Pisząc te słowa, ostatnią nadzieję mogę mieć tylko w pułkowniku Sienkiewiczu, może choć on czołg jaki zajuma, budkę spali, telewizję zajazdem odbije, może choćby tam do porządnego mordobicia dojdzie. Bo na razie, wstyd powiedzieć, impreza islandzkich pensjonarek. Grzecznie i chłodno. Ot, spójrzcie na te zdjęcia – ministrowie, odchodzący i przychodzący, miny mają nietęgie, uśmiechy zdawkowe. Ten dymisjonowany, wiadomo, robotę traci, służbowe poważanie i prywatne korzyści. Ale i nowy nie wygląda na kwitnącego, raczej kwaśna to mina, bo choć wreszcie się dochrapał, to przecież obiecywał poprzednika do więzienia wsadzić, nie dłoń ściskać, surowe kary zapowiadał, a nie pożegnalną kawę, a tu klops. Przykro im, że są grzeczni. Że mogłoby wyglądać to inaczej?
Teoretycznie, tylko teoretycznie. W takim wyobrażonym świecie nie byłoby powodu, by minister od kolei nie wziął na piwo następcy i nie wyłuszczył problemów z ich rozbudową: tu sprawiliśmy się nad podziw dobrze, zupełnie jak nie my, ale tu zawaliliśmy. O, tu uważaj, to nie ekolodzy, a wyłudzacze, tam masz idiotę wójta, chciwe bydlę, trzeba go czymś przekupić, nie gadaj z Kowalskim, to wariat, wsadzi cię na minę. Wszystko już wiesz? To pa, lecę do Sejmu was hejtować.
Czytaj więcej
Cieszę się z każdej chwili, gdy przyłapię świat na niezmienności. Wszystko wokół się zmienia, a tu proszę, pan Marian strzyże na Mokotowie od 57 lat. I bardzo się cieszę, że znów nie wolno mówić „Ciemno jak w dupie u Murzyna”. Choć tym razem nikomu nie zawadza swojska „dupa”.
Nie, to się wydarzyć nie może. W Polsce co zmiana władzy to rewolucja moralna, co zauważył niedawno prof. Marek Cichocki. Władza nadchodząca zapowiada, że zacznie od nowa, z dziedzictwem poprzedników zrywa, a wszystko, co powstanie, będzie świeże, lepsze, nowe. Dopiero później widać, że nowy to był tylko lakier, jakim to dla picu odmalowano, a i on po latach okazuje się być stary i kradziony. Za to retoryka jest zawsze ta sama, a patronuje jej św. Franc Fiszer, autor przywołanych już tu słów, że w Polsce nie będzie dobrze, dopóki nie rozstrzela się 300 tys. łajdaków. „Bój się Boga, Franc, a skąd ty znajdziesz 300 tys. łajdaków?!”. Trudno, najwyżej dobierze się z uczciwych – rzekł niezrażony ideał rodzimych rewolucjonistów.