Ale, jak pisał Władysław Studnicki, jeden z tych, którzy ją głosili: „Od rzucenia i nawet spopularyzowania idei polskiego bojowego pogotowia przygotowania do realizacji tegoż pogotowia leży olbrzymia przestrzeń przepełniona wielkimi trudnościami. Kto tę przestrzeń opanuje, trudności przezwycięży, ten będzie twórcą polskiego militaryzmu". Studnicki uważał, że poza Piłsudskim nie ma nikogo innego, kto mógłby tej rzeczy dokonać.
Pod koniec 1907 r., kiedy dogorywała nad Wisłą rebelia przeciw Rosji, Piłsudski pisał do Witolda Jodki-Narkiewicza, jednego z najbliższych współpracowników w PPS-Frakcji Rewolucyjnej, że pracuje nad „agitacją militarną", czyli bojowym przygotowaniem się do rewolucji. A tak naprawdę – do powstania. Nie miała być to bowiem powtórka lat 1905-1907: wieców, rezolucji, strajków, demonstracji, ulicznych strzelanin, zamachów na carskich żandarmów i policjantów.
Piłsudski studiuje doświadczenia powstania styczniowego, wojny burskiej i rosyjsko-japońskiej. W „Robotniku" publikuje artykuł „Jak mamy się gotować do walki zbrojnej". Na dobry początek trzeba szerzyć wiedzę o walce z wojskiem, przekazywać innym doświadczenie zdobyte podczas „psiej służby pod batem" w armiach zaborczych, czytać broszury wydane przez Organizację Bojową PPS. O mauzerze, browningu, materiałach wybuchowych, musztrze, nauce strzelania.
Piłsudski zwraca się do ludzi, których jak jego „pali rumieniec wstydu" z powodu przegranej rebelii przeciw Rosji. Chce iść w kierunku walki zbrojnej, ale targa nim niepewność.
W maju 1908 roku pisze do Jodki, że czuje się tak, jakby zszedł z szerokiej drogi na ścieżynę, na której zaskoczyła go noc. „Lecz czy mi się siły nie wyczerpią przy przeczekiwaniu nocy, nie wiem (...) będę próbował i w ciemności iść do końca – końca czego, mnie i moich sił czy ścieżki".