Od specjalistów z Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego słyszę, że rośnie liczba osób, które mają zdiagnozowane zaburzenia lękowe i depresyjne. Dlaczego tak się dzieje?
Być może stworzyliśmy system, w którym ludzie coraz częściej postrzegają się jako osoby chore. Już w latach 80. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne przyjęło model, zgodnie z którym lęk i depresja to choroby mózgu. Tego typu sposób patrzenia na problem bardzo spodobał się firmom farmaceutycznym, które zauważyły w tym swój interes. Choroby można leczyć przecież tylko lekami. Dzięki temu farmaceutyki stały się bardzo cenne. W latach 90. prowadzono wiele kampanii, które miały przekonać, że stany lękowe i depresyjne to choroby. Zaczęto nas przekonywać, że odczuwanie smutku czy frustracji to nienormalna sytuacja. Problemy emocjonalne przedstawiono jak sytuację wymagającą wizyty u psychiatry, który przepisze lek. To tworzyło coraz większy rynek na medykamenty.