Reklama
Rozwiń

Ozzy Osbourne żegna się i wzywa Boga

Chory od lat wokalista Black Sabbath pożegna się ze sceną i fanami w rodzinnym Birmingham 5 lipca, z towarzyszeniem gwiazd, m.in. Metalliki, na stadionie Villa Park. Ma to być największy show w historii heavy metalu z największą płatną globalną transmisją.

Publikacja: 27.06.2025 15:20

Od lewej: Bill Ward (perkusja), Ozzy Osbourne (śpiew), Tony Iommi (gitara), Geezer Butler (bas), ory

Od lewej: Bill Ward (perkusja), Ozzy Osbourne (śpiew), Tony Iommi (gitara), Geezer Butler (bas), oryginalny skład Black Sabbath, który zagra 5 lipca na stadionie Villa Park

Foto: mat.pras.

Nadszedł czas, by wrócić do początków, czas, by oddać hołd miejscu, w którym się urodziłem” – oświadczył Ozzy. „Jakże jestem błogosławiony, że mogę to zrobić z pomocą ludzi, których kocham. Birmingham to prawdziwy dom metalu. Birmingham na zawsze”. Dodał: „Nie mam w planach pełnego występu z Black Sabbath i zagram z chłopakami tylko małe fragmenty repertuaru. Wykonam tyle, ile mogę, to, co dam radę”.

Powodem złej kondycji wokalisty – poza wieloletnim „niehigienicznym trybem życia” – jest m.in. złamanie kręgosłupa, nieudana operacja, po której przeszedł kolejne. Walczy też z chorobą Parkinsona. Zaatakowała głównie nogi.

– Ostatnie sześć lat było pełne najgorszych chwil, przez jakie przeszedłem. Były momenty, kiedy myślałem, że mój czas już nadszedł. Ale tworzenie muzyki i nagrywanie albumów mnie uratowało. Zwariowałbym bez muzyki. Moi fani wspierali mnie przez tyle lat i naprawdę chcę im podziękować i pożegnać się z nimi godnie – powiedział Osbourne.

A tak opisał swoją rekonwalescencję: „Wszystko, co robię, to jak zaczynanie od zera (…). Pierwszą rzeczą, która zanika, gdy leżysz w łóżku, jest wytrzymałość. Wierz lub nie, ale robię dwa trzyminutowe spacery dziennie (…). Dla ciebie trzy minuty to nic, ale ja głównie leżałem, dochodząc do siebie po niezliczonych operacjach” – wyjaśnił. Dodał: „Mam trenera, który pomaga ludziom wrócić do formy. To ciężka praca, ale jest on przekonany, że uda mu się to także ze mną. Daję z siebie wszystko, co mam. Czasem się przejmuję, ale gdybym przejmował się cały czas, to bym oszalał. Wszystko, co mogę powiedzieć, to, że daję z siebie 120 proc. Jeśli Bóg chce, żebym zagrał ten koncert, zagram go” – obiecał Osbourne.

Czytaj więcej

Ozzy Osbourne krytykuje Kanyego Westa jako antysemitę

Birmingham, kolebka metalu

Pożegnalne koncerty i tournée w świecie rocka to przy starzejących się, ale wciąż żądnych sławy, pieniędzy i kontaktu z fanami gwiazdach dochodowa żyła złota w show-biznesie. Mistrzami krótkiej pamięci są z pewnością Kiss, którzy bardzo często zapominają, że niedawno się już pożegnali. Najbardziej konsekwentni byli (i są) The Beatles, którzy nawet kiedy żyli John Lennon i George Harrison, odmawiali rozmieniania największej legendy rock and rolla na drobne. Do dziś Ringo Starr i Paul McCartney koncertują osobno, bywają tylko – od czasu do czasu – gośćmi specjalnymi na występach tego drugiego. Strażnikiem pamięci Led Zeppelin jest z kolei Robert Plant, który od czasu śmierci przyjaciela-perkusisty Johna Bonhama tylko raz zgodził się na wspólny występ z żyjącymi kolegami i synem Bonhama Jasonem – w 2007 r., by uczcić legendarnego wydawcę Ahmeta Erteguna.

Keith Richards i Mick Jagger z The Rolling Stones pożegnali już trzech członków oryginalnego składu (dwóch nie żyje – Brian Jones i Charlie Watts), ale nie składają broni, sugerując – skądinąd słusznie – że od śmierci Jonesa w 1969 r. The Rolling Stones to (głównie) oni. Nie wiadomo, co Rogera Watersa i Davida Gilmoura chroni bardziej przed comebackiem Pink Floyd – brak zmarłego pianisty Richarda Wrighta czy może wzajemna nienawiść? Deep Purple już dawno pożegnało się z dawnym liderem Ritchiem Blackmore’em, bo wybrał kostium minstrela. Na tym tle jedynym wielkim zespołem ze sławą sięgającą przełomu lat 60. i 70., którego członkowie żyją i chcą zagrać razem, są Black Sabbath, czyli Bill Ward, Ozzy Osbourne, Geezer Butler i Tony Iommi, którzy zaczęli swoją przygodę w 1968 r.

Największym problemem był i jest stan zdrowia Ozzy’ego, a historia rocka już wielokrotnie udowodniła, że bez względu na to, jaki jest udział w tworzeniu repertuaru zespołu, to wokalista ostatecznie jest najważniejszy, bo to „głos” i „twarz”, by nie nadużywać bezsensownie terminu „ikona”, zwłaszcza w przypadku faceta, którego żartem czy nie kreowano na „Księcia Ciemności”.

Ozzy’ego koledzy z Black Sabbath próbowali zastąpić wielokrotnie, i to nawet największymi tuzami. Co ciekawe – najczęściej wokalistami z grona współpracowników Ritchiego Blackmore’a. Największym kuriozum był album „Born Again” nagrany z głównymi wokalistą Deep Purple – Ianem Gillanem. Bardzo dobrze śpiewał Glenn Hughes, również z Deep Purple. Ze świetnym efektem robił to James Ronnie Dio, znany wcześniej z Rainbow Blackmore’a. Mniej wdzięku mieli Tony Martin, Ray Gillen czy David Donato. Zaskoczył wszystkich Rob Halford z Judas Priest. Sumując: poza Dio, który potraktował Sabbathów jako etap do własnej kariery, były to zawsze lepsze lub gorsze zastępstwa Ozzy’ego na krótki czas. I jeśli nawet uznać, że tylko pierwszych sześć albumów grupy nagranych z Osbourne’em jest pełnowartościowych (od debiutu z lutego 1970 r., przez „Paranoid”, „Master Of Reality”, „Vol.4”, „Sabbath Bloody Sabbath” po „Sabotage” z 1975 r.), to warto było przetrwać kolejne do czasu powrotu Ozzy’ego, najpierw koncertowego, a później na płycie „13” (2013).

To właśnie na „13” Ozzy zaśpiewał: „Czy to koniec początku? Czy może początek końca? Tracisz kontrolę czy zwyciężasz? Grasz naprawdę czy udajesz?”. Takimi pytaniami zaczynał ostatni etap historii Black Sabbath. Od pierwszych dźwięków „13" nie było wątpliwości, że grupa nawiązała do debiutanckiej płyty – najcięższej, najbardziej mrocznej, a jednocześnie czerpiącej z bluesa. Już okładka debiutu z tajemniczą, zaciemnioną kobietą na tle ponurego domu zapraszała do posłuchania muzycznego horroru, który rozpoczynał teatr grozy: dźwięk kropli deszczu, burzy, kościelny dzwon i piekielny gitarowy riff Tony’ego Iommi.

Osbourne swoim metalicznym głosem zaś pytał: „Co to jest przede mną? / Figura w czerni, która wskazuje na mnie?”. A potem wykrzyczał przerażonym głosem: „Och, nie, nie, proszę, Boże, pomóż mi”. Co ciekawe, kompozycja tytułowa była na płycie wyjątkowa. Reszta, choć hardrockowa, utrzymana została w bluesowych klimatach. Dopiero drugi album z lipca 1970 r. „Paranoid” stworzył legendę o prekursorach heavy metalu, choć trzeba pamiętać, że miesiąc wcześniej w tym stylu wydało płytę „In Rock” Deep Purple.

