Mamy dziś w Polsce ogromne zainteresowanie publicystką historyczną. Obserwując to, co się pisze i czyta na temat naszych dziejów, można wyróżnić dwa zjawiska, dwa nurty, oba nienowe. Z jednej strony widać kolejny przypływ fali nurtu krytycznego, na przykład wobec decyzji o wybuchu powstania warszawskiego i w ogóle tradycji insurekcyjnej. Tu emblematyczna jest książka Piotra Zychowicza „Obłęd”. Z drugiej strony obserwujemy jeszcze silniejszą popularność polskich zrywów, fascynacje konfederacją barską, a przede wszystkim właśnie powstaniem warszawskim. 1 sierpnia to niejako oddolnie wybrana data święta narodowego przez młodych ludzi. To, co się dzieje w Warszawie tego dnia, jest czymś niesamowitym. A jeszcze za rządów Pawła Piskorskiego, prezydenta Warszawy, można było zakazać w ogóle zatrzymywania się samochodów o godzinie „W” i wszyscy przyjmowali to ze zrozumieniem. Fascynacja powstaniami coraz bardziej staje się też elementem pewnej kultury masowej, pewnego obyczaju, który występuje wśród młodych ludzi. Ciekawe, na ile to jest świadome podpisanie się pod tradycją insurekcyjną, wynikające z pewnych przemyśleń, wiedzy, a na ile… nie wiem, może przekora wobec dominującej narracji (…)?