Było lato 1899 roku, kilka tygodni po finale amerykańskich rozgrywek akademickich, w których pierwsze miejsce w singlu i deblu zdobył Dwight Davis, zdolny student prawa z St. Louis. On i jeszcze trójka gwiazd tenisa z Harvardu: Malcolm Whitman, Holcombe Ward i Beals Wright, syn pierwszego sławnego zawodowego baseballisty George'a Wrighta, przyjechali do San Francisco uczyć Kalifornijczyków coraz bardziej modnej gry – tenisa.
Wieczorami sporo rozmawiali o zakończonej niedawno dziesiątej edycji regat o Puchar Ameryki, które już od 1851 roku zajmowały uwagę ludzi lubiących sport. – Musimy zrobić coś takiego także w tenisie. Duch zdrowej sportowej rywalizacji nie zna granic państwowych – mówił Davis, a koledzy się zgadzali.
Pomysłodawca poprosił o pomoc dr. Jamesa Dwighta, znanego bostońskiego chirurga, też absolwenta Harvardu, który był pionierem amerykańskiego tenisa, sam grał, organizował pierwsze turnieje, uczył innych, no i pojechał w latach 80. na turniej wimbledoński, znał tenisistów brytyjskich. Dr Dwight pomógł, Brytyjczycy zgodzili się zagrać z Amerykanami, choć z początku potraktowali propozycję raczej lekko, uznając, w duchu czasów, że są klasą sami dla siebie.
Wysłali za ocean trójkę: Arthura Wentwortha Gore'a, Edmunda D. Blacka i Herberta Ropera-Barretta. Z przyczyn do dziś niejasnych nie popłynęli do USA najlepsi wówczas na Wyspach bracia Reggie i Laurie Doherty, którzy przez dekadę dzielili się zwycięstwami w Wimbledonie. Tylko Gore był tenisistą, któremu udawało się niekiedy wygrywać z jednym z nich.
Po trzech meczach na zewnętrznej stronie efektownego srebrnego pucharu przybył napis: „Won by America, three matches to none, Longwood 1900".