Szatan ma ostatnio świetną prasę. Można nim wypromować niejeden produkt czy ideę. Dla jednych stanowi on znakomity znak firmowy, który pozwala sprzedać oznaczone nim produkty (choćby napój energetyzujący), dla innych to temat na płyty, które sprzedadzą się, szczególnie jeśli zostaną oprotestowane przez katolików, dla jeszcze innych to fascynujący symbol religijny, który pozwala – dzięki lucyferycznym odniesieniom – opisać sytuację człowieka, który odrzuca Boga i sam stawia się w Jego miejsce. Jednym słowem symbol i znak doskonały.
Jest z nim jednak jeden, ale za to zasadniczy problem. W postnowoczesnym świecie szatan rozumiany jest jedynie jako „symulakrum", symbol nieodnoszący do niczego poza samym sobą, niemający nic wspólnego z jakąkolwiek rzeczywistością. Diabeł jest więc kimś na kształt Myszki Miki czy laleczek Monster High, które – poza tym, że są obleśne – to do niczego konkretnego nie odsyłają.
Dla człowieka wierzącego takie rozumienie jest fałszywe i można je uznać – posługując się starym porównaniem C.S. Lewisa – za kolejne wielkie zwycięstwo szatana, który najpierw z realnego bytu przekształcił się w kogoś nieistniejącego, a teraz zajął miejsce ważnego, ale także w istocie nierealnego, symbolu, mitu, znaku towarowego, którym wypromować można niejeden towar. Taka sytuacja – jeśli przyjąć istnienie szatana i realność świata duchowego – jest z jego punktu widzenia wymarzona.
Z jednej bowiem strony może on za pośrednictwem rozmaitych symboli czy słów działać (a nie tylko chrześcijanie, ale także Żydzi, hinduiści czy buddyści wierzą, że symbole, gesty, znaki czynione przez człowieka, nawet jeśli nie celowo, mają znaczenie duchowe), a z drugiej nieliczni w niego wierzą, co pozwala mu być zabójczo skutecznym. I sprowadzać ludzi na złą drogę.
I gdy spojrzeć na taką sytuację, aż trudno nie zadać pytania, jak do tego doszło? Dlaczego istota, przed którą drżały (i to całkiem realnie) całe pokolenia chrześcijan, teraz przekształciła się w papierowe i w gruncie rzeczy niegroźne stworzenie, które co najwyżej śmieszy?
Realny wróg
Odpowiedzi trzeba szukać nie tylko w popkulturze, która każdy ważny symbol i ideę potrafi przemielić i przerobić na miałką treść, ale również w samym życiu religijnym, teologii XX wieku i liberalizujących czy psychologizujących trendach pobożnościowych. To właśnie te zjawiska odpowiadają za trywializację postaci szatana, ale także całego chrześcijaństwa, za sprowadzenie tego ostatniego do wymiarów psychoanalizy dla wierzących.