Fenomen ciężkiej, agresywnej muzyki tak tłumaczy basista Geezer Butler: „Nasze Birminhgam to nie było Beverly Hills. Miasto nosiło ślady niemieckich bombardowań, bawiliśmy się karabinami i łuskami, na ulicach szalał terroryzm IRA”. Gitarzysta Tony Iommi wspomina bójki między rodzicami, które były na porządku dziennym. Czasami ojciec wyładował agresję na nim, on z kolei swoją frustrację, grając na gitarze.

Po premierze debiutu Black Sabbath wiele komentarzy wywołał rewers okładki zaprojektowany przez Keitha McMillana, który prezentował opis płyty w polu czarnego krzyża odwróconego do góry nogami. Zespół miał się zdenerwować, gdy to odkrył, ponieważ podsycało to przypuszczenia, że tworzą go sataniści lub okultyści. Ozzy Osbourne wspominał: „Nagle na koncertach pojawiło się wielu szaleńców”. Tym większe zainteresowanie po latach na płycie „13” wywołała kompozycja „God Is Dead?". Ozzy wykrzykuje, że nie wierzy, by Bóg umarł. W finale „Dear Father" słyszymy odgłosy padającego deszczu i dźwięk dzwonów, dokładnie taki sam jak na początku debiutanckiej płyty. Czas zatoczył koło.

To był również koronny dowód na to, że Ozzy jest najważniejszym wokalistą w historii kwartetu. Jego kartą atutową było również to, że w przeciwieństwie do wielu wokalistów działających poza macierzystym zespołem (Mick Jagger czy Ian Gillan z Deep Purple) odniósł solowy sukces porównywalny do Black Sabbath, a chwilami nawet większy. Poza lżejszymi piosenkami (takie był na przełomie lat 70. i 80.) nagrał albumy znakomite („No More Tears”, „Ozzmosis” oraz już w naszej dekadzie „Ordinary Man” i „Patient no 9”).

Co więcej, dla młodszych pokoleń, które nie do końca są biegłe w chronologii, kojarzeniu faktów i kontekstów, Ozzy ma prawo powiedzieć: „Black Sabbath to ja”, nawet jeśli w jego szalonej głowie nie zrodziła się taka uzurpatorska myśl od czasu wyrzucenia go z zespołu po nagraniu słabego albumu „Never Say Day!” w 1978 r., gdy miał kłopoty z kojarzeniem czegokolwiek.

Miał jednak szczęście, że trafił w ręce Sharon Arden (od 1982 r. Osbourne), córki menedżera Black Sabbath i rewelacyjnej menedżerki we własnej osobie. Znosiła cierpliwie brewerie męża, podsunęła Black Sabbath wspomnianego już Jamesa Ronniego Dio, a czuwając nad karierą Ozzy’ego, była od 1996 r. organizatorką Ozzfestu, czołowego, objazdowego festiwalu gwiazd ciężkiego grania. Dzięki niemu Ozzy stał się główną postacią środowiska i patronem wielu karier najważniejszych nowych grup, lansując je, a w zamian uzyskując sławę u najmłodszych pokoleń fanów. Na 13 organizowanych przez Sharon i Ozzy’ego edycjach Ozzfestu wystąpiło wielu z tych, którzy wspierać będą Osbourne’a swoją obecnością i grą podczas pożegnania 5 lipca w Birmingham.

Czytaj więcej

Ozzy Osbourne i blues o Bogu

Hiphopowi fani Ozzy’ego

Nie da się również ukryć, że w świadomości młodych pokoleń Ozzy zadomowił się także jako zwariowana gwiazda familijnego reality show „The Osbournes” (2002–2005), który stał się największym hitem w historii MTV. Ozzy występował tam wraz z Sharon i dwójką dzieci – córką Kelly i synem Jackiem. W latach 2016–2018 emitowany był sequel „Ozzy & Jack’s World Detour”. Efekt jest taki, że sprzedając po raz kolejny swoje szaleństwo w mediach, to właśnie Ozzy – a nie gitarzysta Tony Iommi czy basista Geezer Butler – potwierdził wizerunek „głosu i twarzy” Black Sabbath. Dla kariery Ozzy’ego groźny nie okazał się nawet rap, który odsunął zasłużonych rockmanów z list przebojów. O nagrywaniu z Ozzym marzył Post Malone. W 2019 r. raper zaprosił wokalistę do zaśpiewania „Take What You Want” z płyty „Hollywood’s Bleeding (2019), w czym wziął udział również inny prominentny hiphopowiec Travis Scott.

– Nigdy nie słyszałem o tym dzieciaku – mówił wtedy Ozzy o współpracy z Malone w „The Sun”. – Chciał, żebym zaśpiewał w jego utworze „Take What You Want”, a skończyło się na tym, że zacząłem nagrywać nowy album z producentem Posta Andrew Wattem.

To jeden z najbardziej wpływowych producentów, a także wybitny gitarzysta, który wcześniej pomagał w karierze najważniejszych młodych gwiazd ostatniej dekady (Justin Bieber, Lady Gaga, Miley Cyrus). Malone złożył rewizytę na wspomnianej płycie Ozzy’ego „Ordinary Man” (2020).

– Gdyby nie nagrywanie tego albumu, wciąż cierpiałbym z powodu lenistwa, powtarzając: „Będę leżał już zawsze” – mówił Ozzy. – Do czasu nagrania albumu myślałem, że umieram. Teraz czuję się lepiej, a nie krzyczeliśmy też podczas sesji na siebie z Sharon, tak jak zwykle. Warto dodać, że wcześniej na płycie „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” cytował „Iron Mana” Kanye West, jedna z najbardziej wpływowych postaci czarnego rapu.

Nawet jednak taka gwiazda jak Ozzy, bez której zespół jest niepełnowartościowy, musi zrezygnować z fochów bądź uprzedzeń, szanując wszystkich kolegów z grupy, choć ostatnie lata nie obyły się bez napięć. A przecież zanim Black Sabbath nagrali płytę „13” i pojechali z nią na końcowe tournée, doszło do konfliktu Ozzy’ego z pierwszym perkusistą Billym Wardem. Na koncercie w Krakowie i finalnym występie 4 lutego 2017 r. w Genting Arena w Birmingham bębnił Brad Wilk, znany z Audioslave i Rage Against the Machine. Jeśli chodzi o powody sporu Ozzy’ego z Wardem – mówiło się o pieniądzach, złej kondycji Warda, który już w latach 70. przeżył zawał. Mniejsza o to. Jak powiedziała Sharon: – Ozzy zadzwonił teraz do Billy’ego spytać, czy zagra. Billy odpowiedział, że jeśli będzie w stanie grać – wystąpi. Będzie bez względu na wszystko.

Na koncercie w Birmingham poza tysiącami fanów przed sceną będą fani Ozzy’ego na scenie, którzy porobili gigantyczne kariery, a teraz uważają za zaszczyt, że idol młodości traktuje ich jak kolegów i zaprasza na pożegnalne show. Podczas „Back to the Beginning” zagrają Metallica, Slayer, Anthrax, Alice in Chains, Pantera, Gojira, Mastodon, Halestorm czy Lamb of God. Pojawią się Billy Corgan (The Smashing Pumpkins), Slash i Duff McKagan (Guns N’ Roses), Fred Durst (Limp Bizkit), Jonathan Davis (Korn), Mike Bordin (Faith No More), Sammy Hagar (ex Van Halen), Wolfgang Van Halen, syn Eddiego i Tom Morello (Audioslave i Rage Against The Machine).

– To będzie największy koncert heavymetalowy w historii – zapowiada Morello, który jest także reżyserem show i autorem scenariusza.

Ideę koncertu w wywiadzie dla „Planet Rock” tłumaczyli Sharon Osbourne i Tony Iommi. – To jest nie tylko hołd dla Ozzy’ego, ale i dla całego gatunku. Koncert podwójnie wspaniały, ponieważ przyjadą ci, którzy na muzyce Ozzy’ego i Black Sabbath się wychowali, a także przyjaciele – mówiła Sharon.

Pożegnalne tournée z 2017 r. to już dziś zapomniana sprawa. – Nie graliśmy w oryginalnymi składzie z Billym Wardem – przyznał Tony Iommi. – Myśleliśmy, że to koniec, a oto jesteśmy. Mamy świetny cel, ponieważ jest on również charytatywny, związany z dziecięcym szpitalem i hospicjum w Birmingham.

Całkowity dochód z wydarzenia zostanie przekazany na cele charytatywne: Cure Parkinson’s, Birmingham Children’s Hospital oraz Acorn Children’s Hospice – hospicjum dziecięce wspierane przez Aston Villę. – Dlatego to coś coś większego niż festiwal. Przyjedzie wiele gwiazd, które nie zagrają ze swoimi zespołami, lecz w konstelacjach z innymi muzykami. Trudno by było wszystkie gwiazdy zgromadzić w jednym miejscu na zwykłym koncercie, ale gdy zadzwoniliśmy do Metalliki – nie było żadnego problemu. Anthrax odpowiedział, żebyśmy nie zawracali sobie głowy kupowaniem biletów, bo sami się tym zajmą.

Czytaj więcej

Zmiany Black Sabbath

Streaming dla milionów, które nie kupią biletu

Miejsce jest symboliczne. – Wszyscy mieszkaliśmy w okolicy – mówi Tony Iommi. – Moi rodzice mieli niedaleko stadionu sklep. Wracając więc do początku, zrobiliśmy to, co naturalne, choć nigdy nie graliśmy na tym stadionie. Geezer Butler jest wielkim fanem Aston Villi, więc będzie miał podwójną radość.

– Ozzy też – dodaje Sharon. – Nigdy tu nie był. Nie stać go było na bilet.

– I to naprawdę koniec – mówi Tony Iommi. – Musimy wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. Zaczęliśmy 58 lat temu. Niedługo potem nie wyobrażaliśmy sobie, że wyjedziemy z Birmingham. Potem wybraliśmy się do Londynu starym vanem. Resztę historii znacie. Dobrze być znowu w domu, choć na pewno będziemy podenerwowani jak przed debiutem.

– Ozzy będzie mógł nareszcie podziękować za wszystkie lata swoim fanom, ze względów zdrowotnych nie było to możliwe, na co się złościł – powiedziała Sharon. A teraz będzie to możliwe i to w towarzystwie braci, bo Black Sabbath to jego rodzina. Wciąż ze sobą rozmawiają, nie są na siebie obrażeni. Razem zaczęli, razem skończą.

Już wiadomo, że jednocześnie powstaje dokument poświęcony Ozzy’emu „No Escape From Now”. Opowie także o problemach zdrowotnych muzyka. Zdjęcia będą też realizowane w trakcie koncertu „Back to the Beginning” w Birmingham.

I być może rzecz najważniejsza – zwłaszcza dla tych, którzy nie mogli lub nie mieli szansy kupić biletów na stadion Villa Park. Na całym świecie będzie dostępna płatna transmisja, realizowana z dwugodzinnym opóźnieniem. Gdy Led Zeppelin „rzucili” 18 tys. biletów na swój koncert w 2007 r., serwery zapchała kolejka 20 mln chętnych. Streaming zadowoli wszystkich. Może paść rekord.

Nadszedł czas, by wrócić do początków, czas, by oddać hołd miejscu, w którym się urodziłem” – oświadczył Ozzy. „Jakże jestem błogosławiony, że mogę to zrobić z pomocą ludzi, których kocham. Birmingham to prawdziwy dom metalu. Birmingham na zawsze”. Dodał: „Nie mam w planach pełnego występu z Black Sabbath i zagram z chłopakami tylko małe fragmenty repertuaru. Wykonam tyle, ile mogę, to, co dam radę”.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„28 lat później”: Memento mori nakręcone telefonem
Plus Minus
„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie
Plus Minus
Michał Kwieciński: Trzy lata z Chopinem
Plus Minus
„The Alters”: Klon to za ciebie zrobi
Plus Minus
Graeme Macrae Burnet: Terapeuci tyrani i celebryci