Reklama

„Japonia. Przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach”: Japońskie miasta pełne strasznych duchów

Na opowieściach o gigantycznych potworach i walczących o przyszłość robotach wyrosło kilka pokoleń mieszkańców archipelagu. Choć są jedynie fikcją, budzą do dziś najprawdziwsze emocje.

Publikacja: 25.07.2025 14:20

Pradawne obawy ujęte w nowoczesnym kontekście mogą stać za oszałamiającym sukcesem tak zwanych J-hor

Pradawne obawy ujęte w nowoczesnym kontekście mogą stać za oszałamiającym sukcesem tak zwanych J-horrorów. Modę na nie w zachodnim świecie zapoczątkował film „The Ring: Krąg” z 1998 roku w reż. Hideo Nakaty – najbardziej dochodowy horror w historii japońskiej kinematografii

Foto: materiały prasowe

Książka Joshuy Frydmana, „Japonia. Przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach”, przeł. Nika Sztorc, ukazała się w lutym nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2025.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Często przywoływana definicja kultury popularnej kładzie nacisk na to, że jej odbiorcą jest większość społeczeństwa, a nie tylko elity. W Japonii przejawy kultury popularnej można zauważyć już od końca XVII wieku: w okresie Edo pojawiły się powielane w formie drzeworytów popularne powieści, książki obrazkowe, plakaty, a nawet prasa (w postaci dużych arkuszy).

Czasy restauracji Meiji przyniosły nowe techniki druku, a gdy rynek wydawniczy się do nich przystosował, powstały czasopisma i książki o nowoczesnym charakterze. Technologia filmowa dotarła do Japonii około 1890 roku i również zaczęła szybko postępować. Do lat 20. XX wieku na archipelagu istniała już rozwinięta kultura popularna, która nie ustępowała tej amerykańskiej czy europejskiej; prężnie rozwijały się przemysł wydawniczy i filmowy. Jednak po 1931 roku, gdy nasiliły się nastroje imperialistyczne, zwiększył się wpływ cenzury.

Reklama
Reklama

Przed wybuchem drugiej wojny światowej japońska kultura popularna była niemal całkowicie kontrolowana przez rządowych cenzorów. Japonia skapitulowała w połowie sierpnia 1945 roku wobec przewagi militarnej Stanów Zjednoczonych. Już po kilku dniach wznowiono wydawanie prasy. Odrodził się również przemysł filmowy. Reżyserzy, aktorzy i inni pracownicy branży, którzy wcześniej starali się unikać cenzury, wrócili do pracy. Amerykańscy okupanci z początku cenzurowali obrazy kultury japońskiej w obawie, że mieszkańcy zatęsknią za czasami przedwojennymi.

Po 1948 roku, gdy ta kontrola osłabła, coraz więcej filmów swobodnie ukazywało historię i kulturę Japonii. W 1950 roku przemysł filmowy funkcjonował już prężniej niż przed wojną, a w 1952 roku wraz z końcem amerykańskiej okupacji i formalnym końcem cenzury, produkcja filmowa nabrała jeszcze większego pędu. Lata 50. przeszły do historii jako złota era japońskiego kina. Wraz z rozluźnieniem cenzury wzrosło też zainteresowanie japońskich badaczy rodzimymi mitami i folklorem. Wydawano książki badające „prawdziwe” (historyczne, archeologiczne, społeczne) tło mitów. Choć system sinto państwowego i propagandowa wizja mitów jako wydarzeń historycznych upadły, teraz wychodziło na jaw, czym były w istocie. Mity powróciły do swojej roli motywu w sztuce, rozwijały się badania mitologii, a jednocześnie zaczęły powstawać fikcyjne opowieści oparte na dawnych wierzeniach.

Czytaj więcej

„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie

Komiksy manga rozsławiły mity

Zaraz po drugiej wojnie światowej nie było dla mitologii ani motywów ludowych miejsca w japońskim kinie – jednoznacznie kojarzyły się one z militaryzmem i propagandą. Zmieniło się to pod koniec lat 50. Jednym z najsłynniejszych powojennych dzieł zagłębiających się w świat japońskich mitów była filmowa epopeja „Czas bogów” (jap. Nippon tanjō, dosł. „Narodziny Japonii”, 1959) w reżyserii Inagakiego Hiroshiego (1905–1980), który wcześniej nakręcił już kilka filmów o samurajach. Obsada „Czasu bogów” była pełna gwiazd, takich jak Mifune Toshirō (1920–1997) czy Hara Setsuko (1920–2015), oboje zaliczani do grona najsłynniejszych aktorów lat 50. XX wieku. Głównym tematem filmu są opowiedziane na nowo w duchu fikcji historycznej mity z „Kojiki” i „Nihonshoki”.

Wśród poruszonych wątków znalazły się między innymi powstanie archipelagu, konflikt Amaterasu i Susanoo czy przygody Yamato Takeru.

Bohaterowie noszą stroje nawiązujące do okresu Kofun, choć znacznie bardziej zdobne. Dzięki efektom specjalnym na ekranie pojawiły się takie istoty jak Yamata no Orochi, a także prawdziwie magiczne obrazy niezwykłych mocy bogów. Zrezygnowano jednak z przedstawiania mitów jako prawdy historycznej oraz z realistycznego obrazowania. Zamiast tego nawiązano do hollywoodzkiego stylu wysokobudżetowych produkcji amerykańskich lat 50. opartych na Biblii, takich jak „Ben-Hur” w reżyserii Williama Wylera czy „Dziesięcioro przykazań” Cecila B. DeMille’a.

Reklama
Reklama

„Czas bogów” okazał się prawdziwym hitem i choć dzisiejsi krytycy nie oceniają szczególnie wysoko gry aktorskiej, to efekty specjalne z ówczesnej perspektywy były niepodważalnie przełomowe. Co ważne, film potwierdził, że zamiast traktować mity jako prawdę historyczną, można z powodzeniem wpleść je w nową fantastyczną opowieść: wzorowaną wprawdzie na zagranicznych produkcjach, ale osnutą wokół typowo japońskich wątków. Od teraz japońska fantastyka będzie zyskiwała znaczenie nie tylko w kinie, ale też w innych mediach, na przykład w mandze.

Manga rozwijała się prężnie w latach 50. i 60. Same komiksy dotarły do Japonii pod koniec okresu Meiji, czyli mniej więcej w tych samych czasach, gdy zyskiwały popularność w Europie wśród czytelników prasy. Termin „manga” („niepohamowane obrazy”) pierwotnie odnosił się do szkiców tworzonych przez autorów drzeworytów, ale szybko zaczął być używany na określenie nowego medium. W latach 20. XX wieku w gazetach i czasopismach publikowano już kilka popularnych serii. Współczesna manga powstała natomiast po drugiej wojnie światowej.

Pod koniec lat 40. zaczęto wydawać nowe czasopisma dla dzieci, w których komiksy zajmowały jedynie część miejsca. Gdy mangi zyskały spore grono czytelników, nowe czasopisma również przybrały formę komiksów. Pod koniec lat 50. pojawiły się pierwsze magazyny z mangą we współczesnym stylu. Były to opasłe tomy wielkości książek telefonicznych, drukowane na tanim papierze i zawierające po jednym odcinku około dwudziestu różnych serii.

Jednym z pierwszych ważnych tytułów publikowanych w „Weekly Shōnen Magazine” była popularna manga „Gegege no Kitarō” (dosł. „Rechoczący Kitarō”, znana też pod angielskim tytułem „Kitarō of the Graveyard”, czyli „Kitarō z cmentarza”, 1960–1969) autorstwa Mizukiego Shigeru. Poznajemy w niej losy tytułowego Kitarō, młodego yōkai, który chętnie pomaga innym duchom zagubionym wśród rozwijających się w latach 50. zaawansowanych technologii. Postacie Kitarō i zaprzyjaźnione z nim yōkai były oparte na podaniach ludowych z rodzinnego miasta Mizukiego, czyli Matsue, położonego niedaleko Izumo w dzisiejszej prefekturze Shimane. Region ten już od dawnych czasów miał duże znaczenie, bo to tu znajdują się główne chramy Susanoo i Ōkuninushiego, ale nie brakuje również legend, yōkai i świętych miejsc, które znane są jedynie mieszkańcom. Mizuki pragnął utrwalić je właśnie za pomocą mangi. Jako że jego dzieło okazało się dużym sukcesem, udało mu się rozsławić miejscowe mity na cały kraj.

