Kurski: Wilk z Woronicza

Znajomi porównują czasem Jacka Kurskiego do słynnego piłkarza Maradony. Rzeczywiście – świetnie kiwa i czasem zagrywa ręką.

Aktualizacja: 17.01.2016 07:11 Publikacja: 15.01.2016 01:00

Luty 2008 r., spektakl „Cud mniemany…” z udziałem postaci ze świata polityki w krakowskim Teatrze La

Luty 2008 r., spektakl „Cud mniemany…” z udziałem postaci ze świata polityki w krakowskim Teatrze Lalki, Maski i Aktora "Groteska". Na zdjęciu Jacek Kurski w jednym ze swoich ulubionych emploi

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Ciekawe, że wykształcenie ma zupełnie inne. Nie, nie public relations – ta dziedzina nigdy go nie fascynowała, zresztą w 1985 roku była jeszcze w powijakach. Wtedy wybrał elitarny i snobistyczny handel zagraniczny na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Gdańskiego, czyli ten sam kierunek, który wcześniej przerósł Aleksandra Kwaśniewskiego. Nauka Kurskiego też się ciągnęła (w sumie: 12 lat), bo walczył z komuną, działał w podziemiu, pracował w telewizji, brał urlopy dziekańskie, bywał relegowany z listy studentów albo nie miał werwy.

Z tego powodu wykładowcy – zresztą w większości ci sami co u Kwaśniewskiego – czasem dogryzali, że bywa przebojowy jak starszy kolega – ba, zdarzało mu się siadać na tym samym miejscu w sali! – lecz pewnie też nie skończy studiów. W 1995 roku, gdy wybuchła afera z niedoszłym magisterium przyszłego prezydenta, Kurski nie chciał popełnić tego grzechu, więc się zawziął i napisał pracę magisterską. Temat: „Wybrane aspekty podatku dochodowego w Polsce i Europie. Ocena porównawcza. Wnioski i postulaty". Obronił się dwa lata później.

Jak brat z bratem

Podobnie jest w przypadku koleżanek z uczelni, które zagadywane o Kurskiego taktownie milczą. On sam mówi, że studiowanie w rodzinnym mieście nie generuje wielu wspomnień, bo przecież po zajęciach idzie się do domu zamiast do akademika lub w miasto – i gdzie tu miejsce na przygody? A jednak charakter od zawsze miał zabawowy, więc – jak przypomniały ostatnio media – z jego pokoju często dochodziły śmiechy dziewcząt, brzęk butelek, akordy gitary. Tymczasem vis-a-vis, za drzwiami u starszego brata, panowała podniosła atmosfera: patriotyczne obrazy i piłsudczykowskie szable.

Jarosław był wycofany, Jacek przebojowy: dowodził grupą na podwórku i w klasie, lubił, jak ludzie na niego patrzą i podziwiają wyczyny. Może dlatego uwielbiał futbol: kibicował Lechii Gdańsk i chodził na mecze, ale przede wszystkim sam grał w juniorach, co przerwała kontuzja. Zbigniew Girzyński jest już poza polityką, więc o Kurskim mówić nie chce, bo egzegeza jego przypadku nie pomoże mu w pracy naukowej na UMK. Ale pytany o porównanie kolegi z postacią historyczną odpowiada bez wahania: „Maradona". Rzeczywiście – świetnie kiwa i czasem zagrywa ręką.

Czytaj także: Kurski przeciw Kurskiemu

Poznałem ich obu – najpierw, w roku 1994 Jacka, nieco później Jarka. W tamtych czasach jeden zagadnięty o drugiego odpowiadał może zgryźliwie, ale z braterską sympatią. Dziś ponoć nawet nie rozmawiają ze sobą. A Jarek – ten z „Wyborczej" – przemawiając podczas demonstracji KOD, stwierdził, że jego brat jest do kitu.Nie wiem, czy Jarosław Kurski powiedział to, aby uwiarygodnić się przed kolegami z establishmentowych mediów, czy aby podlizać się manifestantom stojącym przed gmachem TVP. Czytaj więcej

Czytaj także: Wyrzucą Polskę z Eurowizji?

Obecny prezes Jacek Kurski nie jest fanem Eurowizji, więc nie wiadomo, jak władze polskiej telewizji ustosunkują się do uwag EBU. Czytaj więcej

Czytaj także: Terlecki: Kurski to rozwiązanie doraźne

Jacek Kurski jest silnym człowiekiem, który zna się na mediach i poradzi sobie z komplikacjami, które tam napotka. Czytaj więcej

Kurski prym wiódł też w Topolówce, czyli III LO w Gdańsku (klasa matematyczno-fizyczna), gdzie przyjaźnił się z Piotrem Semką i Wiesławem Walendziakiem. Tam też poznał późniejszą żonę Monikę, której uczucie wyznał pod radzieckim konsulatem przy Matki Polki. Z tej okazji podarował wybrance kilka frezji, które potem były przechowywane jako relikwie miłosne. Przeżyli razem ponad 30 lat. Mają trójkę dzieci, przy których Jacek stawał się całkowicie uległy i bezbronny, bo grubą skórę przywdziewał jedynie na publiczne potrzeby.

Taki rodzinny obrazek był bardzo ładny, lecz okazał się nietrwały, skoro w zeszłym roku państwo Kurscy rozwiedli się przed sądem w Brukseli (to jego pomysł, bo tam nie orzeka się o winie). „Rozstajemy się w zgodzie. Życzę powodzenia Jackowi w jego dalszej karierze politycznej" – oświadczyła pani Monika. „Honorowo oddałem żonie większość wspólnego majątku" – napisał pan Jacek. Tabloidy usłużnie doniosły, że chodzi m.in. o dom wart pół miliona złotych. To one wyśledziły też „tajemniczą i piękną brunetkę", która zagościła w jego życiu. Wcześniej sam blokował publikacje na temat rzekomego romansu. Interesujące, że nikt przytomnie nie zauważył, że Kurski zakochany jest przede wszystkim w sobie.

Miał być Ewą Marią, został Jackiem Olgierdem. W domu niemieckie napisy po dawnych lokatorach Wolnego Miasta Gdańska mieszały się z cyrylicą z książek o budowie okrętów, co było specjalnością ojca Witolda. Kurski zapamiętał, że był surowy i prostolinijny. Matka Anna – prawniczka i sędzia – miękka i kochana. I zapracowana, więc syn jeździł do sądu wojewódzkiego, aby zobaczyć się z nią choć przez chwilę. Za działalność opozycyjną w stanie wojennym została odwołana ze stanowiska i skierowana do spółdzielni w kółkach rolniczych. Obydwaj synowie poszli jednak jej śladem.

W duecie z Piotrem Semką

Mentorem Jarosława stał się spokojny Aleksander Hall, Jacek wzorował się na porywczym Adamie Michniku. W stanie wojennym organizował szkolne protesty: ciche przerwy, śpiewanie hymnu, noszenie oporników i żałobnego stroju. Z Semką wydawali podziemną gazetkę „Biuletyn Informacyjny Topolówka", prowadzili też Radio BIT. Zasłynął tym, że na obstawionym ZOMO stadionie Lechii zdetonował gaz łzawiący i wywiesił transparent „13 X bojkot", co tyczyło się wyborów w PRL. Koledzy potwierdzają, że był bardzo odważny. Ale i dowcipny, gdy zrobił kopię gazetki ściennej reklamującej ZSMP.

Ambicje miał ogromne, dlatego bardzo przeżył, że to Jarosława aresztowano na kilka miesięcy pod zarzutem czynnej napaści na milicjanta, a jego zatrzymano „tylko" na 48 godzin. Dzięki konspiracji, znów podobnie jak brat, poszedł w dziennikarstwo. Zaczęło się od druku i kolportażu podziemnych wydawnictw. Był redaktorem pisma „Solidarność Regionu Gdańskiego" i „Przekazu". W 1988 roku tworzył prasę strajkową w Stoczni Gdańskiej i to właśnie tam oczarowali go bracia Kaczyńscy prowadzący długie dyskusje. Pisał do „Tygodnika Wyborczego", „Tygodnika Gdańskiego", „Tygodnika Solidarność".

Stworzył duet reporterski z Semką. Jeździli po Polsce i świecie, by opisywać mniej lub bardziej aksamitne rewolucje. Wspominanym osiągnięciem był materiał z Bukaresztu, gdzie trwał ostrzał na ulicach, a oni przemykali pod ścianami i pisali, co widzą. Z czasem jednak stylu Kurskiego zrobiło się nieco za dużo i trzeba było go powściągać. Pracował też dla agencji DPA oraz BBC. Robert Kozak, szef warszawskiego biura, pamięta, że współpraca z BBC trwała krótko: – Zrezygnowaliśmy w związku z brakiem bezstronności, rzetelności dziennikarskiej i wyważenia. – To znaczy? – Pan Jacek Kurski był wtedy bardzo prowałęsowski i to się dało odczuć w materiałach, które przygotowywał.

Mimo to, a może dzięki temu, trafił do telewizji publicznej. Tworzył programy publicystyczne, w tym słynny „Refleks". To właśnie w nim – wraz z Semką – pokazał nagranie z francuskiej telewizji, gdy Michnik chronił Jaruzelskiego słowami: „Odpieprz się od generała". Był też słynny materiał o Michniku i Urbanie, którzy wychodzą po radiowym programie u Moniki Olejnik, gdzie wspominali stan wojenny, by potem razem odjechać samochodem. Gdzie? Może na imieniny do Aleksandra Kwaśniewskiego, które przypadają 12 grudnia, gdy nagrywany był ten odcinek? Olejnik miała grozić sądem za takie komentarze, ale i bez tego program wkrótce spadł z anteny, bo okazał się zbyt bezkompromisowy. A na ironię zakrawa, że Kwaśniewski przysłał Kurskiemu podziękowania za zaciekłość, z jaką w wywiadach („Rozmowy kanciastego stołu") atakował postkomunistów, co pomogło SLD w konsolidacji i wyborach.

Czy Kurski nie wchodził już wtedy w buty działacza? – Dziennikarstwo i politykę traktował jako jednorodną aktywność publiczną zaangażowanego obywatela. Nie miał więc dylematu, czy różnicować swoje wcielenia i zmieniać kapelusze. Po prostu był sobą – mówi Maciej Pawlicki, dyrektor w TVP 1 i jeden z „pampersów". Pamięta, że Kurski tworzył wyraziste programy publicystyczne, bo takim też był – i jest – obserwatorem rzeczywistości, którą diagnozował szybko i celnie. A co najważniejsze: nie był przy tym obłudny, bo nie udawał bezstronności. Walczył o swoje idee: podczas spotkania w domu u Pawlickiego, gdy dyskutowali o „Niemym krzyku", drastycznym filmie o aborcji, Kurski był za jego wieczorną emisją, do czego przekonał zresztą prezesa Walendziaka. A jednak w 1994 roku wyleciał z TVP, czego przy Woronicza wielu nie mogło zrozumieć. Co było pretekstem? Ponoć te same przewiny co w przypadku BBC, czyli nieumiejętność dobierania kapelusza.

W międzyczasie rozczarował się Lechem Wałęsą, w którego sztabie wcześniej działał, bo wierzył, że złamie sojusz przy Okrągłym Stole, ale okazał się jego częścią. Kurski zaczął więc tropić układ między solidaruchami i komuchami. Dowodów było aż nadto, choćby przewrót czerwcowy w 1992 roku. Zresztą to on namawiał wtedy Jana Olszewskiego, aby w nocy wystąpił z telewizyjnym orędziem. Tak się stało, lecz wyszło „słabiutko", bo premier nie był dobrym mówcą. – Ja bym pojechał ostrzej – mówił Kurski. Poniekąd tak się stało, bo rok później opublikował (z Semką) książkę „Lewy czerwcowy", czyli wywiady z politykami o upadku gabinetu Olszewskiego.

Sprzedano 200 tysięcy egzemplarzy, więc rok później na tej kanwie powstała „Nocna zmiana". Semka nie daje się namówić na rozmowę o tamtej współpracy z przyjacielem, inny prawicowy dziennikarz jest bardziej rozmowny: – Kurski pokazał film kolegom z TVP 1. Zauważyliśmy, że wśród dziennikarzy sfilmowanych na korytarzach sejmowych był jeden z telewizyjnych redaktorów, aktualnych szefów Jacka. Kiedy ów redaktor niedługo później opuścił Woronicza, Kurski przy kolejnym montażu wyciął scenę, bo poparcie nie było już potrzebne. Być może wkleił kogoś innego.

Podekscytowane europosłanki

Po odejściu z telewizji Kurski imał się wielu profesji. Prowadził agencję reklamową Jacek-Film, był przedstawicielem handlowym PHU Maraton, prezesował nawet Ośrodkowi Szkolenia Piłkarskiego Lechii Gdańsk! Tak mówi „Encyklopedia Solidarności", ale próżno szukać dawnych śladów – Kurski o tym nie mówił. Przyznał za to, że mógłby kręcić filmy fabularne. Albo muzykować: jeszcze w latach 80. występował w kościołach; po przełomie śpiewał na wiecach wyborczych Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jacka Merkla; ostatnio na koncercie z okazji 64. rocznicy urodzin Przemysława Gintrowskiego, choć przede wszystkim hołubił Jacka Kaczmarskiego (który miał szczęście nosić te same inicjały J.K.).

Tę wszechstronność dobrze oddaje wizytówka z konta Kurskiego na Twitterze, która sprowadza się do gry słów: „JP2, dzieci, Gdańsk, podziemna »S«, Kaczmarski, Lechia, góry, Reagan, spływy, Rzym, żagle, Kresy, Herbert, gitara, Maradona, przyjaźń, Mozart, Barca, narty, AK44, wiceminister Kultury". Ewidentnie brakuje hasła „Kaczyński" (również JK!), a teraz należałoby jeszcze dodać: „TVP", bo po nominacji sam Kurski komentował: „telewizja zawsze była moją wielką miłością".

Ten sam dopisek złośliwi dodają także do listy partii, z którymi Kurski był związany po 1989 roku: PC, ROP, ZChN, AWS, PiS, LPR, SP. Trzeba przyznać, że wykaz jest imponujący. Komentator polityczny, który świetnie zna działalność polityka, choć woli się nie wychylać, usprawiedliwia go jednak, że to wszystko partie prawicowe – w przeciwieństwie do Palikota, który skakał od prawa do lewa – a przecież przed powstaniem PiS niewiele formacji istniało tak długo, więc jak można było gdzieś zagrzać miejsce?

– Kurski został wykreowany na symbol cynizmu i karierowiczostwa, ale przecież nie utrzymałby się na powierzchni przez 25 lat bez komponentu ideowego! Do tego jest jednym z niewielu polityków średniego pokolenia, który posiada epizod opozycyjny – mówi z sympatią. Ale nie sposób nie zauważyć, że z kolejnych partii odchodził skłócony, z oskarżeniem o manipulacje lub nadużywanie władzy: potajemnie zmieniał listę wyborczą, spiskował za plecami, szukał haków, knuł i kręcił. Komponent ideowy dotyczył głównie jego ego.

Krótko mówiąc: po trupach do celu, choć droga była długa. Najpierw kierował kampanią PC w 1993 roku, ale sam mandatu nie zdobył, a ogromny wysiłek przypłacił zapaleniem opon mózgowych. Przystąpił do ROP, gdzie został rzecznikiem, lecz wybory parlamentarne szykował już kto inny. TVN 24 wyciągnęło mu, że zaangażował się w kampanię prezydencką Hanny Gronkiewicz-Waltz, czemu – choć był to znany fakt – zaprzeczał. W 1997 roku był liderem ROP w Gdańsku, choć znów nie został posłem i sugerował, że lider partii został podtruty! Przeszedł do ZChN: wybrano go na wiceprezesa partii i wicemarszałka sejmiku pomorskiego. Potem związał się z PiS, jednak nie otrzymał miejsca w wyborach samorządowych, więc odszedł do LPR. Ubiegał się o prezydenturę Gdańska, przepadł w I turze. Prowadził kampanię wyborczą partii do PE, ale z czasem wrócił do PiS, gdzie szykował wybory w 2005 roku.

Zrezygnował z koloru pomarańczowego na rzecz granatowo-czerwonego w amerykańskim stylu, tak też zmienił logo partii. Pomogło – także i w jego przypadku. Na pewno nośne okazało się hasło ulotki wyborczej: „Popieram prawo do życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, ale naturalną śmiercią dla morderców jest krzesło elektryczne". Ale tabliczkę na gdańskim biurze powiesił najmniejszą z możliwych, bo ludzie przychodzili do niego z każdym drobiazgiem, więc wolał się odseparować – w końcu posłem zostaje się dla władzy. Wynik powtórzył w 2007 roku, ale dwa lata później został europosłem.

