Marzenie o „próbce dawnego czasu" żywe jest nie tylko wśród zawodowych historyków, być może nawet nie wśród nich przede wszystkim. Dziejopisowie często walczą pod sztandarem tej czy innej szkoły o interpretacje rewolty czy wojny, rozkładają wzdłuż osi czasu fakty, fiszki i zdjęcia w nadziei, że wyłoni się z nich prawda o zrywie czy zwrocie, niczym paleontolodzy, układający suche kostki, aż złoży się z nich groźny kark jaszczura – a jeśli są rutyniarzami, tasują je tylko, jak wyślizganą talię.
Wzruszenie, jakiego doświadcza się, sięgając po spękane zdjęcie, sczerniały trzonek należącego kiedyś do serwisu noża, łuszczący się jak ciasto francuskie papier broszury, doświadczone być natomiast może przez każdego – i wielu go szuka. To dlatego właśnie antykwariaty ramię w ramię z restauracjami opierają się najskuteczniej kryzysom i nacjonalizacjom. „Ludzie zawsze będą musieli jeść" – wzdychają, krzepiąc się tą myślą, byli fizycy i filolodzy. Cisi antykwariusze również mają nadzieję, że sporo ludzi zawsze potrzebować będzie gemmy, drzeworytu, a bodaj i trzonka grabi, o których będą wiedzieli, że są starsze od nich samych.
Jeśli jednak restauratorzy drżą na myśl o kulturze pizzy z mikrofali, czy antykwariusze nie powinni obawiać się „pamięci instant", jaką zdają się oferować kapsuły czasu? To był boom, który rozpoczął się na dobre wraz z epoką stali kwasoodpornej i szczelnych spawów: pierwsza kapsuła, o której wiemy, powstała w roku 1876, ale dopiero na przełomie XIX i XX wieku burmistrz każdego miasteczka francuskiego i niemieckiego stawiał sobie za punkt honoru umieścić w tubie schowanej w fundamentach ratusza lub kuli, mocowanej u szczytu ratuszowej wieży garść drobnych, obsadkę do pióra, kilka egzemplarzy miejscowej gazety i odręczny list skierowany do wdzięcznej potomności.
Pocisk wymierzony w przyszłość
Pierwsze z tych kul i tub porozrywane zostały pociskami ofensywy znad Marny w roku 1914, kolejne otwierały już dłuta dziennikarzy i historyków-amatorów. Zwitki zapleśniałych papierów i zaśniedziałych monet (technika spawalnicza wymagała, jak się okazało, dalszego doskonalenia) nie zniechęcały naśladowców: w 1936 r. na Oglerhorpe University w Atlancie uroczyście wymurowano i wypełniono przedmiotami codziennego użytku „Kryptę Cywilizacji", która ma zostać otwarta w roku 8113.
W trzy lata później podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku szefostwo koncernu Westinghouse, już to kierując się historiozoficznym optymizmem, już to lękami przed nadchodzącą wojną, wystawiło ponaddwumetrowy walec, odlany z miedzi, chromu oraz stopu srebra, w którym umieszczono m.in. kłębek nici, lalkę, próbówkę z nasionami zbóż, mikroskop, kronikę filmową oraz – witaj, megalomanio! – zwięzły opis kapsuły i jej twórców. Wielki tubus zakopano na terenie parku Flushing Meadows, w którym zorganizowano wystawę, zobowiązując potomnych do otwarcia jej nie wcześniej niż za sześć tysięcy lat. Swoje kule i skrzynki zakopywali komsomolcy budujący miasta nad Amurem i technokraci stawiający blokowiska podparyskiego Nanterre, „pakiety dla przyszłości" przygotowywali rzutcy przewodniczący gminnych rad narodowych na Ziemiach Odzyskanych i organizatorzy lotu sond Voyager.
Trudno powiedzieć, co będzie się działo na błoniach Flushing Meadows w roku 6939, w naszych czasach jednak kolejne „kapsuły czasu", odnajdywane podczas remontów i wyburzeń, budzą dziwnie mało emocji – prawdopodobnie właśnie dlatego, że tworzono je z myślą o ich wywołaniu. Budowane po to, by „wyprzedzić" historię, by z góry stworzyć odkrycie, które podekscytuje przyszłych znalazców, okazują się być przewidywalne i jałowe.