W Syrii chrześcijanie są celem ataków radykalnych dżihadystów. W Egipcie w sierpniu spalono 58 kościołów. W Iraku spłonęły już dawno albo popadły w ruinę, bo ludzie, którzy się tam modlili, pouciekali. Zresztą tysiące z nich schronienia przed wojną szukało w... Syrii. Nawet w spokojnej i przez dekady laickiej Turcji liczące setki lat świątynie zmieniane są teraz w meczety.
Fakty zdają się przemawiać same za siebie: na początku XX w. chrześcijaninem był co piąty mieszkaniec Bliskiego Wschodu, dziś zaledwie co dwudziesty. Tylko że to nie jest aż tak prosta historia o chrześcijanach, których prześladują źli muzułmanie.
Muzułmański Egipt?
Przez wiele tygodni było wiadomo, że dojdzie do ataków, bo Bracia Muzułmanie oskarżali chrześcijan o to, że przyczynili się do odsunięcia od władzy prezydenta Mohammeda Mursiego. Władze jednak robiły bardzo niewiele albo nic, by temu zapobiec" – to fragment oświadczenia Johna Storma, szefa Human Rights Watch na Bliskim Wschodzie, na temat wydarzeń, jakie w sierpniu rozegrały się w Egipcie.
O tym, że Koptowie, czyli egipscy chrześcijanie, znaleźli się na celowniku islamistów, świadczyć mogła choćby lista, jaką na początku zeszłego miesiąca znaleziono w jednym z kairskich meczetów. Policja potwierdziła, że znalazły się na niej nazwiska osób, które miały zostać zamordowane. Jedną z nich był koptyjski papież Tawadros II. W tym samym tygodniu na murach kairskiej katedry Świętego Marka wymalowano farbą napis: „Egipt będzie islamski". Human Rights Watch udokumentowała ataki na 42 kościoły, podczas których służby bezpieczeństwa nie reagowały, gdy znajdujący się w nich ludzie wzywali pomocy. Jednym z symboli przemocy, do jakiej tam doszło, jest kompletnie zniszczony klasztor Dziewicy Maryi w Degla w środkowym Egipcie, gdzie po raz pierwszy od 1600 lat odwołano niedzielne msze.
Często napastnikom nie wystarczyło tylko zdemolowanie świątyni czy placówki należącej do Koptów. Po tym, jak rozwścieczony tłum spalił zabytkowy gmach franciszkańskiej szkoły w Bani Suwajf, mieście położonym 120 km od Kairu, trzy pracujące tam zakonnice wywleczono na ulice. Islamiści, prowadząc je, wykrzykiwali, że są „jeńcami wojennymi", i nakazywali przechodniom, by je upokarzali. Dwie inne kobiety pracujące w szkole stały się ofiarami napaści seksualnej. W tym samym czasie w Bani Suwajf ogień podłożono także pod franciszkański sierociniec.
– Szabrownicy są tak zuchwali, że wracają do splądrowanych już świątyń, by sprawdzić, czy mogą stamtąd ukraść jeszcze więcej – mówi biskup Ibram z położonej na północy prowincji Fajum. Podlegającym mu księżom i wiernym nakazał, by w przypadku ataków nie stawiali oporu, bo tylko to może uratować im życie.
O ile o sytuacji chrześcijan w Egipcie stało się ostatnio na świecie dość głośno, o tyle o wspólnocie w Iraku praktycznie zapomniano. Jeszcze przed dekadą liczyła półtora miliona członków, dziś to góra 200 tys. wiernych. Niemal tak samo tragicznie sytuacja przedstawia się w Libii, gdzie w tym roku nie odbyły się procesje w Niedzielę Palmową. Kilka dni wcześniej nieznani sprawcy zastrzelili przed wejściem do kościoła św. Franciszka w Trypolisie katolickiego księdza, a w anglikańskim kościele Chrystusa Króla ktoś podłożył ogień. W świątyni koptyjskiej w Bengazi kapłan nie spłonął żywcem tylko dlatego, że z pomocą przyszli mu muzułmanie mieszkający blisko kościoła, którzy usłyszeli wołanie o pomoc. Dwaj kapłani z Misraty nie mieli aż tyle szczęścia – zginęli w wybuchu bomby podłożonej w świątyni. Ksiądz Greckiego Kościoła Prawosławnego spakował się i wrócił do Aten po tym, jak ktoś próbował go zastrzelić przed drzwiami jego domu.