Tę ciężarną rodzice wypędzili z domu, gdy dowiedzieli się, że spodziewa się dziecka. Poszła do kliniki. Na drzwiach znajduje się tam kartka z dyspozycją na kształt przykazania: „na aborcję należy zgłaszać się z dowodem ubezpieczenia i z własną bielizną". Lekarz podał jej numer telefonu do parafii katolickiej. Zadzwoniła. Ksiądz ma w sobie coś takiego, że ją przekonał. Poza tym dziewczyna chce się usamodzielnić. Z rodzicami jej niedobrze. Ojciec pije, matka wrzeszczy. A tu ma spokój i własny pokój.
Z kolei mama chłopczyka tulącego się do misia o Betlejem dowiedziała się od koleżanki. Była już wtedy w zaawansowanej ciąży i choć wcześniej rozważała aborcję, to im silniej nalegał na to jej chłopak, tym bardziej była zdecydowana, że urodzi. Na przekór! Młoda matka oznajmiła mi, że wprowadzając się do Betlejem, chciała udowodnić swojemu chłopakowi, że i bez niego potrafi do czegoś w życiu dojść.
Pochodzi z zabitej deskami dziury w obwodzie kirowskim, chłopak i jego rodzice zaś to kirowiacy, mieszkańcy miasta. Czuła się u swoich teściów in spe zawsze tą gorszą. Wyrzucano jej, że złapała chłopaka na dziecko tylko po to, aby załatwić sobie meldunek w Kirowie. No to teraz ona im pokazała, gdzie ma ten ich meldunek i w ogóle ich wszystkich!
Obie podopieczne były śliczniusie jak z klipów disco polo, tipsy, brokat i nieskrywana ochota na bogate zamążpójście. Wszystko, co dostały od Betlejem, „im się należało" i nie miały z tą świadomością żadnego problemu.
Zapytałem księdza, czy nie jest trudno pomagać ludziom, którzy nie tyle nawet nie potrafią okazać wdzięczności, ile po prostu jej nie odczuwają. Ksiądz wzruszył ramionami. – A jakie to ma znaczenie?
Betlejem w Wiatce niedługo skończy siedem lat. Burzliwe były jego losy. Nie wszystkie matki okazywały się trudne, ale co tu kryć, zdarzały się i pijaństwa, i awantury, a co najmniej jedna dziewczyna, gdy już zamieszkała w Betlejem, wróciła do prostytucji, którą zajmowała się już wcześniej (stąd ciąża).
Po wielu staraniach, dzięki życzliwości wicemera, a później wicegubernatora Kirowa Aleksieja Aleksandrowicza Wierszynina, którego z księdzem Grzegorzem poznał prawosławny duchowny ojciec Aleksander, miasto przekazało Betlejem budynek dawnego sądu do bezpłatnego użytkowania. Remont pochłonął około 100 tys. zł pochodzących głównie z kwest księdza Grzegorza podczas wakacji w Polsce. Pomoc okazały także miejscowe wspólnoty protestanckie; zielonoświątkowiec, majster budowlany, nieodpłatnie kierował ekipą remontową. Pan Wierszynin sfinansował z własnych środków koszty instalacji przeciwpożarowej, jego znajomy, właściciel zakładów stolarskich, podarował Betlejem meble.
W ośrodku może zamieszkać jednocześnie dziewięć mam z dziećmi. Dom pachnie nowością, a poza sypialniami jest w nim wielki pokój zabaw, kuchnia, nowoczesne sanitariaty, świetlica i pralnia. Przez te lata udzielono pomocy 27 kobietom. Najmłodsza miała 14 lat, najstarsza – 38.
W Betlejem jest administrator, niania i nocny stróż. Przychodzi dorywczo psycholog, wolontariuszka. Porad, również na zasadach wolontariatu, udziela prawniczka. Jest lekarz, wizyty pielęgniarki z miejscowej przychodni. Wprowadzono dyscyplinę – obowiązuje zasada dziesięciu upomnień, 11. oznacza eksmisję z Betlejem, a w wypadku palenia tytoniu czy picia alkoholu już jeden wybryk skutkuje opuszczeniem ośrodka. Dziewczyny same gotują, same dbają o czystość w domu. Usamodzielniają się. Znajdują pracę. A jedna z nich, absolwentka prawa, zaangażowała się w pomoc ośrodkowi.
Przez te lata urodziło się w Betlejem 28 dzieci. Nadto 25 mam zgłosiło się po pomoc już po urodzeniu dziecka.
W zeszłym roku w budynku Betlejem otwarto okno życia. Trzeba je było zamknąć po trzech dniach, a miejscowym władzom dostało się od kremlowskiego ministra za to, że zadają się z organizacją łamiącą prawo. Ogólnorosyjskie media donosiły, że „oknami życia Zachód uderza w istotę Rosji, w jej bezbronne dzieci". Zwolennicy okien wspominali liczbę porzucanych i zabijanych noworodków: co roku wiosną spod topniejącego śniegu wydobywa się maleńkie zamarznięte zwłoki.
Burze i wichry ominęły kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ansaria Rifhatowna Semizorowa nie kieruje już placówką, salę koncertową bowiem inkorporowano do filharmonii i obecnie kościół nie ma osobnego dyrektora. Dzięki poparciu Wierszynina i gubernatora Kirowa Nikity Biełycha ksiądz Grzegorz ma prawo do odprawienia w kościele dwóch mszy w miesiącu oraz dodatkowych nabożeństw w większe święta. Parafia płaci sali koncertowej czynsz najmu: po 2 tys. rubli za każde nabożeństwo.
Ile wart jest kościół?
Sprawa odzyskania kościoła została chyba ostatecznie pogrzebana. Niejako na otarcie łez Wierszynin i Biełych wystarali się o grunt, na którym mógłby w przyszłości stanąć nowy kościół parafialny, jeżeli parafia zbierze potrzebne na ten cel miliony rubli. Jest problem z prawosławnym biskupem, gdyż sąsiednia parcela należy do Cerkwi, a hierarcha nie życzy sobie sąsiedztwa z katolikami.
Wszystko zmierza jednak do – częściowego przynajmniej – happy endu, ponieważ Wierszynin i Biełych gotowi są szukać nowej lokalizacji, a miejscowe władze, w odróżnieniu od centralnych, doceniają działalność kirowskich katolików.
Za sprawą darów w naturze udało się ograniczyć koszty funkcjonowania ośrodka do 1 tys. euro miesięcznie. Jednak ten tysiąc parafia musi co miesiąc zebrać, co nie zawsze jest łatwe.
W słoneczny dzień spod kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa 7-metrowy hummer odbiera kolejną parę. Pan młody wnosi świeżo poślubioną żonę do limuzyny. W śnieg sypie się ryż i bilon.
W byłym pałacu cygańskiego króla parafianie zbierają się na mszy.
Nasza opowieść, mimo budzącego nadzieję zakończenia, układa się jednak w kształt antycznej tragedii, ponieważ dobro walczy tu z pięknem, a ja podjąłem się niełatwego zadania wyważenia prawdy. Sprowadza się ona do odpowiedzi na pytanie, czy kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa, zmieniony w salę muzyczną z wyszynkiem, w której przecież nie tylko organizuje się żałosną parodię nabożeństwa ślubnego dla nuworyszy, ale też kilkanaście razy do roku prawdziwe koncerty dla prawdziwych melomanów; czy więc kościół ten, w którym pewnie kilkadziesiąt osób, kilkadziesiąt tych najwrażliwszych na muzykę mieszkańców Kirowa, przeżywa wzniosłe doznania natury estetycznej, co czyni bytowanie tych ludzi znośniejszym; czy więc zdesakralizowany kościół wart jest więcej niż życie tych blisko 30 dzieci?
Ktoś zapyta: co ma kościół, czyli pewna liczba cegieł ułożona w klasycystyczny gmach, do życia tych ludzi, którzy urodzili się, choć mieli się nie urodzić, gdyż ich matki się pomyliły – na przykład – w rachubach, że złapią męża na brzuch. Co ma do tego kościół, skoro ołtarz może w każdej chwili zastąpić stolik do kawy w mieszkaniu dwóch staruszek i już będzie to, jak w wizji proroka Ezechiela, przedsmak raju?
Otóż ma. Co było do wykazania.
Dzieło można wspomagać, dokonując wpłat na konto: ks. Grzegorz Zwoliński, ul. Dule 4, 26-025 Łagów, 48 1240 2760 1111 0000 3283 5357, z dopiskiem Betlejem w Wiatce
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95