To prawda. Dzisiaj po aneksji Krymu, wojnie na Ukrainie czy chociażby próbie otrucia Aleksieja Nawalnego ocena Putina jest znacznie bardziej negatywna niż w 2010 roku. Ale trudno mieć pretensję do premiera Tuska, że chciał być w Katyniu, a skoro prezydent też chciał tam być obecny, to po prostu przygotowano drugą wizytę.
Dlatego, że stosunki między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem były napięte? Można to nawet nazwać wojną. PiS mówiło, że to z waszej winy, a wy – że z winy PiS.
Niestety, uważam, że konflikty na szczycie są wpisane w naszą konstytucję. Premier ma znacznie więcej władzy, za to prezydent, wybrany w wyborach powszechnych, ma silniejszy mandat i to rodzi problemy. Widziałem napięcia między premierem Jerzym Buzkiem a prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, gdy pracowałem w rządzie AWS–UW. Gdy zostałem szefem MON, to wiele wysiłku musiałem włożyć, żeby współpraca rządu z prezydentem w obszarze obronności była harmonijna. Nie brakowało tarć.
Naprawdę miał pan jakieś tarcia z prezydentem Komorowskim?
Mówię raczej o różnicy zdań, która zdarza się nawet między politykami z tego samego obozu. A nasze osobiste relacje były bardzo dobre.
Został pan szefem MON jeszcze przed wyborami w 2011 roku, czyli zastąpił pan Bogdana Klicha, za którego kadencji doszło do katastrofy smoleńskiej.
Nie spodziewałem się tego. Byłem w Sejmie, gdy zadzwonił do mnie Paweł Graś, zapraszając do premiera. Tusk powiedział, że raport komisji Millera w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej został skończony i będzie opublikowany, a minister Klich poda się do dymisji. Spytał, czy zgodziłbym się zostać ministrem. Wiedziałem, że to może być funkcja na kilka miesięcy, bo zbliżały się wybory, a sondaże nie wskazywały wtedy na nasze zwycięstwo. Objęcie funkcji szefa MON traktowałem jako dalszy ciąg zajmowania się kryzysami.
Nie sądziłem, że stanę się jak dotychczas najdłużej urzędującym ministrem obrony narodowej po 1989 roku.
Jedną z pierwszych pana decyzja było rozwiązanie specpułku, z którego rekrutowali się piloci VIP-ów. Ta decyzja była mocno kontestowana przez wojskowych.
Wojsko dobrze przyjmuje jasne i twarde decyzje. Wdrożenie wniosków z raportu Millera wymagało zdecydowanych działań, stąd decyzja o rozwiązaniu tego pułku. Uważam, że wraz ze współpracownikami zrobiliśmy w MON bardzo dużo. Zauważę, że przez cztery lata nie doświadczyłem wniosku PiS o odwołanie ze stanowiska. Starałem się zresztą utrzymywać poprawne stosunki z opozycją. Sprawy modernizacji armii udało się posunąć zdecydowanie do przodu. Były to m.in. kontrakty na czołgi Leopard 2A5, nową partię rosomaków, samoloty szkoleniowe, supernowoczesne pociski manewrujące do F-16. Powstał niszczyciel min Kormoran, pierwszy nowy okręt po ponad 20 latach.
Opozycja krytykowała pana za kontrakt na francuskie śmigłowce Caracal.
Kontraktu nie podpisaliśmy, natomiast zakończyliśmy rozmowy z Airbusem i przekazaliśmy propozycje offsetowe do Ministerstwa Gospodarki. Za rządów PiS te rozmowy toczyły się ponad rok i zakończyły się niczym. W tej sprawie nie mam sobie nic do zarzucenia. Rozpisaliśmy przetarg chroniony przez służby antykorupcyjne, wygrała najlepsza oferta, a propozycje offsetowe były bardzo poważne, m.in. budowa w Łodzi zakładu produkującego helikoptery. Moim zdaniem decyzja PiS anulująca ten konkurs była czysto polityczna.
Dlaczego?
Bo przed wyborami parlamentarnymi PiS mocno szafowało argumentami,
że firmy amerykańska i włoska, które mają swoje zakłady w Polsce, w Mielcu i Świdniku, powinny być preferowane przy rozstrzygnięciu tego konkursu ze względu na utrzymanie miejsc pracy.
Nie wiem, dlaczego miejsca pracy pod Łodzią, gdzie miała powstać nowa fabryka, były gorsze od tych w Mielcu czy Świdniku. Przy tej okazji uaktywnili się lobbyści i czarny PR. Na przykład zarzucono mi, że wybór padł na caracale, bo Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej. Kompletny absurd. Ale niechby rząd PiS rozpisał nowy przetarg i te śmigłowce zakontraktował. Tak się nie stało – Świdnik i Mielec nie dostały kontraktów. Na dodatek przez pięć lat MON-owi udało się kupić tylko kilka śmigłowców z planowanych pięćdziesięciu i to bez bojowego wyposażenia, zatem raczej do użytku cywilnego.
Zakupy wojskowe zawsze budzą kontrowersje.
Tylko wtedy, gdy ma się złą wolę. Podobna sytuacja jak z caracalami miała miejsce z systemem rakietowym Patriot.
Za naszych rządów Rada Ministrów podjęła decyzję, że rozpoczniemy z rządem USA negocjacje w sprawie zakupu tych rakiet. Antoni Macierewicz wyrzucił nasze ustalenia do kosza, a po dwóch latach wrócił do negocjacji. Oddając obowiązki ministra obrony narodowej, nie spodziewałem się, że wszystko, co robiliśmy, zostanie zakwestionowane. Nawet zdjęcia poprzednich ministrów, które wisiały w MON, zostały natychmiast wyrzucone, włącznie ze zdjęciem Aleksandra Szczygły, który był przecież ministrem z ramienia PiS. Szacunek do poprzedników jest ważny w każdej instytucji. W siedzibie MON nadałem dwóm salom jako patronów dwóch ministrów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, chodzi o Aleksandra Szczygłę i Jerzego Szmajdzińskiego. Macierewicz zamienił te sale. Widać mu się wydawało, że Szmajdzińskiemu po śmierci przydzieliłem lepszą, a Szczygle gorszą, choć są podobne. Przy patriotach widać, że ktoś poszedł po rozum do głowy, ale w innych sprawach nie.
Co pan uważa za swoje największe osiągnięcie w MON?
Sprawne wycofanie naszych żołnierzy z Afganistanu i skłonienie Amerykanów do znaczącej obecności wojskowej w Polsce od roku 2014, po konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Zresztą ostatnia oficjalna wizyta sekretarza obrony USA miała miejsce na moje zaproszenie w 2014 r. Oczywiście także wdrożenie zaleceń raportu Millera – za mojego urzędowania nie doszło do żadnego wypadku śmiertelnego w polskim lotnictwie wojskowym.
No tak, pana poprzednik Bogdan Klich nie może tego powiedzieć o swoim urzędowaniu.
Mój następca Antoni Macierewicz też miał serię katastrof lotniczych, bo ekspertów ds. bezpieczeństwa lotów wysłał do odległych garnizonów. Otworzyliśmy w Warszawie Centrum Weterana dla uczestników misji zagranicznych wraz z pomnikiem poległych w nich żołnierzy. Zobowiązałem się, że za mojej kadencji MON zakończy budowę Muzeum Katyńskiego w warszawskiej Cytadeli. Tak się stało. Wspólnym sukcesem rządu była konsolidacja polskiego państwowego przemysłu obronnego w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, mieliśmy wielki udział w tym projekcie. Niestety, rząd PiS aferami, karuzelą zarządów, zatrudnianiem Misiewiczów i stratami finansowymi zmarnował ten potencjał.
Skoro tak dobrze wam szło, to dlaczego Platforma przegrała wybory w 2015 roku?
Po ośmiu latach naszych rządów Polacy chcieli zmian. Można oczywiście szukać przyczyn cząstkowych – afera podsłuchowa, podwyższenie wieku emerytalnego, OFE. Ale dominującym czynnikiem była potrzeba zmiany. Przegrana prezydenta Bronisława Komorowskiego w maju 2015 roku też była wynikiem tej chęci zmiany.
Znudziliście się wyborcom tak bez powodu?
Wyborcy uznali, że potrzebne jest nowe spojrzenie na wiele spraw, a przede wszystkim na ich sytuację materialną. Chcieli więcej zarabiać, bo narastał dysonans między pensjami a ofertą dostępną na rynku – cenami produktów, wycieczek zagranicznych, coraz lepszych samochodów. Tymczasem Platforma
po odejściu Tuska i przegranej Komorowskiego wydawała się tej zmiany materialnej nie gwarantować. Przeanalizowaliśmy wyniki wyborów 2015 roku i wiemy, że wschodnia Polska poszła w 2015 r. do wyborów chętniej niż zachodnia. Nasi wyborcy zostali w domu rozczarowani albo zmęczeni, albo nie chcąc na nas zagłosować. Przy czym uważam, że dobrze zrozumieliśmy wagę polityki społecznej. Wprowadzaliśmy rozmaite rozwiązania – choćby darmowe podręczniki, przedszkola za złotówkę, urlopy macierzyńskie. Tymczasem cały czas towarzyszyła nam narracja, że nie dajemy nic ludziom.
Posłanka Joanna Mucha, która odeszła od was w ubiegłym tygodniu, twierdzi, że PO nie wygra już żadnych wyborów.
Jest już w innym ugrupowaniu, które zresztą jak dotąd żadnych wyborów nie wygrało. Ma prawo do tej oceny, ale lepiej być bardziej powściągliwym w ocenie byłej partii.
A może chodzi o to, że zapętliliście się filozofii totalnej opozycji i nie jesteście w stanie wyrwać się z nieustannej krytyki PiS?
Totalna opozycja była wywołana tym, że PiS przyjęło niesłychanie radykalny kurs w różnych obszarach. Jaką ja miałem płaszczyznę do dyskusji z Antonim Macierewiczem, który nazywał mnie agentem Kremla? Odurzeni władzą radykałowie z PiS, tacy jak Macierewicz, Anna Zalewska, Witold Waszczykowski, zanim własny obóz ich odrzucił, zniszczyli tak wcześniej wątły dialog w polskiej polityce.
Donald Tusk kiedyś powiedział, że PO nie ma z kim przegrać. Czy to była arogancja czy PR?
Donald Tusk nigdy nie lekceważył Jarosława Kaczyńskiego i PiS, ale też zdawał sobie sprawę, że sukces w polityce jest bardzo nietrwały i łatwo wszystko może się odwrócić. Ja tamte jego słowa odebrałem jako przestrogę, że zalążek przyszłej porażki tkwi w nas, w naszych błędach i zaniechaniach. I Tusk się nie pomylił. W Polsce SLD przegrał przygnieciony własnymi aferami, my przegraliśmy sami przez siebie i pewnie PiS też przegra z powodu własnych słabości.
Tomasz Siemoniak
Pochodzi z Wałbrzycha. Zaczynał jako działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Był w KLD, UW, w PO. Pełnił różne funkcje w mediach: w TVP, PAP, PR. Był wiceprezydentem Warszawy, a potem wicemarszałkiem województwa mazowieckiego. Główną karierę zrobił w resortach siłowych: od kierowania Biurem Prasy i Informacji MON (1998–2000), przez sekretarza stanu w MSWiA (2007–2011), po szefa MON (2011–2015). Poseł, wiceprzewodniczący PO.