Charakterystyczne było ukazanie yōkai z przeszłości we współczesnym kontekście; był to pierwszy taki przypadek, po którym zresztą nadeszły kolejne, na przykład wspaniałe „Hi no tori” Tezuki Osamu (dosł. „Ognisty Ptak”), publikowane bez przerw w latach 1954–1988. Tu z kolei prehistoria łączy się z wyobrażeniami o przyszłości, a motywy z dawnych kronik – z archeologią, podobnie jak w filmie „Czas bogów”.

Czytaj więcej

Dlaczego Japonia ma dosyć turystów? Raport z oblężonego państwa
Reklama
Reklama

Godzilla i prawdziwe roboty

Po drugiej wojnie światowej wątki z dawnych mitów wyraźnie i odważnie weszły do kultury popularnej. Na tym jednak wcale nie koniec – niektóre historie z powojennych filmów i mang zasiliły z kolei japońską mitologię. Choć nie uznawano ich za mity w tradycyjnym sensie, to odgrywały podobną rolę i często splatały się ze starszymi opowieściami. Największą popularnością, zarówno wśród fanów, jak i wśród badaczy, cieszyły się kaijū – gigantyczne potwory w rodzaju Godzilli, oraz mecha – wielkie roboty.

Kaijū 怪獣 (dosł. „dziwne, straszne zwierzęta”), na czele z King Kongiem, zaczęły gościć w amerykańskich filmach o potworach w latach 30. XX wieku. Były to dziwaczne i tajemnicze stwory pochodzące z najdalszych zakątków świata – z Afryki, Azji Południowo-Wschodniej czy wysp Pacyfiku. W czasach kolonialnych tereny te były obiektem fascynacji, choć zarówno w Japonii, jak i na Zachodzie uważano je za zacofane. Film „Godzilla” (jap. Gojira) z 1954 roku miał być czymś więcej niż tylko horrorem o potworach z egzotycznego. Reżyser, Honda Ishirō (1911–1993), pragnął stworzyć alegorię cierpień spowodowanych okrucieństwami drugiej wojny światowej, a także zagrożeniem, jakie niosła broń nuklearna.

Tak powstał ponury i monumentalny film, w którym monstrum symbolizuje potęgę natury nie do powstrzymania ani pokonania – jedynym ratunkiem okazuje się tajemnicza broń stworzona przez pracującego samotnie naukowca. W dziełach takich jak „Godzilla” rodziły się nowe japońskie mity odzwierciedlające lęki i nadzieje współczesnego społeczeństwa.

W latach 50. i 60. XX wieku powstał mit związany z postacią olbrzymiego robota, który ocala świat. Zaczęło się od mang dla chłopców, a dokładnie prawdopodobnie od serii „Tetsuwan Atomu” (dosł. „Atom Żelazne Ramię”, znanej w angielskiej wersji jako „Astro Boy”), wydawanej w latach 1952–1968. Historia Tezuki Osamu o robocie przypominającym wyglądem małego chłopca, który ratuje świat dzięki swym umiejętnościom technologicznym, okazała się prawdziwym hitem. W 1963 roku rozpoczęto emisję animowanego serialu telewizyjnego opartego na mandze; było to pierwsze telewizyjne anime wyświetlane co tydzień.

