Islamska rekonkwista trwa

„To religijny odpowiednik czystek etnicznych" – określa sytuację chrześcijan na Bliskim Wschodzie brytyjski rabin Lord Sacks.

Publikacja: 13.09.2013 01:01

Widok na XII-wieczny Krak des Chevaliers z żyjącego w stanie oblężenia chrześcijańskiego miasteczka

Widok na XII-wieczny Krak des Chevaliers z żyjącego w stanie oblężenia chrześcijańskiego miasteczka Marmarita w Syrii. Zostaną tylko ruiny?

Foto: AFP

W Syrii chrześcijanie są celem ataków radykalnych dżihadystów. W Egipcie w sierpniu spalono 58 kościołów. W Iraku spłonęły już dawno albo popadły w ruinę, bo ludzie, którzy się tam modlili, pouciekali. Zresztą tysiące z nich schronienia przed wojną szukało w... Syrii. Nawet w spokojnej i przez dekady laickiej Turcji liczące setki lat świątynie zmieniane są teraz w meczety.

Fakty zdają się przemawiać same za siebie: na początku XX w. chrześcijaninem był co piąty mieszkaniec Bliskiego Wschodu, dziś zaledwie co dwudziesty. Tylko że to nie jest aż tak prosta historia o chrześcijanach, których prześladują źli muzułmanie.

Muzułmański Egipt?

Przez wiele tygodni było wiadomo, że dojdzie do ataków, bo Bracia Muzułmanie oskarżali chrześcijan o to, że przyczynili się do odsunięcia od władzy prezydenta Mohammeda Mursiego. Władze jednak robiły bardzo niewiele albo nic, by temu zapobiec" – to fragment oświadczenia Johna Storma, szefa Human Rights Watch na Bliskim Wschodzie, na temat wydarzeń, jakie w sierpniu rozegrały się w Egipcie.

O tym, że Koptowie, czyli egipscy chrześcijanie, znaleźli się na celowniku islamistów, świadczyć mogła choćby lista, jaką na początku zeszłego miesiąca znaleziono w jednym z kairskich meczetów. Policja potwierdziła, że znalazły się na niej nazwiska osób, które miały zostać zamordowane. Jedną z nich był koptyjski papież Tawadros II. W tym samym tygodniu na murach kairskiej katedry Świętego Marka wymalowano farbą napis: „Egipt będzie islamski". Human Rights Watch udokumentowała ataki na 42 kościoły, podczas których służby bezpieczeństwa nie reagowały, gdy znajdujący się w nich ludzie wzywali pomocy. Jednym z symboli przemocy, do jakiej tam doszło, jest kompletnie zniszczony klasztor Dziewicy Maryi w Degla w środkowym Egipcie, gdzie po raz pierwszy od 1600 lat odwołano niedzielne msze.

Często napastnikom nie wystarczyło tylko zdemolowanie świątyni czy placówki należącej do Koptów. Po tym, jak rozwścieczony tłum spalił zabytkowy gmach franciszkańskiej szkoły w Bani Suwajf, mieście położonym 120 km od Kairu, trzy pracujące tam zakonnice wywleczono na ulice. Islamiści, prowadząc je, wykrzykiwali, że są „jeńcami wojennymi", i nakazywali przechodniom, by je upokarzali. Dwie inne kobiety pracujące w szkole stały się ofiarami napaści seksualnej. W tym samym czasie w Bani Suwajf ogień podłożono także pod franciszkański sierociniec.

– Szabrownicy są tak zuchwali, że wracają do splądrowanych już świątyń, by sprawdzić, czy mogą stamtąd ukraść jeszcze więcej – mówi biskup Ibram z położonej na północy prowincji Fajum. Podlegającym mu księżom i wiernym nakazał, by w przypadku ataków nie stawiali oporu, bo tylko to może uratować im życie.

O ile o sytuacji chrześcijan w Egipcie stało się ostatnio na świecie dość głośno, o tyle o wspólnocie w Iraku praktycznie zapomniano. Jeszcze przed dekadą liczyła półtora miliona członków, dziś to góra 200 tys. wiernych. Niemal tak samo tragicznie sytuacja przedstawia się w Libii, gdzie w tym roku nie odbyły się  procesje w Niedzielę Palmową. Kilka dni wcześniej nieznani sprawcy zastrzelili przed wejściem do kościoła św. Franciszka w Trypolisie katolickiego księdza, a w anglikańskim kościele Chrystusa Króla ktoś podłożył ogień. W świątyni koptyjskiej w Bengazi kapłan nie spłonął żywcem tylko dlatego, że z pomocą przyszli mu muzułmanie mieszkający blisko kościoła, którzy usłyszeli wołanie o pomoc. Dwaj kapłani z Misraty nie mieli aż tyle szczęścia – zginęli w wybuchu bomby podłożonej w świątyni. Ksiądz Greckiego Kościoła Prawosławnego spakował się i wrócił do Aten po tym, jak ktoś próbował go zastrzelić przed drzwiami jego domu.

Choć katolików i Koptów pozostało w Libii łącznie 440 tys., tamtejsze władze ani w czasach reżimu Muammara Kaddafiego, ani obecne nie uznają ich za mniejszość wyznaniową. Ostatnio nagonka na nich na dobre zaczęła się na początku tego roku, gdy funkcjonariusze ministerstwa obrony zatrzymali obywateli USA, RPA i Korei Południowej pod zarzutem rozpowszechniania literatury chrześcijańskiej. Do aresztów trafiło także 48 egipskich Koptów, z których jeden zmarł z powodu tortur.

Zatrzymań dokonali żołnierze jednostki odpowiedzialnej za „obronę libijskiej kultury islamskiej". Ich dowódca Abdul Salam Barghathi poinformował, że w domach modlitewnych skonfiskowano 55 tys. książek, m.in. Biblii w języku angielskim i arabskim. – Są publikowane tu, w Bengazi, a niektóre z nich rozdawane dzieciom – grzmiał podczas konferencji prasowej. „Dyplomatycznym gestem dobrej woli" nazwał zwolnienie z aresztu cudzoziemców oskarżonych o prozelityzm, ale jednocześnie zapowiedział, że „wszystko, co pochodzi z zagranicy, może być potraktowane jak próba ataku na idee i myśli Libijczyków, a co za tym idzie – zostanie uznane za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa". – David Cameron (Brytyjski premier – red.) napisał, że w sprawie bezpieczeństwa narodowego nie pyta się o prawa człowieka. Widziałem to na Facebooku – wyjaśniał Barghathi.

W Wadi al-Nassara, dolinie w zachodniej Syrii, która usiana jest wioskami zamieszkiwanymi przez 50 tys. chrześcijan, na domach wiszą białe jedwabne wstążki. To symbol żałoby. Okolica niegdyś tętniła życiem, bo licząca przeszło 800 lat dawna forteca krzyżowców Krak des Chevaliers wpisana na listę światowego dziedzictwa kulturowego przyciągała tysiące turystów z całego świata. Dziś zamek zajęli rebelianci, a mieszkańcy doliny modlą się o porażkę rewolucji i zwycięstwo sił lojalnych wobec rządu Baszara Asada.

Kiedy okazało się, że armia zajęta jest dławieniem powstania w innych częściach kraju, chrześcijanie zaczęli organizować się w komitety ludowe. Od władz dostali broń. Dziś są stroną konfliktu jednoznacznie stawianą po stronie rządu w Damaszku, co czyniło ich wyjątkowo niewygodnymi dla Zachodu szykującego się do interwencji. Jednak to właśnie syryjski – ostatnio najbardziej ekstremalny – przykład najlepiej obrazuje nie tylko, jak bardzo chrześcijanie są prześladowani, ale przede wszystkim – dlaczego tak się dzieje.

Po złej stronie

Michel Kilo, publicysta, pisarz, chrześcijanin i syryjski opozycjonista, twierdzi, że w objęcia reżimu ludzi popchnęła bezradność i eskalacja przemocy. – Hierarchowie kościelni w Damaszku już w marcu 2011 r., gdy zaczynała się rewolucja, zadeklarowali poparcie dla reżimu Asada – mówi Kilo. Opowiada, że do wyjątkowo bulwersujących wydarzeń doszło kilka miesięcy później, po rozmowie młodzieży z prawosławnym biskupem Damaszku. Młodym nie podobało się, że duchowny publicznie wyraża radość z tego, iż podczas antyrządowych protestów armia zabija opozycjonistów – muzułmanów. Z relacji świadków tamtych wydarzeń wynika, że zaraz po spotkaniu z młodzieżą biskup Luka al Khoury miał skontaktować się ze służbą bezpieczeństwa. Tego samego wieczora kilkadziesiąt osób trafiło do aresztów, w których byli torturowani. Zdaniem Kilo z powodu współpracy duchownych z bezpieką do więzień trafiło tysiące młodych chrześcijan, którzy początkowo stali po stronie syryjskiej, laickiej opozycji.

– Kościół znajduje się pod takim wpływem władz, że nie można go już uważać za niezależną instytucję – twierdzi pisarz, który sam był krytykowany przez hierarchów i prześladowany z powodu poglądów politycznych. Podobnie jak wielu innych syryjskich intelektualistów wzywał rodaków do bojkotu instytucji kościelnych. W otwartym liście skierowanym do papieża Benedykta XVI, odwiedzającego wówczas Liban, pisał o „mentalności oblężonej twierdzy" i „konfesyjnym rasizmie" syryjskich kościołów, które odgradzają się od muzułmańskich sąsiadów, choć jednocześnie sami chrześcijanie czynnie działają w ruchach opozycyjnych. Nie doczekał się odpowiedzi.

Świadectwo tej sytuacji dawał także włoski jezuita, ojciec Paolo Dall'Oglio, który przez ponad 30 lat działał w Syrii na rzecz dialogu międzyreligijnego i mówił otwarcie o rozczarowaniu działaniami niektórych wysokich przedstawicieli kościoła. O. Dall'Oglio w pustynnym klasztorze Mar Musa pod Damaszkiem stworzył popularny ośrodek spotkań przedstawicieli wszystkich wyznań. Miejsce, które wyjątkowo cenili muzułmanie, traktowane było wrogo przez konserwatywnych hierarchów syryjskich. Włocha wyrzucono z Syrii w czerwcu 2012 r. za list do ówczesnego specjalnego negocjatora pokojowego ONZ ds. Syrii Kofiego Annana... oraz za to, że poprowadził nabożeństwo żałobne 28-letniego filmowca Basela Shahade, opozycjonisty zamordowanego w Homs. Wcześniej miejscowy biskup odmówił mu pogrzebu. Nie godząc się na to Dall'Oglio oraz przyjaciele zabitego, chrześcijanie i muzułmanie, zorganizowali mszę w Mar Musa.

Zarówno jezuita, jak i Michel Kilo wiele razy powtarzali, że przemoc wobec chrześcijan, do której zaczęło dochodzić coraz częściej, ma niewiele wspólnego z wyznawaną przez nich religią. Zwykle są to ataki na reżim, z którym wyznawcy tej religii są utożsamiani.

Obrońcy wiary

Prezydent Baszar Asad, podobnie jak niegdyś jego poprzednik na urzędzie i ojciec Hafiz, lubi siebie przedstawiać jako obrońcę chrześcijan, choć współistnienie wspólnot religijnych nie było zasługą ani jego, ani jego ojca: zastali taki kraj. Już papież Grzegorz VII w 1076 r. pisał do przywódcy muzułmanów: „Wierzymy i wyznajemy jednego Boga, choć co prawda w inny sposób", i podkreślał, że chrześcijanie i muzułmanie czerpią swe korzenie ze starożytnych przekazów żydowskiej świętej Tory o Abrahamie, biblijnym patriarsze. Wprawdzie do tarć między wspólnotami dochodziło od zawsze, ale szczególnie przybrały na sile wraz z pojawieniem się arabskiego panarabizmu (wśród założycieli partii Baas było wielu chrześcijan, którzy później pomogli zdobyć władzę m.in. Hafizowi Asadowi).

Podobnie jak Asadowie postępował iracki dyktator Saddam Husajn czy prezydent Egiptu Hosni Mubarak. Ten ostatni, choć głośno krytykował ataki na chrześcijan, co wyjątkowo podobało się na Zachodzie, nigdy nie zmienił zasad czyniących z Koptów obywateli drugiej kategorii, które wprowadził tuż po uzyskaniu przez Egipt niepodległości obsesyjnie przywiązany do „czystości narodu" Gamal Abdel Nasser. – To właśnie w czasach rządów Mubaraka w 2004 r., który oficjalnie traktował chrześcijan lepiej niż poprzednicy, miała powstać specjalna, tajna jednostka służb bezpieczeństwa, przeznaczona do prowokacji i sabotażu. W razie zagrożenia dla reżimu miała wywołać w Egipcie chaos poprzez walki między wyznawcami różnych religii – mówi Moustafa Kamel el-Sayed, profesor politologii Uniwersytetu Kairskiego.

Przywódcy koptyjscy, gdy w Egipcie na początku 2011 r. zaczynała się arabska wiosna, długo nie chcieli pogodzić się z tym, że Hosni Mubarak traci władzę. Gdy gen. Abd al-Fattah as-Sisi na początku lipca tego roku ogłosił, że dokonuje wojskowego zamachu stanu, odsuwając od władzy islamistyczne Bractwo Muzułmańskie, za jego plecami siedzieli Wielki Imam, kierownik uniwersytetu Al-Azhar Ahmed al-Tajeb oraz koptyjski papież Tawadros. Kiedy na wojskowych posypały się z całego świata gromy za masakrę zwolenników odsuniętego od władzy prezydenta Mohameda Mursiego, do jakiej doszło 14 sierpnia w Kairze (zginęło 638 osób, a 4 tys. zostało rannych, czyniąc ten dzień najkrwawszym w najnowszej historii Egiptu), Tawadros apelował, by zagranica nie wtrącała się w wewnętrzne sprawy Egipcjan. Zaraz potem doszło do ataków na kościoły. Armia potępiła je stanowczo i zapowiedziała, że świątynie zostaną odbudowane z rządowych pieniędzy.

Spirala

Dzień po tym, jak zaczęły się ataki na koptyjskie świątynie, na stronie związanej z Bractwem Muzułmańskim zamieszczono wpis: „Ludzie dziwią się, czemu płoną kościoły, a przecież na każdą akcję musi być reakcja".

Nikt nie powinien sympatyzować z tyranami pokroju Asada czy Saddama Husajna ani ich popierać – mówił niedawno Robert P. George, nowy przewodniczący amerykańskiej Komisji ds. Wolności Religijnych, posiadającej status doradczy przy rządzie USA. Podkreślał, że dyktatorzy chronili i chronią mniejszości, w tym chrześcijan, ale nie dlatego, że z nimi sympatyzują, ale dlatego, że ich poparcie jest im politycznie potrzebne. – Z tego powodu nie ma co być wdzięcznym Mubarakowi za ochronę chrześcijan czy Asadowi, który jest dużo gorszy od Mubaraka, albo Saddamowi Husajnowi, który był jeszcze gorszy niż oni obaj razem wzięci – podkreślał George. Tylko czy można się dziwić chrześcijanom na Bliskim Wschodzie, że wschodzą z despotami w koalicje?

„Oni po prostu zrozumieli, po latach bolesnych doświadczeń, że obietnice składane przez Zachód są bezwartościowe, bo przedstawiciele zachodniej cywilizacji nigdy nie utrzymywali na długo zainteresowania ich problemami. Uznali, że jedyną gwarancja ich przetrwania jest stabilizacja, jedyną gwarancja ich równouprawnienia jest sekularyzacja, a najwięksi wrogowie to islamski fanatyzm i anarchia" – pisał niedawno na łamach magazynu „The Spectator" Robert Harris, były szef Conservative Research Center, think tanku brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Artykuł zatytułowano „Ktokolwiek wygra w Syrii, chrześcijanie przegrają".

Przedsmakiem tej przegranej i tragedii, jaka się tam rozgrywa, jest los jezuity, o. Paolo Dall'Oglio. Po tym, jak wyrzucono go z Syrii, przekonywał, że lęk kościelnych hierarchów w tym kraju jest całkowicie usprawiedliwiony. W lipcu tego roku, choć nie miał na to pozwolenia rządu w Damaszku, wrócił do Syrii. Pojechał na tereny kontrolowane przez rebeliantów. 29 lipca lipca został uprowadzony przez powiązanych z Al-Kaidą islamistów z Frontu al-Nusra. Niedługo potem pojawiła się niepotwierdzona informacja o tym, że został przez nich zamordowany. Włoski rząd nadal ma nadzieję, że to nieprawda.

W Syrii chrześcijanie są celem ataków radykalnych dżihadystów. W Egipcie w sierpniu spalono 58 kościołów. W Iraku spłonęły już dawno albo popadły w ruinę, bo ludzie, którzy się tam modlili, pouciekali. Zresztą tysiące z nich schronienia przed wojną szukało w... Syrii. Nawet w spokojnej i przez dekady laickiej Turcji liczące setki lat świątynie zmieniane są teraz w meczety.

Fakty zdają się przemawiać same za siebie: na początku XX w. chrześcijaninem był co piąty mieszkaniec Bliskiego Wschodu, dziś zaledwie co dwudziesty. Tylko że to nie jest aż tak prosta historia o chrześcijanach, których prześladują źli muzułmanie.

Muzułmański Egipt?

Przez wiele tygodni było wiadomo, że dojdzie do ataków, bo Bracia Muzułmanie oskarżali chrześcijan o to, że przyczynili się do odsunięcia od władzy prezydenta Mohammeda Mursiego. Władze jednak robiły bardzo niewiele albo nic, by temu zapobiec" – to fragment oświadczenia Johna Storma, szefa Human Rights Watch na Bliskim Wschodzie, na temat wydarzeń, jakie w sierpniu rozegrały się w Egipcie.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał