Najbardziej interesuje mnie, w jakim momencie jest nasza planeta, bo od tego zależy przyszłość ludzkości, naszych dzieci, i nie chodzi tylko o te biologiczne, ale o wszystkie przyszłe generacje. A polska polityka? Zmiana jest kwestią paru chwil. Patrzę na swoje dziecko, patrzę na młodych ludzi i układ polityczny tworzony przez PiS, który my obserwujemy, w głowach młodszych już przestał istnieć. Stare struktury zaraz się zawalą, ale my zostaniemy w trudnej sytuacji. Pojawią się kolejne kryzysy, bo szkody w dobrostanie państwa są ogromne. Trzeba myśleć, jak stworzyć nowy porządek. Teatr jest znakomitym laboratorium, żeby sobie wyobrażać nowy świat. Najlepszym, jakie można sobie wymarzyć na planecie Ziemia. Absolutnie wszystko możemy zobaczyć, przeanalizować, sprawdzić w praktyce. Artystki i artyści są powołani do tego, żeby szukać rozwiązań tam, gdzie wzrok społeczny nie dociera. Musimy stworzyć artystyczno-społeczno-naukowy think tank.
W programie„Terapia dla wszystkich", piszecie, że na scenie ma być miejsce dla perspektywy pracownicy sieci sklepowej i pani z Bieszczad, piszącej o Matce Boskiej, a także wszystkich mniejszości.
Nawet naszymi wrogami trzeba się zaopiekować, bo odpowiedź na pytanie, co z nich zrobiło takich ludzi, jest społecznie pouczająca. Stąd propozycja terapii dla wszystkich.
Program zrywa z tradycją, bo nie jest listą proponowanych realizacji, tylko stematyzowanych projektów artystycznych.
Chciałabym, żeby ludzie przeczytali liczący 25 stron program bez uprzedzeń i zrozumieli naszą ideę. Kiedy ogłosiłam, że startuję w konkursie, zaczęły się do mnie pielgrzymki i pytania: „kto i co, jakie nazwiska, jakie tytuły?”. Irytowało mnie to, ale zrozumiałam, że przez ludzi przemawiają domyślne ustawienia systemu. Wraz z zespołem zaczęłam się zastanawiać, jak ja, Monika Strzępka, reżyserka z dwudziestoletnim stażem, mam przystąpić do konkursu i myślenia o stworzeniu instytucji na miarę dzisiejszych czasów, która troszczy się o ludzi, bo dla nich jest, istnieje dla pożytku społecznego. Najpierw zasadziłam pestkę, a nazwiska i tytuły, jakie są w programie, to są owoce drzewa, które wyrosło z tej pestki. Wyszłam od wartości. Od pytania: po co nam są dzisiaj instytucje kultury. Ale też od pytania, czy dojrzałam do tej liderki. Biorę przecież na siebie ogromną odpowiedzialność. Pierwsze założenie było takie, że jako dyrektorka teatru nie mogę dopuścić do tego, by ludzie pracowali w warunkach przemocowych. Ludzie nie mogą się w pracy bać. To działa dewastująco nie na tylko na teatr, ale też na rodziny i bliskich wszystkich członków zespołu. Zrezygnowałam z zaproszenia osób przemocowych. Przeorganizowałam teatralną planszę. I wyszło mi, że tak oto dziś wygląda teatralny mainstream.
WW pierwszym sezonie będzie pani współreżyserować z Martą Ziółek „Heksy” Agnieszki Szpili, manifest feminizmu, w drugim pojawiają się Weronika Szczawińska i Marcin Liber, który z Pablo Pavo zrobi „Łzy dziadocenu". W planach „Zapusty” Demirskiego, Katarzyna Kalwat o starości, Jan Czapliński o chrzcie Polski, Michał Borczuch z „Człowiekiem bez właściwości" Musila, Anna Augustynowicz spektakl dla dzieci i starszych, Anna Smolar o żałobie, środowisko muzyczne z Marią Peszek, młode raperki.
To jest środowisko, które pragnie stwarzać instytucje nowego typu. Nieprzemocowe, uspołecznione, feministyczne.
Anna Jantar. Trzy pechowe upadki
Serial, a przynajmniej film fabularny, należy się od dawna Annie Jantar. Biografia tej artystki jest bardziej dramatyczna niż Anny German, dorobek zaś – zróżnicowany i większy.
Jak rozumieć tę feministyczność? Wielu obawia się „Seksmisji".
To męski film i męska wyobraźnia go podpowiedziała. Jest w niej ukryty nieprawdopodobny lęk przed tym, co kobiece. To, że dni systemu patriarchalnego są policzone, to już sobie nawet możemy w „Plusie Minusie" powiedzieć. Ale to nie znaczy, że chcemy rewanżu na mężczyznach za wieki nierównego traktowania. Nasze prawa – skrawki praw to jest sprawa ostatnich stu lat. W którym roku obywatelki Szwajcarii zdobyły prawa wyborcze?
W Polsce po I wojnie światowej.
A w Szwajcarii w 1971. Nawet nazwiska nam się zabiera. Mamy ograniczone możliwości wyrażania kobiecej ekspresji zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym. W feministycznej instytucji kultury będzie miejsce dla wszystkich. A nazywa się feministyczna, bo wartości, na jakich jest oparta, kojarzone są kulturowo z kobiecością. Jest to troska, solidarność, współpraca, delikatność, kontakt z naturą. Co nie znaczy, że nie będzie manifestowany na scenie kobiecy gniew, bo to jest potężna siła i też potrzebuje zamanifestowania. Widzieliśmy to na Strajkach Kobiet. Nie planujemy działań odwetowych, to logika obecnego systemu, nie nasza. To prezent dla wspaniałych mężczyzn, bo patriarchat niszczy nie tylko kobiety: niszczy nas wszystkich, także mężczyzn.
Co będzie z obecną publicznością i zespołem?
Rozmawiałam z zespołem jeszcze przed spotkaniem z komisją. Dla tych, którzy chcą szczerze i sumiennie realizować wartości, na których opiera się ten program – jest miejsce w Teatrze Dramatycznym. Mam na myśli zespół techniczny, administracyjny i artystyczny. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy się w tej koncepcji odnajdzie, są osoby, które będą chciały odejść. Wojciech Majcherek, kierownik literacki, już zakomunikował, że pracuje tylko do końca sierpnia. Bardzo to szanuję. Kiedy Macieja Nowaka odwoływano z Teatru Wybrzeża, Paweł Demirski, wówczas kierownik literacki teatru, tego samego dnia złożył wypowiedzenie. To jest dobra praktyka: najbliższa ekipa odchodzącego dyrektora robi miejsce nowej. Szczegółowe decyzje personalne powierzę jednak mojemu zespołowi.
Będziecie głosować?
Nie musimy. Rozmawiamy i decyzje podejmują się naturalnie. To się wydarza.
W rewolucyjnym 1968 r. w berlińskim Schaubuehne zarządzał zespół, ale po serii konfliktów i chaosie jedynowładczo rządził słynny Peter Stein. Rewolucja i tym razem pożre własne dzieci?
Zmiana musi być kompleksowa. Jeżeli ktoś nie godzi się na rezygnację ze statusu geniusza, kogoś wyjątkowego i mającego patent na arcydzieła – nie przeprowadzi zmian, o jakich mówię. Dla mnie słowa „geniusz" i „arcydzieło" są dzisiaj niestosowalne i nie wyobrażam ich sobie w rozmowie o przyszłości. Bierzmy z przeszłości to, co dobre. Właśnie odeszły dwie wspaniałe aktorki związane z Teatrem Dramatycznym: Barbara Krafftówna i Janina Traczykówna. Wierzę, że będą czuwać nad tym miejscem, wierzę, że będą nas wspierać.
W „Artystach” kontakt z duchami dawnych mistrzów miały panie sprzątające.
Bo tak jest. Wiem to, bo od 20 lat pracuję w teatrze.
—rozmawiał Jacek Cieślak