Był to ciągle PRL, a nawet głęboki PRL, a jednak wystawiono genialnie anty-PRL-owską, antytotalitarną, antykomunistyczną sztukę. Znalazła się natychmiast w zbiorze „książek i sztuk, które wpłynęły na Ciebie w młodości". Sztuka ma prostą fabułę: z dnia na dzień ludzie wokół bohatera przeobrażają się w nosorożce, bardziej z konformizmu niż z innego powodu. Bohater stara się zrozumieć, nie stracić swojej tożsamości.
Wychowany we Francji Ionesco spędził lata 20. i 30. w Rumunii, gdzie przyglądał się gorączce rosnącego faszyzmu w wydaniu Żelaznej Gwardii. Nawet jeśli zaraził się tą gorączką, to stała się ona szczepionką, która pozwoliła mu stać się jednym z lepszych psychosocjologów totalitaryzmu. Z Rumunii wyjechał w 1942 roku, a „Nosorożca" napisał w 1959 roku, po tym, gdy przez Rumunię przeszła nowa mordercza gorączka – komunizm.
Po kilkunastu latach spotkałam w Stanach znajomego z Rosji. Kiedyś był bardzo krytyczny, podobnie postrzegaliśmy sytuację polityczną i ekonomiczną. Miał pytania, wątpliwości, szukał informacji. Był bardzo skromnie żyjącym naukowcem. Od wielu lat mieszka w Moskwie. Nie jest etnicznym Rosjaninem, urodził się w Azji Środkowej w latach 50., jako dziecko rodziców deportowanych z Kaukazu Północnego w ramach czystek etnicznych lat 50. Był przeciwnikiem wojny w Czeczenii, udzielał się społecznie, czytał niezależne gazety. Powiedzmy, że nazywa się Artiom.
Dziś Artiom mieszka w lepszej dzielnicy Moskwy, ma żonę i dzieci, nauką zajmuje się dorywczo. Nie stać go na pracę na uniwersytecie czy w Akademii Nauk, płace są zbyt niskie. Zarabia, pisząc prace magisterskie i doktorskie dla bogatych i próżnych ludzi na stanowiskach, którzy chcą mieć kilka literek przed czy po swoim nazwisku.
– Co słychać? – pytam.