Tak Japonia wkroczyła w nową erę opowieści science fiction, w których to właśnie roboty mogą ocalić przyszłość ludzkości. Na „Tetsuwan Atomu” zaczęli wkrótce wzorować się inni twórcy, zarówno autorzy mangi, jak i anime. Jedną z najbardziej popularnych franczyz był „Tetsujin 28-gō” (dosł. „Człowiek z żelaza nr 28”, manga z lat 1956–1966, w reżyserii Yokoyamy Mitsuteru), w anglojęzycznym świecie znana pod tytułem „Gigantor”. Występuje w nim olbrzymi robot sterowany pilotem znajdującym się w rękach pewnego chłopca, syna naukowca, który wynalazł maszynę. Był to początek boomu na tak zwane superroboty pod koniec lat 60. i w latach 70. XX wieku. Bohaterami cieszących się wielką popularnością serii komiksowych i telewizyjnych, takich jak „Mazinger Z” (1972–1974, reż. Nagai Gō) czy „Getter Robo” (1974–1975, reż. Nagai Gō i Ishikawa Ken), byli młodzi ludzie, zwykle chłopcy, sterujący ogromnymi maszynami. W historiach tych postacie mają zwykle dobre intencje, ale bez robotów niewiele mogą wskórać; one za to, choć dysponują niesamowitą siłą, nie potrafiłyby jej wykorzystać bez ludzi. Ta nowa mitologia może się kojarzyć z amerykańskimi superbohaterami, jednak znacząco się różni. Dzięki połączeniu sił zwyczajnych, dobrych ludzi i potężnej technologii niekierującej się jednak moralnością opowieści o superrobotach przekazywały wiarę w to, że kierunek, w którym zmierza ludzkość, przyniesie więcej dobrego niż złego, nawet jeśli chwilami można mieć co do tego wątpliwości. Pokazywały również wizję przyszłości, w której na stałe zadomowiła się już technologia. Po drugiej wojnie światowej chętnie przyswajano takie treści, a wręcz bardzo ich potrzebowano.

Reklama
Reklama

Dziś zarówno fani, jak i badacze nazywają tego typu roboty mecha (jap. meka), co jest skrótem od angielskich słów „mechanism” i „mechanical” („mechanizm” i „mechaniczny”). Anime, mangi i filmy aktorskie o mecha szybko zdobyły popularność na równi z kaijū, jednocześnie ewoluując w kolejnych dekadach jako gatunek. W 1979 roku animowany serial telewizyjny „Kidō Senshi Gundam” (dosł. „Gundam w ruchomej zbroi”) zapoczątkował podgatunek „prawdziwego robota”. Maszyny, z których wiele nazywano gundamami, nie były już bohaterami o zaawansowanych zdolnościach technicznych, ale po prostu rodzajem broni, porównywalnym do czołgów czy odrzutowców. W trakcie starć pilotów mecha i towarzyszących im sił wojskowych rozgrywały się ludzkie dramaty moralne. W zainspirowanych rzeczywistością zimnej wojny opowieściach o gundamach obok bohaterów i złoczyńców ścierały się całe cywilizacje wyznające sprzeczne filozofie, a wojny toczono przy użyciu gigantycznych robotów. Był to dominujący gatunek w japońskiej fantastyce naukowej w latach 80. XX wieku, a jego wpływ jest widoczny do dziś.

Poczucie niemocy, które opanowało japońskie społeczeństwo po kryzysie gospodarczym z 1990 roku, zaowocowało narodzinami nowego podgatunku popkulturowych opowieści. W 1995 roku pojawił się kontrowersyjny serial anime „Neon Genesis Evangelion” (jap. „Shinseiki Evangelion”), który połączył elementy gore i psychologicznych tortur z filozoficzną głębią, niespotykaną w dotychczas znaczących seriach. Filozofia jungowska splatała się z chrześcijańską symboliką i wnikliwą analizą psychiki nastolatków zmuszonych do prowadzenia wojny w świecie pełnym szalejących maszyn i zachłannych, niezdolnych do porozumienia ludzi. Roboty, które można było odbierać jako pewną metaforę, nie rozwiązywały problemów ludzkości, a jedynie je uwydatniały. „Neon Genesis Evangelion” zapraszało do refleksji nad niepewnością związaną z nową polityczną rolą Japonii, a także nad globalną sytuacją po zimnej wojnie, stając się punktem odniesienia dla późniejszych dzieł o robotach, w których dominowała psychologiczna głębia. O ile kaijū wyrażały lęki związane z nieokiełznanymi siłami natury, o tyle historie o mecha brały pod lupę marzenia o lepszej przyszłości, którą miały zapewnić nowe technologie uosabiane przez superroboty.

Nazwanie kaijū i mecha mitami nie jest bynajmniej nadużyciem. „Godzilla”, „Tetsuwan Atom” i kolejne produkcje w tym duchu nadal mają duży wpływ na kulturę i społeczeństwo Japonii. Na opowieściach o gigantycznych potworach i walczących o przyszłość robotach wyrosło kilka pokoleń mieszkańców archipelagu. Choć nie otacza się ich religijnym kultem, to przecież ucieleśniają nadzieje, lęki i marzenia ludzi na całym świecie. Historie o nich pokazują również to, jak japońskie społeczeństwo przystosowywało się do przemian zachodzących we współczesnym świecie, i choć są jedynie fikcją, budzą najprawdziwsze emocje.

Czytaj więcej

„Smak. Zapiski o kulturze i zmysłach”: Herbateizm

Nowy cud – nowy folklor

Cud gospodarczy” – tak określa się okres błyskawicznej odbudowy Japonii po zniszczeniach drugiej wojny światowej. Od około 1965 roku rozpoczął się prawdziwy boom gospodarczy, a w 1980 roku Japonia ponownie znalazła się w gronie najzamożniejszych i najbardziej rozwiniętych krajów świata, mimo że trzy dekady wcześniej była w kompletnej ruinie. Tokio i inne największe miasta zostały odbudowane w zupełnie nowym kształcie, a drapacze chmur wraz z nowoczesnymi blokami mieszkalnymi nadały im charakterystyczny wygląd, który stał się znakiem rozpoznawczym dzisiejszej Japonii. W tym nowoczesnym, miejskim krajobrazie rodził się nowy folklor. Część miejskich legend czerpała z dawnych motywów, podczas gdy inne były zupełnie nowe.

Reklama
Reklama

Nowe legendy często przekazywane są ustnie, rzadziej pojawiają się w popularnych mediach. Najczęściej dotyczą duchów i nawiedzonych miejsc. Tradycja opowiadania historii o duchach, rozwijająca się już w okresie Edo, pozostaje żywa do dziś. Popularnym zwyczajem było tak zwane hyakumonogatari kaidankai, dosłownie „spotkanie ze stoma opowieściami o duchach”. W trakcie takiego spotkania zebrani dzielili się przerażającymi historiami. Zgodnie z tradycją powinno być ich aż sto, a po każdej należało zgasić jedną świecę. Spotkanie uznawano za udane, jeśli uczestnicy wytrzymali napięcie i dotrwali do zgaszenia ostatniej świecy. Hyakumonogatari kaidankai narodziło się w połowie okresu Edo i miało być sprawdzianem odwagi dla młodych mieszczan. Dziś bywa raczej formą rozrywki, szczególnie popularną wśród licealistów czy studentów, którzy szukają dreszczyku emocji.

Japońskie miasta są dziś równie pełne duchów i zjaw jak przednowoczesne Kioto. Obok dawnych yūrei i yōkai po ulicach przechadzają się ich współczesne odpowiedniki. Ta mieszanka dawnych i nowych lęków ma duży wpływ na współczesną twórczość: literaturę, film, telewizję, anime i mangę. Z rozmaitych miejskich legend, pochodzących z różnych czasów, garściami czerpią japońskie horrory, które w latach 90. XX wieku zawojowały świat. Znane filmy, takie jak „Ringu” („The Ring”, 1998) i jego sequele, zrodziły się z zainteresowania duchami onryō, groźnymi zjawami z okresu Heian. To właśnie zderzenie pradawnych obaw z nowoczesnym kontekstem może stać za oszałamiającym sukcesem tak zwanych J-horrorów.

Joshua Frydman

Adiunkt na University of Oklahoma. Specjalizuje się w kulturze dawnej Japonii. Jego pasją jest japońska mitologia.

Książka Joshuy Frydmana, „Japonia. Przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach”, przeł. Nika Sztorc, ukazała się w lutym nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2025.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Pozostało jeszcze 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Poranek dnia zagłady”: Komus unicestwiony
Plus Minus
„Tony Hawk’s Pro Skater 3+4”: Dla tych, co tęsknią za deskorolką
Plus Minus
„Gry rodzinne. Jak myślenie systemowe może uratować ciebie, twoją rodzinę i świat”: Rodzina jak wielki zderzacz relacji
Plus Minus
„Ze mną przez świat”: Mogło zostać w szufladzie
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marcin Mortka: Całkowicie oddany metalowi
Reklama
Reklama