom? Otóż również w dziedzinie praw człowieka możemy mówić o ewolucji. W pierwszej kolejności aktami prawa zabezpieczano prawa do wolności, ochrony życia itp. Później prawa ekonomiczne i socjalne, może czas na kolejny etap. Wielu uznanych naukowców (w Polsce prof. Jerzy Hausner) podkreśla konieczność uregulowania nowej powinności państwa: jego działania na rzecz rozwoju opartego na innowacyjności i kreatywności. W tym aspekcie nie sposób wspomnieć o prawie do rozwoju indywidualnego. Trudno wyobrazić sobie rozwój człowieka bez kultury.

Warto wskazać, że prawo do rozwoju było już przedmiotem regulacji prawnych, choćby w Deklaracji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1986 r. „Prawo do rozwoju" czy Deklaracji Wiedeńskiej z 1993 r. Wynikają z tego nowe obowiązki państwa. Jak to określił Wiktor Osiatyński: „Państwo ma pomagać w samorealizacji na podstawie potencjału jednostki. Samorealizacja powinna być zaliczona do podstawowych praw człowieka". A wreszcie: skoro w aktach prawa międzynarodowego gwarantuje się prawo do szkolnictwa zawodowego czy płatnego urlopu, czy nie czas na podniesienie rangi prawa do kultury? A może w końcu chodzi po prostu o prawo dążenia do szczęścia, co gwarantuje Konstytucja USA z 1787 r.? Dla Thomasa Jeffersona i współtwórców Deklaracji Niepodległości dążenie do szczęścia było jednym z trzech niezbywalnych praw równie elementarnych jak prawo do życia i wolności. Czy można być szczęśliwym i nie korzystać z kultury? Pewnie wielu odpowie, że tak. Ja bynajmniej takiego szczęścia sobie nie wyobrażam.

Co możemy zagwarantować?

Czy prawo do kultury to darmowe bilety do kina i prawo do bezpłatnego korzystania z treści zawartych w Internecie? Oczywiście, że nie. Jak każde prawo, tak również prawo do kultury ma swoje ograniczenia wynikające z innych praw, w tym w szczególności prawa własności intelektualnej. Problem jednak tkwi w czym innym, mianowicie w ujęciu prawa do kultury w kontekście powinności władzy publicznej, a szczególnie samorządów. (Warto przypomnieć, że stosunek partycypacji w obszarze kultury pomiędzy samorządami a budżetem centralnym wynosi w przybliżeniu 80 do 20 na rzecz samorządów). W moim najgłębszym przekonaniu władza publiczna nie ma obowiązku zapewniania obywatelom rozrywki (festiwali, festynów, świąt miasta czy gminy...). A przecież często pojęcie polityki w zakresie kultury ogranicza się w wielu miejscach do organizowania takich właśnie wydarzeń. Ba, zdarzają się w Polsce gminy, gdzie w ogóle nie ma w budżetach pozycji „kultura". W miejsce organizowania festynów i sylwestrów (tu istnieje miejsce do zagospodarowania dla prywatnych sponsorów kultury) władze publiczne powinny się skupić na podnoszeniu kwalifikacji kulturalnych poprzez projekty edukacyjne oraz na tworzeniu infrastruktury dostępności do kultury.

Jeśli kogoś nie przekonały argumenty z dziedziny ekonomii czy prawa, warto przypomnieć treść Pisma Świętego, bo przecież na początku było SŁOWO...

Autor jest adwokatem, od marca 2007 roku dyrektorem Narodowego Centrum Kultury. W latach 1987–1992 członek Niezależnego Zrzeszenia Studentów, aktywista Pomarańczowej Alternatywy.

Przyjęcie wiążącego prawa do kultury to tak naprawdę uznanie, że kultura jest ważna, że nie stanowi jedynie ornamentu, rozrywki czy promocji. A rozważania w tej kwestii warto rozpocząć od kwestii najmniej oczywistych, a mianowicie dotyczących związku kultury z rozwojem gospodarczym, szerzej – z ekonomią.

Związki kultury i ekonomii wydają się tym istotniejsze, że kraje rozwinięte z jednej strony pogrążone są w kryzysie, z drugiej widać tendencję rozwoju na obszarach związanych z innowacyjnością nowymi technologiami. Mówiąc inaczej – w gospodarkach opartych na wiedzy i kreatywności, innymi słowy – w przemysłach kultury. Może, tak jak twierdzi Tomas Sedlaček w dziele „Ekonomia dobra i zła", czas na powrót ekonomii na łono nauk humanistycznych i odróżnienie jej od zwykłej rachunkowości? We wstępie do tego eseju Vaclav Havel stwierdził: „Dziedzina, jaką jest ekonomia, często bywa mylona ze zwykłą rachunkowością. Ale co nam po rachunkowości, jeśli to, co kształtuje nasze życie, jest trudne lub niemożliwe do policzenia. Ciekawe, co by zrobił taki ekonomista–księgowy, gdyby dostał zadanie optymalizacji pracy orkiestry symfonicznej? Najprawdopodobniej wyeliminowałby wszystkie pauzy z koncertów Beethovena. Przecież nie można płacić muzykom za to, że nie grają...".

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy