Rz: Wielu było prezesów TVP i różnie się zapisali w historii tej instytucji. Pan zostanie zapamiętany jako prezes, który wyleasingował pracowników. Jak się pan z tym czuje?
Dziś, gdy widzę, że po wyborach nikt się nie przejmuje kondycją finansową i organizacyjną TVP, to myślę czasem, że cała operacja poszła na marne i jej przeprowadzanie nie miało sensu. Niechby w tej telewizji było i tysiąc pracowników więcej. Związkowcy byliby zadowoleni, a ja miałbym święty spokój. Jednak jako menedżer mogę powiedzieć, że gdybym miał podjąć tę decyzję raz jeszcze w takich samych okolicznościach, jakie wówczas istniały, zrobiłbym to samo, bo wiem, że projekt outsourcingu był wtedy telewizji potrzebny. Jako prezes zarządu działałem dla dobra korporacji. Przeniesienie pracowników do LeasingTeam było trudną, ale bardzo dobrze przeprowadzoną akcją, która pozwoliła nie tylko ograniczyć zatrudnienie, lecz także wpisywała się w strategię szeroko zakrojonych działań restrukturyzacyjnych, które pozwoliły polepszyć kondycję finansową telewizji, co było zresztą widać w regularnie publikowanych za mojej prezesury informacjach o kondycji spółki. Nikogo, kto był czynnym dziennikarzem, nie odsunęliśmy od anteny. Nikt z tego powodu nie stracił audycji.