Zasady nie są skomplikowane i można je opanować w pięć minut. Gracze na przemian ciągną karty i w dowolnym momencie je zagrywają. Starają się za ich pomocą wyeliminować swoich przeciwników. A wypada się z zabawy wtedy, kiedy wyciągnie się kartę przedstawiającą eksplodującego minionka. Ryzyko takiego zdarzenia rośnie w miarę upływu czasu, dlatego niezłą strategią okazuje się zmuszanie przeciwników do ciągnięcia kart.
Oczywiście, siłą nie można tego robić – to karcianka, a nie zapasy. Każda z kart w grze ma określoną funkcję. Jedna pozwala uniknąć eksplozji, druga – podejrzeć część talii, a trzecia – ominąć kolejkę albo zmusić przeciwnika do pociągnięcia dwóch kart. Takie „pociski" warto oczywiście magazynować i zachowywać na ostatnie fragmenty rozgrywki, kiedy rozgrywka zamienia się w prawdziwą rzeź. Wiąże się to jednak ze sporym ryzykiem. Na eksplodującego minionka można przecież trafić zawsze, a rywal może podebrać część posiadanej amunicji. Zwinąć najlepsze karty i pozostawić człowieka bezbronnego. „Eksplodujące minionki" gwarantują świetną zabawę. To gra dynamiczna i efektowna, wymagająca szczęścia, ale również dobierania odpowiedniej taktyki. W dodatku została świetnie wydana. Zabawne rysunki, cięte teksty na kartach, efektowna, lentikularna okładka – to wszystko składa się na kolejny wielki przebój. No i eksplodujących minionków jakoś mniej żal niż kotów.