Donald powiódł swój obóz do zwycięstwa. Ale żeby wygrać, musiał przekonać, że nie idzie tu wyłącznie o zmianę władzy. O zastąpienie lidera A liderem B. Nie, stawka była radykalnie wyższa. Tu chodziło o odsunięcie od władzy sitwy, która swoimi mackami oplotła państwo. Instytucje i media zamiast służyć społeczeństwu, zostały zdegenerowane, by ukrywać korupcję i złodziejstwo. Wystarczyło swoim głosem postawić na plan Donalda i wówczas zło miało zostać usunięte. On dokończy robotę, obiecał. Ale po upływie kolejnych miesięcy od zwycięskiego głosowania, wysoko postawiona poprzeczka oczekiwań sprawia, że rozczarowanie wyborców jest jeszcze większe.
Czytaj więcej
Większość Amerykanów jest zdania, że administracja Donalda Trumpa ukrywa informacje dotyczące osk...
Donald Trump obiecywał osuszyć bagno. Miał ujawnić listę Jeffreya Epsteina
Podobieństw między polską a amerykańską polityką zawsze było mnóstwo. Jeśli chce się zrozumieć lepiej polską politykę, nie można szukać porównań w Europie. Francja? Niemcy? Szwajcaria? To wszystko fałszywe tropy. Lepiej patrzeć, co się dzieje w USA. No i jeszcze w Izraelu, ale to już osobna kwestia.
Podobieństw jest dużo. Zarówno jeśli chodzi o zwycięstwo Donalda Tuska nad Jarosławem Kaczyńskim w 2023 r., jak i wygraną Donalda Trumpa nad demokratami w 2024 r. Pierwsze było sukcesem demokracji, drugie klęską, ale mechanizmy były podobne.
W USA jednak sytuacja po pół roku od wygranej znacznie się skomplikowała. Bo przecież Donald obiecał wielkie oczyszczenie, rozliczenie. Skorumpowani urzędnicy mieli wylądować w więzieniu. Ale nagle okazało się, że Donald zawiódł. I jego ministerstwo sprawiedliwości również. Doszło do największego chyba jak dotąd rozłamu w ruchu MAGA (Make America Great Again). Choć Trump obiecał, że „osuszy bagno”, dziś musi się mierzyć z buntem własnych wyborców. By wygrać bowiem, podsycał teorie spiskowe na różne tematy. Jedną z nich była sprawa Jeffreya Epsteina – wyjątkowo paskudnej postaci, która zajmowała się stręczeniem nieletnich dziewcząt obrzydliwie bogatym i obrzydliwym w ogóle facetom z establishmentu. To z powodu obecności w aktach Epsteina miał się rozwieść Bill Gates, to tam miały widnieć nazwiska najpotężniejszych Amerykanów. Trump w kampanii obiecał ujawnienie wszystkich akt sprawy wpływowego człowieka, który miał popełnić samobójstwo w 2019 r., zabierając do grobu tajemnice swych wpływowych klientów. Ale ostatnio departament sprawiedliwości orzekł, że nie ujawni listy „usługobiorców” Epsteina, ponieważ takiej nie ma. Sęk w tym, że dobrze nauczeni przez Trumpa wyborcy uznali, że takie numery to oni, ale nie im. Stwierdzili, że resort sprawiedliwości po prostu ukrywa prawdę. A skoro ludzie prezydenta biorą w tym udział, sprawa musi być tak gruba, że utopiłaby także tych, którzy obiecali wyjaśnić ową aferę.