System pożera radykałów

Działo się to bodajże 12 września 2001 r., wieczorem czasu warszawskiego, a więc jakoś tuż po zamachach na World Trade Center i Pentagon.

Aktualizacja: 19.10.2013 14:32 Publikacja: 19.10.2013 12:00

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

O tym, co się właśnie stało, dyskutowałem z moim znajomym. To polski inżynier, który u progu karnawału „Solidarności" wyemigrował do USA za chlebem. Po upadku komuny wrócił do kraju, ale jego potomstwo zostało za oceanem. Zwierzał mi się, że już powiedział swoim synom, żeby pakowali rzeczy i czym prędzej ruszali w Góry Skaliste, bo może się zrobić gorąco. A przede wszystkim próbował mnie przekonać o tym, że wydarzenia w Nowym Jorku i Waszyngtonie to nie żaden atak Al-Kaidy, lecz wewnętrzna sprawa amerykańska.

A ja, słuchając tego wszystkiego, zastanawiałem się, czy mój znajomy dał się mentalnie uwieść „oszołomom" z ruchu „milicji obywatelskich" – środowiskom, które roztaczają przed mieszkańcami USA wizję władz federalnych jako złowrogiego Syjonistycznego Rządu Okupacyjnego (ZOG), działającego w interesie niewidzialnego oligopolu, stojącego ponad podziałem na Republikanów i Demokratów, i wyzyskującego zwykłych białych Amerykanów. Jeśli się przyjmie taką właśnie wizję, łatwo uwierzyć w to, że zamachy 11 września były gigantyczną prowokacją politycznego establishmentu, mającą przerazić masy społeczne i skłonić je tym samym do tego, żeby zgodziły się na budowę opresyjnego reżimu, będącego zaprzeczeniem etosu amerykańskiej demokracji.

Z ruchem „milicji obywatelskich" związany był Timothy McVeigh. W roku 1995 dokonał on zamachu na siedzibę władz federalnych w Oklahoma City, w wyniku czego zginęło 168 osób, w tym 19 dzieci. Wyjaśniał, że jego czyn był zemstą za akcję FBI w Waco w roku 1993. Przypomnijmy – funkcjonariusze tej służby zamierzali wtedy aresztować guru sekty Gałąź Dawidowa, Davida Koresha, w rezultacie czego doszło do strzelaniny, a następnie na oblężonej farmie wybuchł pożar. Zginęło 80 osób, w tym 19 dzieci.

McVeigh ponoć inspirował się „Dziennikami Turnera" autorstwa Andrew Macdonalda (pod tym pseudonimem krył się zmarły w 2002 r. amerykański pisarz i publicysta William Luther Pierce). Ta reklamowana jako „biblia prawicowej ekstremy" powieść przedstawia perypetie działającej w USA Organizacji – złożonej z Anglosasów grupy terrorystycznej, która dąży do zbrojnego przejęcia władzy. Jako swoich wrogów wskazuje ona waszyngtoński rząd federalny, Żydów i Murzynów. Przekuciem teorii w praktykę okazuje się wszczęcie przez Organizację brutalnego rasistowskiego powstania.

Znalazłem w Internecie ciekawą rozmowę, którą z Macdonaldem przeprowadził tłumacz Bartłomiej Zborski (na polski przełożył nie tylko „Dzienniki Turnera", ale i chociażby „Folwark zwierzęcy" Orwella). W pewnej chwili Zborski podsunął swojemu rozmówcy następujący scenariusz: Macdonald będzie funkcjonował w swojej niszy ideologicznej, a z upływem czasu demoliberalny system go wchłonie, zneutralizuje, „nieledwie »udomowi«". Amerykański pisarz odrzekł, że nic takiego nie wchodzi w rachubę. Ale co innego mógłby właściwie odpowiedzieć, żeby zachować wizerunek twardziela dzielnie stawiającego czoła mitycznemu ZOG-owi? W tym kontekście wychodzi cała prawda o radykałach snujących teorie spiskowe.

Epoka, w której w jakimś demoliberalnym kraju antysystemowa opozycja stanowiłaby siłę zdolną przeprowadzić fundamentalną zmianę polityczną, minęła. System potrafi się skutecznie bronić, przytrzymując taką opozycję na obrzeżach życia politycznego lub doprowadzając ją do tego, że się „cywilizuje" i tym samym traci kły. Z pewnością do metod stosowanych w obu tych wariantach należy przejmowanie czy wręcz zawłaszczanie jej postulatów przez formacje establishmentowe.

Dziś dużo słychać o tym, że we Francji rośnie poparcie społeczne dla Frontu Narodowego. Ale przecież ugrupowanie to coraz mniej się różni od prawicy mainstreamowej, w której czołową rolę odgrywają gaulliści. Weźmy chociażby kwestię imigrantów. Jeszcze 20 lat temu stanowisko Frontu Narodowego w tej sprawie uchodziło za ksenofobiczne i rasistowskie. A dziś w wielu punktach pokrywa się ono ze stanowiskiem gaullistów, którzy głośno mówią o tym, że istnieją poważne napięcia na tle różnic kulturowych między rdzennymi mieszkańcami Francji oraz instytucjami laickiej republiki a przybyszami z krajów muzułmańskich.

Może być też tak, że antysystemowa opozycja odnosi sukces wyborczy, a jej politycy obejmują funkcje kierownicze w państwie. Tyle że gdy do tego już dochodzi, okazuje się, że mamy do czynienia z banalnym ugrupowaniem mieszczańskim, które muchy nie skrzywdzi. Tak było w przypadku Wolnościowej Partii Austrii. W 2000 r. ta formacja populistyczna strasząca rdzennych Austriaków imigrantami i optująca za zaostrzeniem kodeksu karnego utworzyła wspólny gabinet z chadecją. Na Starym Kontynencie zawrzało. W rezultacie Unia Europejska zagroziła nawet, że może Austrię wykluczyć ze swoich struktur. Tyle że zabrakło ku temu merytorycznych powodów. Wolnościowcy okazali się mocni wyłącznie w gębie.

Może jest tak, że system demoliberalny potrzebuje takiej właśnie opozycji antysystemowej, ponieważ zachowuje się ona bezproduktywnie (stać ją najwyżej - jak to było w przypadku McVeigha - na przemoc, która okazuje się dla niej kompromitująca). Na jej tle politycy pokroju Viktora Orbána lub – w znacznie mniejszym stopniu – Jarosława Kaczyńskiego stwarzają realne niebezpieczeństwo dla oligopolów w swoich krajach. Ale oni akurat prezentują skomplikowane wizje świata. Nie straszą Żydami, masonami czy cyklistami.

O tym, co się właśnie stało, dyskutowałem z moim znajomym. To polski inżynier, który u progu karnawału „Solidarności" wyemigrował do USA za chlebem. Po upadku komuny wrócił do kraju, ale jego potomstwo zostało za oceanem. Zwierzał mi się, że już powiedział swoim synom, żeby pakowali rzeczy i czym prędzej ruszali w Góry Skaliste, bo może się zrobić gorąco. A przede wszystkim próbował mnie przekonać o tym, że wydarzenia w Nowym Jorku i Waszyngtonie to nie żaden atak Al-Kaidy, lecz wewnętrzna sprawa amerykańska.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą