To musi być dziwne połączenie: tak wielka samokrytyka, a zarazem wybujałe ego. I nawet nie próbujesz go ukrywać, w końcu sam nazwałeś się Legendarnym Afrojaxem.
O tak, zajebiste mam ego. Nie da się być artystą i nie mieć ego. Choć znam wybitnych muzyków, którzy całe życie tworzą do szuflady i nie czują potrzeby, żeby się tym dzielić. Osobiście uważam, że to także egoizm (śmiech). Różnicę robi to, że niektórzy nie czują potrzeby afirmacji, walidacji z zewnątrz. A ja ciągle tego łaknę. Nawet jeżeli twierdzę inaczej, to tak naprawdę ciągle gdzieś we mnie ta potrzeba siedzi. Bo po co nagrywam kolejne płyty? Niby wiem, że ta walidacja nic mi nie da, bo mam już dość dojrzały pogląd na to, co sobą reprezentuję, ale ponieważ przywykłem przez lata do poszukiwania jej, to będę dalej jej szukać. Bez sensu...
Wróciłeś w swym wyrazie artystycznym do klasycznego rapu, a miałeś taki moment, że chciałeś być piosenkarzem. Co się zmieniło?
Nagrałem cztery albumy, na których prawie wyłącznie śpiewałem, i mogłoby się wydawać, że robiłem to coraz lepiej. Płyta Poradni G z 2017 r. jest, kurde, zupełnie niezła wokalnie, posłuchałem tego niedawno i byłem zdumiony. Ale prawda jest taka, że każdy z tych czterech kolejnych albumów miał coraz prostsze melodie! Jako śpiewak uciągnę szanty czy punk rocka, natomiast bardziej wyrafinowaną muzykę – nie. Wiedząc o tym, bardzo chętnie przystałem na propozycję, by do Afro Kolektywu przyjąć kogoś, kto śpiewać potrafi. Tak w składzie pojawiła się Basia Derlak, która jeszcze w dodatku, jak się okazało po drodze, próbuje swoich sił także w rapie, wskutek czego jest świetną hypewoman, na żywo rapuje ze mną fachowo.
Długo w ogóle nie rapowałeś?
Od 2008 do 2015 roku – długo. Bo się obraziłem na ten gatunek. Nie no, żartuję, po prostu rap mi się znudził.
Ale obraziłeś się trochę na słuchaczy.
Nie na słuchaczy, tylko na konieczność wykonywania utworów, do których nie miałem już przekonania.
A tego oczekiwali fani na koncertach.
Normalne, zawsze tak jest. Nirvana, gdyby istniała, do dziś grałaby „Smells Like Teen Spirit”, a Kurt by cierpiał z tego powodu, nie ma innej opcji. No i jak miałem jeszcze raz wykonać „Gramy dalej” czy „Karla Malone’a”, to chciało mi się rzygać. Ale ta przerwa bardzo dobrze na mnie wpłynęła jako rapera. Zobacz, wtedy byłem dużo gorszy technicznie – na jednym z koncertów, we Wrocławiu, chyba w 2005 r., na cztery utwory przed końcem musiałem poprosić o pauzę, żebyśmy kwadrans odpoczęli, bo inaczej go nie dogram do końca – tak bardzo brakowało mi tchu i bolały mnie szczęki. I moje rapowe umiejętności poprawiło śpiewanie we wspomnianej przerwie. Nauczyłem się pracować przeponą, lepiej oddychać – to jednak w rapie bardzo się przydaje. Ale też i zespół dziś lepiej gra. Wszystko się zazębia. Teraz, gdy czuję, że się zazębia, to jest dla mnie perwersyjną przyjemnością, kiedy mam zarapować znowu „Karla...”.
Puszczałem niedawno w radiu „Czytaj z ruchu moich ust” z waszej debiutanckiej płyty z 2001 r. i dostaliśmy niestety dwie oficjalne skargi. Chodziło oczywiście o refren: „Już jako młokos / Najbardziej lubiłem, gdy Murzyn bił w kokos”.
No, teraz bym nie napisał kawałka ze słowem „Murzyn”. Nie chcę nikogo takim sformułowaniem skrzywdzić.
Czekaj, uważasz, że słowem „Murzyn” możesz kogoś skrzywdzić, a nadal bez problemu na solowych projektach szermujesz słowem „pedał”?
O byciu czarnoskórym człowiekiem nie mam zielonego pojęcia, przyjmuję więc przez aklamację, że słowo „Murzyn” może być obraźliwe. Natomiast jeśli chodzi o bycie homoseksualistą, to mam fragmentaryczne pojęcie, jak to jest, i dlatego daję sobie minimalne, z każdym dniem coraz mniejsze, prawo używania słowa „pedał” – na takiej zasadzie, na jakiej czarnoskóra osoba ma prawo używać słowa „nigger”. Przez jakiś czas udawałem, że jestem homo. To były czasy debiutu Afro Kolektywu, gdy bawiliśmy się z Nestorem w gejowskich dyskotekach, chodziliśmy za rękę i kupowaliśmy sobie gejowskie magazyny porno, by czytać je potem w środkach komunikacji miejskiej. Coś nas ciągnęło w tym kierunku, by zobaczyć, jak to jest uchodzić za „pedała”.
Robiliście sobie z tego jaja?
Absolutnie to nie były jaja, wręcz przeciwnie. Chcieliśmy poczuć, jak to jest być tak traktowanym, żeby właśnie nigdy już się z tego nie śmiać. Próbowaliśmy radykalnie empatyzować. Mało tego, dziś jestem pewien, że to nie była jednak tylko prowokacja w celach poznawczych (śmiech). Nie jestem stuprocentowym heterykiem, to na pewno. Ktoś w ogóle jest?
Ciekawe, że udajesz obrazoburczego nihilistę, który wszystko wyśmiewa, ale jak tak się w ciebie wsłuchać, to zdradzasz jednak, że jesteś bardzo uważny na drugiego człowieka. Dlaczego nie chcesz powiedzieć o tym bardziej wprost?
Po pierwsze, nie wiedziałbym, jak uniknąć żałosnego dydaktyzmu, mówiąc wprost. A po drugie, radziłbym nie dopatrywać się związku między czyimś nastawieniem do świata a jego piosenkami. Bo to tylko teksty. Słowo to bardzo mało, nie wierzę w jego sprawczość. Ani słowa, ani nawet poglądy nie świadczą rzetelnie o ludziach. Kiedyś uważałem nawet, że poglądy w ogóle nie przekładają się na ludzkie czyny. Teraz może nie widzę tego już tak radykalnie, ale na pewno nie przekładają się one na czyny tak bardzo, jak się sądzi. Doskonale to było widać po 24 lutego, kiedy trzeba było pomóc Ukraińcom. Ludzie, których nigdy bym o to nie podejrzewał, że się rzucą do tego, regularnie jeździli na granicę. Nawet tacy, którzy wcześniej coś mamrotali o banderowcach i bandytach z UPA.
Słuchasz jeszcze rapu?
Oczywiście, choć bardziej zagranicznego niż polskiego. Choć polski jest dziś na pewno znacznie lepszy, niż był jeszcze dziesięć lat temu, wreszcie dokądś zmierza, wreszcie na scenie jest mnóstwo wyrazistych postaci, z którymi mógłbym sympatyzować. I gdybym miał więcej czasu ich słuchać, to pewnie byłbym fanem.
Ale dawniej chyba bardziej czułeś się częścią tego środowiska.
Tak, szczególnie na samym początku. Słucham rapu od 1993 r. i byłem w miejscach, gdzie ten polski rap się zaczynał, znałem jego pionierów, a nawet pisywałem do legendarnego miesięcznika „Klan”. Czuję się więc współodpowiedzialny za ten gatunek i dlatego się cieszę, że jest on dziś tak ciekawy, różnorodny. Bo całe życie na swój mały sposób walczyłem, by wreszcie mógł być taki.
Czyli jaki?
Miękki, mięciutki, pluszowy. Dla mnie ogromna kariera Maty to najprzyjemniejsza rzecz, jaka mogła się wydarzyć. Już w pierwszym opublikowanym kawałku mówił o sobie, że jest stuleją i podawał rozmiar swojego przyrodzenia, bynajmniej nieimponujący, poniżej średniej. Wspaniałe! Bo kiedyś z takimi wersami nie miałby czego szukać na scenie, a teraz jest megagwiazdą.
Myślisz, że Mata jest artystycznym dzieckiem Afrojaxa?
Tak bym tego nie ujął, bo pewnie nawet o mnie nie słyszał – związku nie ma, ale można go sobie wyobrazić. Metrykalnie mógłby być moim synem, mimo to w wielu swoich numerach opowiada w znacznej mierze o mnie.
Bo ty nie pasowałeś do swojego pokolenia rapowych gangsterów. Może byłeś pierwszym zoomerem? Czujesz, że to wrażliwe, wręcz przewrażliwione pokolenie Z jest ci bliskie?
Na pewno czuję, że dzisiejsi młodzi ludzie są zajebiści. Młodzież, k... mamy super.
Miasta do zmiany. Jak smartfony pomogą nam je na nowo urządzić
Czym jest geotrapping i jak miejscy urbaniści mogą wykorzystać go do przeprowadzenia rewolucji, jakiej potrzebują polskie miasta? Dlaczego właściwie nigdy nie doczekaliśmy się prawdziwej polityki mieszkaniowej? I czy można mówić już o kryzysie polskiej idei samorządu? O tym dyskutują Hubert Salik i Michał Płociński.
Czyli przyszłość też możemy mieć fajną?
Wierzę w to, tylko pewnie nie będę już tego oglądał, ale myślę, że w ogóle świat jako całość idzie w dobrym kierunku.
To nie jest ci trochę przykro, że młodzi tak rzadko odkrywają waszą muzykę?
Nie jest. Nie ma nic żałośniejszego niż czterdziestoparolatek, który się łasi do dwudziestolatków. Młodzi słuchają młodych.
A chciałbyś, żeby projekt Afro Kolektyw przetrwał?
Tak. W tej chwili wypełnia mi on dużą i ważną część życia, więc gdyby tak mogło być dalej, to byłoby super. Ale chwile szczęścia nie trwają długo. Każdy realista ci to powie, ale i każdy neurotyk. Kiedyś to ładnie zwerbalizowała Kasia Nosowska, mówiąc, że zawsze, kiedy spotyka ją coś dobrego, to myśli tylko o tym, kiedy to pier...
Michał „Legendarny Afrojax” Hoffmann (ur. 1978)
Raper, muzyk, kompozytor, producent muzyczny i inżynier dźwięku. Współzałożyciel zespołów: Afro Kolektyw, Surowa Kara Za Grzechy, Syndrom Sztokholmski, Poradnia G i Gimnastyka Artystyczna. Pod pseudonimem Peter Bergstrand współpracował z grupami Furia Futrzaków i Newest Zealand. W 2017 r. wygrał odcinek teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.