Nie milkną echa rocznicy rzezi wołyńskiej. Debata na jej temat wybuchała co roku, ale ta jest szczególna, nie tylko dlatego, że to rocznica 80. Przede wszystkim z powodu rozbudzonych polskich nadziei na jakiś gest Ukrainy i poczucia goryczy, że nie nastąpił.
Przed tygodniem pod wrażeniem zderzenia dwóch równoległych historii szczytu NATO w Wilnie i rocznicy napisałem tekst o cierpliwości procentującej po latach. Chodziło o relacje polsko-litewskie, pełne historycznych i współczesnych urazów, które jednak układają się dziś coraz lepiej, nie tylko na bazie wspólnych celów geopolitycznych. Władze w Wilnie zliberalizowały politykę wobec polskiej mniejszości, zaczęto szukać tego, co łączy, a nie dzieli, we wspólnej historii. Podkreślałem, że problem w stosunkach z Ukrainą jest inny, pęknięcie jawi się jako bardziej dogłębne. Ale szukałem w tym jakiejś nauki.