Obecnością na posiedzeniach w Brukseli jednak nie grzeszył, kompromitująco mylił się podczas głosowań i wyliczeń kilometrówek ze służbowych podróży, ale Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący PE, broni kolegi: – Lenistwo Kurskiego to mit. Zabierał głos i starał się być aktywny, choć w sercu grała mu polityka polska. Bruksela była tylko przystankiem – ocenia. Wspomina człowieka uroczego i dowcipnego, co ma wartość w polityce zdominowanej przez smutasów, który podniecenie wywoływał zwłaszcza u europosłanek z PO: że idzie, że siada, że je obiad, a do tego nożem i widelcem! – śmieje się Czarnecki.

Jan Kozłowski, europoseł PO, pamięta raczej, że Kurski po kolejnej zmianie barw przeprosił za okres walki, bo nastał okres współpracy, i z miejsca zaczął głosować tak samo, co jest przejawem politycznego najemnictwa i zwyczajnego cynizmu. Kurski po zmianie ugrupowania bez mrugnięcia powieką obsobaczał dotychczasowe środowisko: gdy odszedł z PiS, dawnych sprzymierzeńców równał z kolonią karną, a Kaczyńskiego opisywał jako dyrygenta, któremu batuta pomyliła się z batem. Czarnecki ocenia, że to już przeszłość, bo Kurski w ciągu kilkunastu miesięcy miał zrozumieć, że polityka to nie jest gra, lecz misja i służba, którą teraz ma pełnić w TVP. Podobno zmienił się jako człowiek – ba, przestał obgryzać paznokcie, z czym nie radził sobie od lat!

Czarnecki toczył z nim „ciężką wojnę polityczną z kopaniem dołów", ale było i minęło, więc teraz go wspiera. Podobnie rozumuje Kaczyński, który przecież przyłożył rękę do prezesury TVP, a miałby prawo skreślić Kurskiego na zawsze, bo ten zdradził PiS i budował Solidarną Polskę ze Zbigniewem Ziobrą. Gdy z jej list w wyborach europejskich w 2014 roku ubiegał się o reelekcję do PE, Warszawę zalały jego billboardy. Jednak przegrał, a potem rozgoryczony ogłosił czasowe wycofanie się z polityki. Niedługo potem wziął jednak udział w konwencji PiS, przymierzał się do wyborów parlamentarnych, ale miejsca na liście nie dostał.

W poczuciu, że mówi prawdę

Po wyborach jednak został podsekretarzem stanu w MKiDN. Teraz – prezesem. – Dotychczasowy stan rzeczy w TVP był nie do zaakceptowania, ale niedobrze, że mianowano polityka – mówi Bronisław Wildstein, były prezes. Zastrzega, że nie wie, jakim prezesem będzie Kurski.

To, że namaszczono polityka, nie trwoży jednak Macieja Pawlickiego, bo poprzednicy również mieli wyraźne inklinacje. Ważne, żeby Kurski wiedział, co to znaczy telewizja narodowa, którą chce tworzyć w miejsce dotychczasowej publicznej. Jego zdaniem wie, bo wielokrotnie rozmawiali po wyborze: Pawlicki doradza jak umie, choć raczej z boku. Czarnecki też uważa, że wszystko zależy od samego Kurskiego. – Paradoksalnie ci, którzy ogłaszają, że jego prezesura jest końcem świata, pomagają mu w pracy, bo zaniżają oczekiwania, więc każda dobra zmiana w TVP będzie sukcesem – mówi. Nie ma wątpliwości, że dla Kurskiego to misja: nie polityczna, lecz życiowa. Inni politycy PiS wspominają co prawda o „doraźnym rozwiązaniu", ale prowizorki potrafią trwać latami.

A co mówią dziennikarze? Nabierają wody w usta. Anna Popek, jedna z gwiazd TVP, która pojawiła się przy Kurskim podczas jego pierwszej wizyty na Woronicza, uchyla się od rozmowy, bo ich relacja jest zawodowa i niezręcznie mówić o szefie. Inna dziennikarka, nowy nabytek na Woronicza, odpowiada z uśmiechem: „Jajko". Chodzi o demonstrację z 2008 roku przed rosyjskim konsulatem w Gdańsku, gdy poseł PiS oberwał jajkiem. Cóż, trafiła kosa na kamień, bo sam słynie z bezczelności, dzięki czemu Kura stała się Bulterierem. Ostrą jazdę lubi w dosłownym sensie, bo wiele razy szarżował na drodze i zbierał mandaty, ale przede wszystkim w polityce.

Dla LPR nakręcił reklamówkę z Giertychem grzmiącym w Sejmie „Nam nie jest wszystko jedno" o zaangażowaniu Polski w Iraku, choć te słowa nie padły w trakcie debaty, lecz dokręcono je w pustej sali. Rydzykowi na wyrzuty o Jarosława w „Gazecie Wyborczej" odparował, że przecież prymas Glemp też miał brata w PZPR. O Krzaklewskim mówił „rozlazła baba", o Wałęsie „polityczny trup". PO zarzucał finansowanie kampanii w 2005 roku z pomocą nielegalnie wynajętych billboardów, Tuska dobił wówczas stwierdzeniem, że jego dziadek był ochotnikiem w Wehrmachcie.

Tymczasem sam pytany o nieprawidłowości przy kupnie leśniczówki pod Malborkiem opowiadał, że miejsce było zaniedbane, a poza tym to kawałek historii, bo zatrzymywał się tam oddział „Łupaszki". Gdy mijał się z prawdą, tłumaczył to barokowymi konstrukcjami w stylu: „Jeśli nie ma dowodu, to jest bardzo poważna przesłanka, że taki dowód może istnieć", albo: „Kłamie ten, kto doskonale wie, że mówi nieprawdę i wciska ludziom kit", choć on oczywiście zawsze „działał w imię dobra wyższego i w poczuciu, że mówi prawdę".

Wiele razy procesował się – i przegrywał – z gazetami i wydawcami, także politykami. Ile było tych spraw sądowych? Trudno zliczyć, on sam na moje pytanie odpowiada e-mailem: „Proszę zadzwonić", ale nie wysyła numeru telefonu.

Groźny typ: pamięta daty i godziny, telefony i rozmowy, fakty i cytaty. Może dlatego wiele osób proszonych o komentarz nie chce tego uczynić: nawet Tomasz Lis, który mógłby wyżyć się na prezesie! Wiadomo – Kurski to teraz potęga, więc lepiej nie drażnić bulteriera, bo może rzucić się do gardła, a na Woronicza warto jednak bywać. Nawet Jarosław, wice-Michnik z „Gazety Wyborczej", proszony o kilka słów, nie przysyła żadnego – bracia byli już ze sobą pogodzeni i potrafili świętować bez polityki, lecz znowu między nimi nastała zima.

Wcześniej Jarosław mówił, że Jacek dostał od Boga „wilczy instynkt medialny", bo doskonale czuje, jak wygrać wybory, i dlatego powinien nazywać się Pan Trzy Procent: już sam fakt, że zajmuje się daną partią, przysparza jej takiego wsparcia w sondażach. Czy owe procenty przełożą się także na oglądalność i wiarygodność TVP? Czy i tam zadziała „wilczy instynkt"? To będzie prawda czasu i prawda ekranu. O tym przekonamy się w następnym odcinku, choć z góry przepraszamy za wszelkie zakłócenia i usterki.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Czytaj także: Kurski przeciw Kurskiemu

Poznałem ich obu – najpierw, w roku 1994 Jacka, nieco później Jarka. W tamtych czasach jeden zagadnięty o drugiego odpowiadał może zgryźliwie, ale z braterską sympatią. Dziś ponoć nawet nie rozmawiają ze sobą. A Jarek – ten z „Wyborczej" – przemawiając podczas demonstracji KOD, stwierdził, że jego brat jest do kitu.Nie wiem, czy Jarosław Kurski powiedział to, aby uwiarygodnić się przed kolegami z establishmentowych mediów, czy aby podlizać się manifestantom stojącym przed gmachem TVP. Czytaj więcej

Czytaj także: Wyrzucą Polskę z Eurowizji?

Obecny prezes Jacek Kurski nie jest fanem Eurowizji, więc nie wiadomo, jak władze polskiej telewizji ustosunkują się do uwag EBU. Czytaj więcej

Czytaj także: Terlecki: Kurski to rozwiązanie doraźne

Jacek Kurski jest silnym człowiekiem, który zna się na mediach i poradzi sobie z komplikacjami, które tam napotka. Czytaj więcej

Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji