Reklama

Bogusław Chrabota: Czy Putin wywoła wojnę na Zakaukaziu? Gra o wysoką stawkę

Nieustępliwość Moskwy w sprawie katastrofy samolotu Azerbaijan Airlines 8243 ma drugie dno. Kremlowi może nie zależeć na „straconym” już Azerbejdżanie. Ważniejsza jest kolejna „gorąca” granica. Zwłaszcza, że sprawa Zakaukazia kiedyś znów się otworzy.

Publikacja: 25.07.2025 09:50

Bogusław Chrabota: Czy Putin wywoła wojnę na Zakaukaziu? Gra o wysoką stawkę

Foto: REUTERS/Sputnik/Alexander Kazakov

Pozornie Putin musiałby być szalony, by angażować się w kolejną wojnę. Azerbejdżan nie jest maleńką, izolowaną republiką kaukaską. Nie jest też krajem bezbronnym, jak sąsiedzka Armenia. Erewań nie ma ważnych sojuszników i zawsze był zdany na Moskwę. A jednak udało mu się w ostatnim czasie zerwać z rosyjskiej smyczy. I to właśnie ze względu na niedotrzymanie przez Kreml zobowiązań dotyczących bezpieczeństwa Armenii. Rosyjskie gwarancje okazały się nic niewarte. Mając na karku konflikt w Ukrainie, Moskwa nie chciała się angażować w konflikt z Azerbejdżanem, co nie tylko rozczarowało Erewań, ale skłoniło premiera Armenii Nikola Paszyniana do kursu na Unię Europejską.

Czytaj więcej

Ptaki? Awaria? Zestrzelenie? Dlaczego samolot pasażerski rozbił się w Kazachstanie?

Kto odpowiada za katastrofę samolotu Azerbaijan Airlines 8243 z 2024 r. 

To, że nic z tego nie wyjdzie, to osobna sprawa. I nie bez znaczenia dla Azerbejdżanu, ale o tym za chwilę. Bo ważniejsze jest Baku i coraz gorętszy konflikt w sprawie odpowiedzialności za zestrzelenie w grudniu 2024 r. samolotu Azerbaijan Airlines 8243 nad Groznym. Jak pamiętamy, samolot, wskutek ataku rakietą wystrzeloną z wyrzutni Pancyr-S1, musiał pilnie lądować. Rosja jednak nie wyraziła zgody na lądowania awaryjne na jej terytorium. Przyziemienie samolotu odbyło się więc w pobliżu międzynarodowego lotniska Aktau w Kazachstanie. W efekcie katastrofy spośród 67 pasażerów i członków załogi zginęło 38 osób, w tym obaj piloci i stewardesa, a 29 osób przeżyło z ciężkimi obrażeniami.

Pozornie Putin musiałby być szalony, by angażować się w kolejną wojnę. Azerbejdżan nie jest maleńką, izolowaną republiką kaukaską. Nie jest też krajem bezbronnym, jak sąsiedzka Armenia. 

Jak zachowała się po tej katastrofie Rosja? Rzec można – tradycyjnie. Mimo iż Władimir Putin osobiście przeprosił azerbejdżańskiego lidera Ilhama Alijewa za „tragiczny incydent” w rosyjskiej przestrzeni powietrznej, Rosja oficjalnie nie przyznała się do sprawstwa. Można też, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, założyć, że nigdy się nie przyzna. Oficjalne przyznanie musiałoby się bowiem wiązać nie tylko z wypłatą przez Rosję odszkodowań, ale także pociągnięciem do odpowiedzialności sprawców. A na to Rosja nigdy się nie godzi. Przykładów w tej sprawie mamy wiele, by wspomnieć przypadek tragicznej katastrofy polskiego tupolewa w Smoleńsku w 2010 r. czy zestrzelenie samolotu Malaysia Airlines nad wschodnią Ukrainą w lipcu 2014 r.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Azerbejdżan żąda od Kremla odszkodowań za strącenie samolotu azerskich linii

Rozbity samolot w Kazachstanie a sprawa katastrofy smoleńskiej 

W tym pierwszym przypadku Federacja Rosyjska nie tylko nie współpracowała z polskimi służbami śledczymi w kwestii badania współodpowiedzialności Rosjan za wypadek lotniczy, ale do dziś nie wydała fundamentalnego dla sprawy dowodu w postaci szczątków samolotu. Decyzję, rzecz jasna, podjęto na Kremlu i choć było pewne, że na dobre zepsuje to relacje między Warszawą i Moskwą, Putin nie zdecydował się na żaden gest ustępstwa.

Podobnie w sprawie katastrofy malezyjskiego Boeinga 777 nad Donbasem. Mimo międzynarodowego śledztwa, pieczołowitych badań technicznych i procesu, w którym skazano trzech odpowiedzialnych za katastrofę Rosjan, Moskwa nigdy nie przyznała się do winy i do dziś powiela kłamliwą narrację o odpowiedzialności Ukraińców. To oczywiście nie wszystkie przypadki ilustrujące zgoła imperialne lekceważenie przez władze na Kremlu potwierdzonych przez międzynarodowe czynniki ustaleń, ale wystarczają, by być pewnym, że w sprawie ataku rakietowego na samolot Azerbaijan Airlines w grudniu 2024 r. będzie podobnie. Ilham Alijew nie doczeka się więc, mimo coraz intensywniejszych żądań wysuwanych wobec Moskwy, w tej sprawie satysfakcji. Rosja prawdy nie ujawni. Nawet, a może zwłaszcza, gdy pociągnie to za sobą utratę dotychczasowego sojusznika.

Czytaj więcej

Putin nie chce przepraszać, Azerbejdżan nie chce ustąpić

Dla Rosji Putina ważniejsze od dobrych relacji z Azerbejdżanem jest podgrzewanie sytuacji na Zakaukaziu 

I tu wracamy do perspektywy wojny na Zakaukaziu i sytuacji Azerbejdżanu. Jak napisałem powyżej, Baku to nie samotna i izolowana Armenia. Azerbejdżan ma wielkiego i możnego sojusznika, jakim jest Stambuł. Premier Erdogan to wypróbowany sojusznik Alijewa. A sama Turcja, dysponująca potężną armią i wielkimi wpływami nie tylko w Azji Centralnej, coraz mocniej wiąże się politycznie i gospodarczo z Baku. Putin musi więc świetnie rozumieć, że konflikt z Azerbejdżanem to wypowiedzenie wojny Erdoganowi. Dlatego nie zdecyduje się dziś na jakąkolwiek formę interwencji zbrojnej.

Niemniej jego nieustępliwość w sprawie katastrofy samolotu ma drugie dno; Kremlowi może nie zależeć na „straconym” już Azerbejdżanie. Możliwe, że ważniejsza jest kolejna „gorąca” granica. Zwłaszcza że sprawa Zakaukazia kiedyś znów się otworzy. Erdogan odejdzie. Armenia nie otrzyma zaproszenia do UE. Paszynian straci władzę, a Erewań znów będzie mógł odnaleźć się w ramionach Moskwy. Wtedy przed Kremlem otworzą się nowe (włącznie z siłowym) scenariusze wobec Baku. Grę będzie można zacząć od nowa. Z reżimem Alijewa albo przeciw niemu. A Baku jest dla Moskwy bardzo ważne. Nie tylko ze względu na zasoby. Azerbejdżan to pomost łączący Rosję z sojuszniczym Iranem. I o to toczy się gra.

Pozornie Putin musiałby być szalony, by angażować się w kolejną wojnę. Azerbejdżan nie jest maleńką, izolowaną republiką kaukaską. Nie jest też krajem bezbronnym, jak sąsiedzka Armenia. Erewań nie ma ważnych sojuszników i zawsze był zdany na Moskwę. A jednak udało mu się w ostatnim czasie zerwać z rosyjskiej smyczy. I to właśnie ze względu na niedotrzymanie przez Kreml zobowiązań dotyczących bezpieczeństwa Armenii. Rosyjskie gwarancje okazały się nic niewarte. Mając na karku konflikt w Ukrainie, Moskwa nie chciała się angażować w konflikt z Azerbejdżanem, co nie tylko rozczarowało Erewań, ale skłoniło premiera Armenii Nikola Paszyniana do kursu na Unię Europejską.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Poranek dnia zagłady”: Komus unicestwiony
Plus Minus
„Tony Hawk’s Pro Skater 3+4”: Dla tych, co tęsknią za deskorolką
Plus Minus
„Gry rodzinne. Jak myślenie systemowe może uratować ciebie, twoją rodzinę i świat”: Rodzina jak wielki zderzacz relacji
Plus Minus
„Ze mną przez świat”: Mogło zostać w szufladzie
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marcin Mortka: Całkowicie oddany metalowi
Reklama
Reklama