Prędzej Rosja zażąda korytarza

Nawet w tak gorących okresach jak dziś, gdy nie wiadomo, co zrobi Rosja, nie wiadomo, na którym z co najmniej czterech poważnych konfliktów światowych (Ukraina, Gaza, Syria, Irak) skupiona jest uwaga USA, polskie media – czasem nawet na czołówkach – odnotowują śmierć jakiegoś starego węgorza w Szwecji czy narodziny młodego orangutana w Albanii.

Publikacja: 15.08.2014 01:17

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Nic więc dziwnego, że w USA często spotykany jest pogląd, iż Polska jest najspokojniejszym, najbardziej dojrzałym, najstabilniejszym politycznie i najbardziej udanym gospodarczo państwem „po przejściach". (Oczywiście z wyjątkiem Estonii, do której wszyscy już się przyzwyczaili, że jest prymusem, więc nie ma co o niej pisać i mówić.) Nie jest już politycznie poprawnie mówić o państwach postkomunistycznych.

Tak jak komunizm oficjalnie skończył się w Polsce w 1989 roku, tak postkomunizm zmarł oficjalnie wraz z przystąpieniem Polski do NATO dziesięć lat później.  Nie zważając nawet na ironię faktu, że wchodząc do NATO, postkomunistyczna Polska wprowadziła do struktur tej – bądź co bądź wojskowej – instytucji wychowanków komunistycznych, zwłaszcza sowieckich akademii wojennych. I to nie byle jakich absolwentów, często prymusów Akademii im. Frunzego, służących potem wiernie w ludowym Wojsku Polskim pod dowództwem Wojciecha Jaruzelskiego.

Z niezrozumiałego dla mnie powodu nie wypada też zbytnio rozwodzić się nad tym, że Polska ma otwartą granicę z Rosją i że może to mieć znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Granica jest oczywiście z obwodem kaliningradzkim i w ciągu dwóch lat przekroczyły ją miliony osób (wedle konsula generalnego RP w Kaliningradzie Marcina Nosala w samym 2013 roku „6 milionów osób przekroczyło polsko-rosyjską granicę w ramach małego ruchu granicznego" – źródło Radio Olsztyn).

Warto pamiętać, że obwód kaliningradzki liczy niecałe pół miliona mieszkańców. Z małego ruchu granicznego mogą korzystać wszyscy, którzy zamieszkują ten obwód od co najmniej trzech lat. Niewielka przeszkoda, skoro po zajęciu Krymu przez Rosję chętnym wydawano rosyjskie paszporty z dowolnymi miejscami zamieszkania (np. Magadan).

W kwietniu tego roku, już po aneksji Krymu „Premier Donald Tusk zapewnił, że mały ruch graniczny na granicy z Rosją nie zostanie wstrzymany na skutek wydarzeń na Ukrainie. Prezes Rady Ministrów stwierdził, że należy oddzielić działania podejmowane przez Federację Rosyjską na arenie międzynarodowej od utrzymywania dobrosąsiedzkich relacji pomiędzy obywatelami Polski i Rosji. Donald Tusk zwrócił także uwagę, że rezygnacja z małego ruchu granicznego na granicy z Rosją dotknęłaby w największym stopniu mieszkańców rejonów przygranicznych północno-wschodniej Polski. W opinii Donalda Tuska napięta sytuacja polityczna nie powinna mieć wpływu na codzienne stosunki Polaków i Rosjan, zwłaszcza w obszarze małego ruchu granicznego. Jest to tym bardziej istotne, że istnieje ryzyko dokonywania przez stronę rosyjską prowokacji, w celu szkalowania dobrego imienia Polski w Rosji oraz na arenie międzynarodowej" (za www.defence24.pl ).

Ten przydługi cytat wymaga kilku komentarzy. Po pierwsze, od początków swojego istnienia Moskwa nigdy nie oddzielała swojej polityki międzynarodowej od stosunków „dobrosąsiedzkich", które to słowo brzmi zresztą śmiesznie w odniesieniu do Rosji. Sąsiad Rosji tradycyjnie jest traktowany jako potencjalna zakąska do wódki. Po drugie, dobrosąsiedzkie stosunki polegają przede wszystkim na zakupie oraz przemycie żywności w jedną stronę i benzyny oraz papierosów w drugą. Po trzecie, co jest oczywiste dla każdego, kto choćby pobieżnie wie cokolwiek o Rosji, a zwłaszcza o Putinie i jego KGB-oskich korzeniach, prowokacje Kremla nie mają żadnego związku z zachowaniem prowokowanego, a „szkalowaniem dobrego imienia Polski" Moskwa, Putin i rosyjskie mass media zajmują się z wielkim smakiem, niezależnie od tego, kto w Warszawie ma władzę i jaki ma do Rosji stosunek.

Rozpowszechniany jest też często mit, że „dobrosąsiedzkie stosunki" demokratyzują i liberalizują mieszkańców obwodu kaliningradzkiego. Mówią to nie tylko władze, ale i wiele polskich NGO „pracujących" na rzecz tak zwanego Wschodu, które za pieniądze polskich i amerykańskich podatników jeżdżą, i to od dawna, do Kaliningradu szerzyć tam podobno demokrację i „polski model wolności".

Nic bardziej błędnego. Jedyne jak dotąd demonstracje w Kaliningradzie dotyczyły ceł na „sprowadzane" z Zachodu samochody, a wyniki wyborów powinny były w czyichś głowach zapalić czerwone światło. Otóż w ostatnich wyborach samorządowych opozycja zarzucała partii rządzącej fałszowanie wyborów. Tyle że opozycją jest Partia Komunistyczna Giennadija Ziuganowa, która dostała tylko 22 proc. głosów (partia Władimira Putina – 43 proc., a Żyrinowskiego i inne lewicowo-patriotyczne partie zgarnęły 33 proc., zostawiając tylko 2 proc. dla liberalnego bloku Jabłoko). Jeśli w Kaliningradzie dojdzie do demonstracji antyputinowskich, nie będą one oznaczały, że na skutek małego ruchu granicznego powiał wiatr wolności. Niestety.

I obawiam się, że zamiast mrzonek o przyłączeniu się Kaliningradu do Polski czy Niemiec, prędzej Rosja zażąda korytarza z centralnej Rosji.

Nic więc dziwnego, że w USA często spotykany jest pogląd, iż Polska jest najspokojniejszym, najbardziej dojrzałym, najstabilniejszym politycznie i najbardziej udanym gospodarczo państwem „po przejściach". (Oczywiście z wyjątkiem Estonii, do której wszyscy już się przyzwyczaili, że jest prymusem, więc nie ma co o niej pisać i mówić.) Nie jest już politycznie poprawnie mówić o państwach postkomunistycznych.

Tak jak komunizm oficjalnie skończył się w Polsce w 1989 roku, tak postkomunizm zmarł oficjalnie wraz z przystąpieniem Polski do NATO dziesięć lat później.  Nie zważając nawet na ironię faktu, że wchodząc do NATO, postkomunistyczna Polska wprowadziła do struktur tej – bądź co bądź wojskowej – instytucji wychowanków komunistycznych, zwłaszcza sowieckich akademii wojennych. I to nie byle jakich absolwentów, często prymusów Akademii im. Frunzego, służących potem wiernie w ludowym Wojsku Polskim pod dowództwem Wojciecha Jaruzelskiego.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski