Warszawa zrobiona na szaro

Ma stolica swoich admiratorów i swoich fotografów, i to od początków istnienia niełatwej sztuki sporządzania dagerotypów.

Publikacja: 13.05.2016 01:00

„Warszawa, lata 80.", red. Jan Łoziński, Wydawnictwo Bosz, Olszanica 2016

„Warszawa, lata 80.", red. Jan Łoziński, Wydawnictwo Bosz, Olszanica 2016

Foto: Plus Minus

Niedawno Dom Spotkań z Historią przypomniał dorobek Karola Beyera, Maksymiliana Fajansa i Konrada Brandla. Wydawnictwo Bosz sięgnęło po zasoby NAC, Filmoteki i Ośrodka Karta, by pokazać, jak wyglądała Warszawa w latach 80. ubiegłego wieku w obiektywach fotografików tak znanych, jak Grażyna Rutowska, Edward Hartwig czy Zbyszko Siemaszko.

To nie są ładne ani miłe zdjęcia – ale wiadomo przecież, że dobre fotografie nie zawsze muszą być miłe, nikt nie udowodnił tego lepiej niż klasyk Sebastiao Salgado, który pokazał światu koszmar kopalń Serra Pelada. Na zdjęciach robionych dla dawnego CAF nie widać koszmaru, i to nie tylko ze względu na ograniczenia cenzury; widać brzydotę i apatię.

Warszawa lat 80. nie miała w sobie ani wdzięku fin de siecle'u, ani urody Dwudziestolecia, ani patosu wojny, ani nawet siermiężnej i pompowanej dynamiki lat powojennej odbudowy czy gierkowskich inwestycji. Była śmiertelnie zmęczonym, rozsypującym się miastem podobnie rozsypującego się kraju. I nie zmienia tego wrażenia ani widok sypiących się na Świętokrzyską ulotek, ciśniętych pewnie z wieżowca przez Grupy Oporu „Solidarni" („w południe stanąć na baczność/ tysiące kartek papieru/ gaz dookoła się ściele/ ach, jakże było wspaniale" – śpiewał o takich sytuacjach z czułą ironią Kult w „Paradzie wspomnień"), ani Lecha Wałęsy – ach, jaki on był wtedy wspaniały – w dniu zarejestrowania w sądzie „Solidarności" 10 listopada 1980 r.

Przyszedł 13 grudnia i miasto zapadło się w siebie, w rozjeżdżony śnieg. Szpetota, jak w złej bajce, dotykała wszystkiego: szpetne, spawane z grubej blachy są na zdjęciach nie tylko milicyjne budy, zardzewiałe trzepaki i puste lady chłodnicze, ale i dzieci, apatycznie sunące na rolkach z topniejącymi szybko lodami, i ołtarz papieski z roku 1987, z groteskową, nietrzymającą proporcji literą M, która miała się odnosić do Maryi, a wygląda jak logo metra w Bukareszcie.

To miasto, w którym – by znów przywołać cytat z Kultu – owszem, „Hitler i Stalin zrobili co swoje", lecz przede wszystkim swoje zrobił Jaruzelski. Nie ożywi już tego miasta ani bazar na Skrze, ani peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej na czerniakowskim osiedlu, ani budowa metra, ani koncertująca w Pasażu Śródmiejskim Kora. Mogłoby stać się scenerią jednego z filmów określanych mianem postapokaliptycznych – „Mad Maxa" czy „Ucieczki z Nowego Jorku". Zamiast tego inspirowało Piotra Szulkina.

Przełamuje tę beznadziejność wstęp – miniesej Joanny Szczepkowskiej (obecnie – felietonistki „Plusa Minusa"), która przypomina ówczesną „rzekę podziemną, podziemne miasto" – napięcia, konspiracje i nadzieje na miarę tych z Warszawy przed powstaniem styczniowym, fotografowanej przez Beyera. Ale tych prądów nie da się pokazać na zdjęciach, z których ostatnie przedstawiają śnięty Okrągły Stół, wielkooką Anetę Kręglicką wracającą w listopadzie 1989 r. do Warszawy z laurami Miss World i dyndający w powietrzu tors Feliksa Dzierżyńskiego. Czy rzeczywiście od tego zaczęła się nasza wolność?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Posłuchaj „Plus Minus”: Jakim papieżem będzie Leon XIV?
Plus Minus
Zdobycie Czarodziejskiej góry
Plus Minus
„Amerzone – Testament odkrywcy”: Kamienne ruiny z tropików
Plus Minus
„Filozoficzny Lem. Tom 2”: Filozofia i futurologia
Plus Minus
„Fatalny rejs”: Nordic noir z atmosferą