Jednym z najważniejszych, a z pewnością najbardziej dramatycznych momentów w historii niepodległej Polski po 11 listopada 1918 r., była wojna polsko-bolszewicka. Świeżo odzyskana wolność mogła wtedy zostać niemal natychmiast zaprzepaszczona. Niebagatelną rolę odegrał Lew Trocki, człowiek nr 2 w bolszewickiej Rosji.
Trocki podejmował ważne decyzje operacyjne. A ponieważ wśród bolszewików wybuchł wówczas poważny spór o sens wikłania się w międzypaństwowy konflikt, Trocki stworzył własną koncepcję. Jako szef urzędu zajmującego się wojskiem miał prawo forsować militarystyczny punkt widzenia, jednak, wbrew opinii zagranicznych dziennikarzy widzących w nim „hardego bolszewika", był człowiekiem ostrożnym. Dostrzegał ideową słuszność wojny z Polską, ale widział także ryzyko zaangażowania się.
Natchniony Marchlewskim
W pierwszej fazie, gdy walki miały jeszcze ograniczony charakter, Trocki nie próbował ich hamować. Ale gdy w drugiej połowie 1919 r. pojawiła się możliwość podjęcia rozmów – z uwagi na równoległe starcia z Antonem Denikinem, dowódcą Armii Ochotniczej, jednym z najważniejszych dowódców „białej" armii, poparł takie rozwiązanie. Wydawało się, że działania zbrojne między Polską a bolszewikami, trwające nieregularnie od lutego 1919 r., dobiegają końca. Autorem tekstu zalecającego zlikwidowanie napięć był właśnie Trocki, w czym upewnił go Julian Marchlewski, emisariusz Lenina ds. pertraktacji.
28 listopada 1919 r. dawny działacz SDKPiL potwierdził w liście do Trockiego, że koniec wojny jest kwestią dni. To ten list ukształtował późniejszą opinię szefa Armii Czerwonej dotyczącą słuszności prowadzenia działań zaczepnych w głąb terytorium Rzeczypospolitej. W grudniu 1919 r., wbrew opinii Marchlewskiego, negocjacje zerwano. Walki zostały wznowione przez polską ofensywą, zwaną potocznie wyprawą kijowską Piłsudskiego. Trocki, obawiając się konfliktu, postanowił dać pierwszeństwo idei odparcia wojsk Rzeczypospolitej.
Na początku czerwca 1920 oddziały frontów Zachodniego i Południowo-Zachodniego, dowodzone przez Michaiła Tuchaczewskiego i Aleksandra Jegorowa, przeszły do kontrofensywy, odrzucając na całej linii polskie wojska. 12 czerwca bolszewicy wkroczyli do opuszczonego dwa dni wcześniej Kijowa, następnie dość szybko odzyskali kolejne tereny, z których Polacy pospiesznie ustępowali.