O polskich przodkach Basi Trzetrzelewskiej i muzyków z The Doors, Chicago, the Yardbirds

Ray Manzarek z The Doors, Chris Dreja z The Yardbirds, Peter Cetera z Chicago, Jack White oraz Basia – to tylko niektóre światowe gwiazdy rocka o polskich korzeniach, o których warto pamiętać nie tylko 11 listopada.

Aktualizacja: 13.11.2016 17:43 Publikacja: 10.11.2016 08:21

Jack White jest obecnie najsłynniejszym muzykiem o polskich korzeniach.

Jack White jest obecnie najsłynniejszym muzykiem o polskich korzeniach.

Foto: materiały prasowe

Nasze powiedzenie „Cudze chwalicie, swego nie znacie" ma też swoje jak najbardziej konkretne znaczenie w muzyce, o paradoksie!, zwanej popularną: nie znamy biografii światowych gwiazd o polskich korzeniach. Może dlatego, że rzadko się nimi afiszowały.

– Urodziłem się w emigranckiej rodzinie w Chicago – powiedział mi przed koncertem na warszawskim Torwarze Ray Manzarek, który był współtwórcą The Doors, jednego z najważniejszych zespołów na świecie. Grupa sprzedała ponad sto milionów albumów! – Mój dziadek Manczarek pochodził z Warszawy. Wyjechał do Stanów. Moje nazwisko jest nietypowe. Sprawia wrażenie czeskiego. Ale jestem Polakiem.

Marzył o tym, żeby być koszykarzem, ale interesowała go tylko gra w ataku, co słychać w „Break On Through (To the Other Side)". Gdy trener zaklasyfikował go jako obrońcę, skupił się na prywatnych lekcjach gry na pianinie, które brał od Bruno Michelottiego.

W związku ze służbą wojskową w Okinawie i Laosie był typowany do pracy w Army Security Agency, jednak ze względu na plany odwiedzenia Polski odmówił podpisania klauzuli dostępu do tajnych danych. Koledzy żartowali, że bardziej interesowała go uprawa konopi.

Z Jimem Morrisonem poznali się i studiowali na Wydziale Filmowym UCLA. Ale dopiero gdy spotkali się na słynnej Venice Beach w Los Angeles, już po studiach, zdecydowali w 1965 roku o założeniu The Doors. To Manzarek zaprosił do grupy perkusistę Johna Densmore'a i gitarzystę Robby'ego Kriegera. Poznał ich na kursie transcendentalnych medytacji, który zorganizował Maharishi, hinduski guru Beatlesów.

– Beatlesi grali rock and rolla, The Rolling Stones postchicagowskiego bluesa, zaś rolą The Doors było przetarcie szlaków psychodelii – zwykł podkreślać muzyk o polskich korzeniach. To od przebojowej, dynamicznej partii organów Manzarka rozpoczął się pierwszy wielki hit The Doors „Light My Fire". Wylansowali „Hello, I Love You" i „People Are Strange". Ciekawe, że Francis Ford Coppola „Czas Apokalipsy" wg Conrada-Korzeniowskiego zilustrował kompozycją Doorsów „The End".

To Manzarek przełamał rockandrollowy schemat lat 60., który opierał się na gitarze, basie i perkusji. Grając na Fender Rhodes Piano Bass, odpowiadał jednocześnie za partie basu i linię melodyczną. Sam Manzarek wielokrotnie podkreślał, że jego partie klawiszy w The Doors są „przesycone polskim duchem", a kompozycja „Riders On The Storm" miała być inspirowana utworami Chopina. Polskie korzenie podkreślił, wplatając fragmenty „Poloneza As-dur op. 53" Chopina do utworu „Hyacinth House" z albumu „L.A. Woman" (1971). Muzyk zmarł 20 maja 2013 roku.

Fotograf Zeppelinów

Mało jest osób, które lubią rocka i nie znają hitu „For Your Love", który grał m.in. Chris Dreja. Urodził się już po wojnie w Święto Niepodległości, czyli 11 listopada 1945 roku. Zyskał sławę jako basista i gitarzysta rytmiczny The Yardbirds, jednej z najważniejszych formacji rockowych lat 60. Grał z trzema najważniejszymi brytyjskimi gitarzystami, którzy rozpoczynali kariery w tamtej dekadzie: Erikiem Claptonem, Jeffem Beckiem i Jimmym Page'em. To właśnie Dreja stworzył wraz z Topem Tophamem bluesowy kwartet Metropolitan, który przekształcił się w The Yardbirds. W związku z przegrupowaniami w zespole zrezygnował z gry na gitarze i przerzucił się na bas. Miał duży wpływ na powstanie jedynego autorskiego albumu zespołu „Roger the Engineer" z lipca 1966 roku, w tym również projektu okładki. Płyta znalazła się w zestawieniu 500 najważniejszych albumów rockowych przygotowanym przez magazyn „Rolling Stone" w 2012 roku.

Po rozpadzie zespołu jego ostatni gitarzysta prowadzący, czyli Jimmy Page, zaproponował Chrisowi granie w Led Zeppelin. Dreja miał już jednak inne plany, chciał bowiem zająć się fotografią. Page skorzystał z usług kolegi również w tym wcieleniu, dlatego Chris Dreja jest autorem zdjęcia Led Zeppelin zamieszczonego na kopercie debiutanckiej płyty supergrupy.

– Zawsze miałem dobre relacje z Jimmym Page'em, co dotyczyło wielu sesji fotograficznych z jego udziałem – powiedział Dreja w jednym z wywiadów. Jednak zaproszenie do wykonania zdjęcia przeznaczonego na debiutancki album jego nowego zespołu było szczególnie miłe. Poza Jimmym nikt z grupy nie był znany, więc szczególną przyjemnością stało się obserwowanie, jak bohaterowie mojego zdjęcia stają się światowymi gwiazdami.

Dopiero po latach Dreja powrócił do muzyki, grając m.in. w zreformowanych The Yardbirds do 2012 roku.

Pojęcie „heavymetalowa burza" w piosence grupy Steppenwolf „Born To Be Wild", znanej z filmu „Easy Rider", wprowadził John Kay. Urodził się w Tylży w 1944 roku. W „Renegade" zaśpiewał: „Moje miejsce urodzenia byłoby trudne do znalezienia./ Nie jestem pewien, do kogo przynależy/ Ale mówiono mi, że wybrzeże Bałtyku jest pełne bursztynu/ A ziemia była zielona, zanim nie poorały jej czołgi". Rodzina Johna Kaya wyemigrowała do Toronto w 1958 roku, a po wielu przeprowadzkach osiadła w Kalifornii, gdzie w 1967 roku powstał zespół Steppenwolf.

Polak z Chicago

Peter Paul Cetera, basista grupy Chicago, urodził się, nomen omen, w Chicago w 1944 roku w polsko-węgierskiej rodzinie. Śpiewał główną partię w pierwszym wielkim hicie zespołu z 1970 roku zatytułowanym „25 to 6 or 4", który zajął czwarte miejsce na liście amerykańskiego „Billboardu". Stworzył dla grupy takie hity, jak „Wish You Were Here" i „Happy Man". W historii zespołu zapisał się też kompozycją „If You Leave Me Now", której grupa zawdzięcza jedyną statuetkę Grammy. Także kolejna ballada Cetery „Baby, What A Big Suprise" odniosła kolosalny sukces i ugruntowała pozycję zespołu jako etatowego twórcy ballad. Ale to była tylko przygrywka do skomponowania „Hard To Say I'm Sorry" stworzonego przez Ceterę wraz z producentem Davidem Fosterem z myślą o albumie „Chicago XVI".

Cetera nieustannie rozwijał swój talent. Na kolejnym albumie „Chicago XVII" muzyk o polskim pochodzeniu zaśpiewał utwory ze wszystkich czterech singli, wraz ze „Stay The Night". W momencie, gdy rozpoczęła się era MTV, stał się twarzą Chicago. Odszedł z niego w 1985 roku, by rozpocząć karierę solową. Napisał wtedy piosenkę „The Glory of Love" do filmu „Karate Kid II" , którą ponownie wdarł się na szczyt „Billboardu".

Cetera nagrywał również duety z Madonną i Cher, wielokrotnie towarzyszył mu na gitarze David Gilmour. Kiedy macierzysty zespół muzyka wprowadzano do Rock'n'Roll of Fame, postanowił na solidarność z wszystkimi muzykami oryginalnego składu. A gdy nie dostali zaproszenia, on też z niego nie skorzystał.

Wiceprezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej w Los Angeles jest były basista zespołu W.A.S.P. – Rik Fox. Przyszedł na świat jako Ryszard Suligowski – syn polskiego emigranta Leonarda Suligowskiego. Poza muzyką pasjonuje się też historią. Zajmuje się rekonstrukcją i promocją polskiej broni oraz strojów z czasów średniowiecza. W tej roli wystąpił w dokumencie „Ścieżki chwały" poświęconym tradycji hodowli koni arabskich w Polsce. Przedstawia się też jako lider pierwszej w Ameryce grupy rekonstrukcyjnej husarii. Brał udział w Paradzie Pułaskiego w Nowym Jorku w 2002 roku.

Janick Robert Gers – gitarzysta heavymetalowego zespołu Iron Maiden, dostał pierwszą gitarę w Sośnie, nieopodal Bydgoszczy. Stąd pochodził jego ojciec Bolesław Gers, który podczas II wojny światowej był żołnierzem polskiej Marynarki Wojennej. Po wojnie pozostał na stałe w Anglii, gdzie ożenił się z Angielką. Janick Gers współpracował również z Gillan Band, Fish, Marillion oraz grał w zespole Bruce'a Dickinsona.

Dramatyczną historię przeżyli w naszym kraju rodzice basisty grupy Rush Geddy'ego Lee. Urodzeni w Starachowicach stali się ofiarą hitlerowskich prześladowań. Stąd trafili do obozów Dachau i Bergen-Belsen. W 1947 roku wyemigrowali do Kanady. Styl gry na gitarze basowej Geddy'ego stał się inspiracją dla tak znanych muzyków, jak Steve Harris z Iron Maiden, John Myung z Dream Theater czy Cliff Burton z Metalliki.

Amelki śmiech

Karierę na świecie w muzyce pop, nie licząc jazzmanów Urszuli Dudziak, Michała Urbaniaka, Adama Makowicza i kompozytora Jana A.P. Kaczmarka, bo to inna muzyczna parafia – zrobili głównie artyści urodzeni poza Polską. Z wyjątkiem Basi Trzetrzelewskiej. Albumy, które nagrała z Matt Bianco, solo i we współpracy z Dannym White'em, m.in. „Warsaw London New York", rozeszły się w łącznym nakładzie blisko 10 mln egzemplarzy. A zaczynała w Alibabkach. Śpiewała „Dzień się budzi" Katarzyny Gaertner.

Urodziła się w Jaworznie pod Krakowem, gdzie kiedyś stykały się granice trzech zaborów. W rodzinie Basi nie było nikogo, kto przed nią zajmowałby się muzyką zawodowo.

– Ale rodzice byli bardzo muzykalni, mieli świetne głosy i często śpiewali – mówiła mi w jednym z wywiadów. – W domu był fortepian. Grała na nim mama i dawała nam pierwsze muzyczne lekcje. Mój pierwszy adapter to czeska Tesla. O rany, ile mam fantastycznych wspomnień z nim związanych! Pierwsze płyty grałam na okrągło. Muzyka była dla nas największą przyjemnością.

Nasze gwiazdy średniego pokolenia, mówiąc o pierwszych muzycznych fascynacjach, wspominają zazwyczaj Presleya, Beatlesów, Stonesów. Basia od samych początków uwielbiała czarną muzykę – Arethę Franklin i Steviego Wondera.

Zanim Basia przyłączyła się do Alibabek, była ich fanką.

– Uwielbiałam „Grajmy sobie w zielone" i „Kwiat jednej nocy". Śpiewanie tych piosenek było dla mnie spełnieniem marzeń. Alibabki nauczyły mnie estrady. Kiedy przyszłam do zespołu, miałam 18 lat.

W polskich muzycznych opracowaniach i anegdotach ciągle powraca fakt, że Basia śpiewała w Perfekcie.

– W Warszawie poznałam dwóch kolesiów – wspominała. – Postanowiliśmy pracować za granicą, co było wtedy szczytem marzeń. Któregoś dnia przyprowadzili chłopaka, który wrócił z kontraktu w Stanach Zjednoczonych. To był Zbyszek Hołdys. Założyliśmy zespół. Mieliśmy miesiąc rozgrzewki w Warszawie. A potem wyjechaliśmy do Stanów, gdzie byliśmy razem z osiem miesięcy. Zbyszek myślał, żeby zmienić zespół w nowy autorski projekt.

Zapytana o patent na sukces Basia odpowiedziała:

– Zdecydowałam się na stały wyjazd z kraju. Moja rodzina uważała, że jestem szalona. Nie miałam grosza przy duszy, nie znałam angielskiego. O karierze muzycznej za granicą nie marzyłam. Nie przebierałam w ofertach. Odpowiadałam na ogłoszenia debiutantów, którzy szukali wokalistki do nagrania utworów demo.

Przełomem okazało się spotkanie z pianistą Dannym White'em, który dał ogłoszenie w prasie.

– Kiedy wydaliśmy płytę „Who Side Are You Are" z zespołem Matt Bianco, a potem pierwszą płytę solową, obie różniły się od granej wówczas muzyki – opowiadała. – Radia, które nadawały nasze piosenki, miały poczucie, że jesteśmy ich odkryciem, i hołubiły nas.

Wylansowały Basię bez wielkiej pomocy wytwórni fonograficznej.

– Pamiętam, jak ktoś ważny z CBC powiedział mi, że gdy sprzeda się 10 tysięcy egzemplarzy „Time and Tide", urządzi wielkie party. Rozeszło się ponad 2 miliony płyt. Cieszyłam się, że można udowodnić wytwórni płytowej, że nie zna się na muzyce.

Polskim akcentem na ostatniej studyjnej płycie Basi jest „Amelki śmiech", piosenka wykonana przez wokalistkę po polsku z pomocą chórku krewnych i przyjaciół. Nagranie powstało w Polsce.

– Jak się macie?! – krzyknął łamaną polszczyzną Jack White podczas festiwalu Open'er w Gdyni. I wskazując na Meg White, dodał: – Jestem Polakiem, a to jest moja starsza siostra!

Dziadkowie Jacka przybyli do Detroit z Krakowa. Mama, z domu Bandyk, wyszła za Szkota. Biało-czerwone barwy albumów White Stripes wyglądały wręcz obsesyjnie i tajemniczo, bo nie mówili o swoich polskich korzeniach w Ameryce. Jednak na gdyńskiej scenie biało-czerwone były wzmacniacze, gitary, perkusja, dywan, meksykański strój Jacka, a nawet paprocie!

Na koncert przyleciała też ich siwiuteńka mama. A na wzmacniaczu stały kupione w Polsce figurki świętych. Zrobiło się rodzinnie, zwłaszcza podczas urodzinowego „Sto lat" dla Jacka.

Na albumie „Icky Thump" doczekaliśmy się kolejnych poloników. Strona w książeczce ilustrowana zdjęciem kolumny Zygmunta w Warszawie podpisana jest cytatem z Jana Pawła II: „Pamiętajcie o tym, że jesteście Polakami i że w waszych sercach gra muzyka".

White Stripes stał się najważniejszym amerykańskim zespołem rocka garażowego. Zasłynął wybuchową mieszanką punku i rhythm and bluesa, a podbój świata w składzie ograniczonym do gitarzysty i perkusistki przypominał straceńczą ułańską szarżę pod Somosierrą. Przełom przyniósł czwarty „Elephant" z przebojem „Seven Nation Army".

To właśnie Jack White rozpoczął modę na gitarowo-perkusyjne duety, na której wypłynęło m.in. Black Keys. A gdy takie granie stało się modne, zaczął grać solo lub z tworzonymi spontanicznie zespołami – The Raconteurs i The Dead Weather.

Sława Jacka White'a dała się we znaki nawet Mickowi Jaggerowi i wielkim The Rolling Stones. Działo się to, gdy Stonesi zaczynali swoje opóźnione po wypadku Keitha Richardsa europejskie tournée na słynnym mediolańskim San Siro. Chcieli zatrzeć złe wrażenie i włoskimi wykonaniami nieśmiertelnych szlagierów przymilali się do mediolańczyków. Ci zaś, zamiast skandować imię boskiego Micka, wyrażali swój entuzjazm, intonując hymn stadionu, czyli refren piosenki „Seven Nation Army". Czyjej? Ano, White Stripes! Na koniec koncertu Stonesi zaprosili na scenę świeżo upieczonego złotego medalistę w piłkarskich mistrzostwach świata, Materrazziego, w nadziei, że zaśpiewa z nimi „Satisfaction". Ten zaś zaintonował „Seven Nation Army"! Na twarzy Jaggera widać było złość i koncert skończył się wcześniej, niżby mógł. Ale potem Mick zaprosił Jacka do udziału w nagraniu DVD „Shine A Light", który wyreżyserował Martin Scorsese.

Największy przebój White Stripes trafił do gier muzycznych, komputerowych i jest śpiewany przez piłkarskich kibiców na całym świecie, w tym Bayernu Monachium i AC Milan. W tym roku towarzyszył wychodzeniu zespołów na murawę stadionów Euro we Francji, a i każdej bramce.

Jack White mówił, że skomponował riff, poproszony o piosenkę do filmu o Jamesie Bondzie. Projekt upadł, ale potem producenci filmu o agencie 007 nie omieszkali skorzystać z talentu gitarzysty i tak powstała piosenka „Another Way To Die" zaśpiewana z Alicią Keys. Potem White wystąpił w dokumencie „Będzie głośniej" u boku największych wirtuozów Jimmy'ego Page'a, założyciela Led Zeppelin i The Edge, konstruktora sferycznego brzmienia U2.

White nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a i tak jego płyty debiutują na szczycie „Billboardu", sprzedając się w pierwszym tygodniu po premierze w nakładach 100–200 tysięcy egzemplarzy.

Ważniejsi od Mickiewicza

Polskie korzenie ma również podobno Axl Rose, który zasłynął rasistowskim okrzykiem „Nie zagram nigdy dla Polaków i Żydów". Polką była podobno babcia Axla. Dziadek Stevena Tylera był Polakiem noszącym nazwisko Czarnyszewicz i zmienił je po emigracji na Blancha. Richie Sambora, gitarzysta Bon Jovi, często wspominał polskich dziadków. Michael Anthony, znany z Van Halen i Chickenfoot, to Michael Anthony Sobolewski. Z kolei Clem Burke, perkusista Blondie, urodził się w New Jersey jako Clement Bożewski. John Curulewski zagrał na pierwszych albumach Styx. Karen Lee Orzołek zasłynęła jako wokalistka Yeah Yeah Yeahs. Urodziła się w Korei: jej mama była Koreanką, a ojciec Polakiem. Niedługo później rodzina przeprowadziła się do New Jersey.

Ale by nie zachłysnąć się cudzymi sukcesami, warto przypomnieć pewien cytat: „Geniusze! Do cholery z tymi geniuszami! Miałem ochotę powiedzieć zebranym: – cóż mnie obchodzi Mickiewicz? Wy jesteście dla mnie ważniejsi od Mickiewicza. (...) Gdybyście nawet byli narodem tak ubogim w wielkości, że największym artystą byłby Tetmajer lub Konopnicka, lecz gdybyście umieli o nich mówić ze swobodą ludzi duchowo wolnych, z umiarem i trzeźwością ludzi dojrzałych, gdyby słowa wasze obejmowały horyzont nie zaścianka, lecz świata... wówczas nawet Tetmajer stałby się wam tytułem do chwały. Ale tak jak rzeczy się mają, Szopen z Mickiewiczem służą wam tylko do uwypuklenia waszej małostkowości, gdyż wy z naiwnością dzieci potrząsacie przed nosem znudzonej zagranicy tymi polonezami po to jedynie, aby wzmocnić nadwątlone poczucie własnej wartości i dodać sobie znaczenia. Jesteście jak biedak, który chwali się, że jego babka miała folwark i bywała w Paryżu. Jesteście ubogimi krewnymi świata, którzy usiłują imponować sobie i innym".

To oczywiście fragment „Dzienników" Witolda Gombrowicza, który można przetłumaczyć na język przebojów pop następująco: „Róbmy swoje".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nasze powiedzenie „Cudze chwalicie, swego nie znacie" ma też swoje jak najbardziej konkretne znaczenie w muzyce, o paradoksie!, zwanej popularną: nie znamy biografii światowych gwiazd o polskich korzeniach. Może dlatego, że rzadko się nimi afiszowały.

– Urodziłem się w emigranckiej rodzinie w Chicago – powiedział mi przed koncertem na warszawskim Torwarze Ray Manzarek, który był współtwórcą The Doors, jednego z najważniejszych zespołów na świecie. Grupa sprzedała ponad sto milionów albumów! – Mój dziadek Manczarek pochodził z Warszawy. Wyjechał do Stanów. Moje nazwisko jest nietypowe. Sprawia wrażenie czeskiego. Ale jestem Polakiem.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie