Ich oczy błyszczą, a policzki czerwienią się z podekscytowania. Xixi, ładna dwudziestoczteroletnia dziewczyna, poprawia swą długą białą suknię księżniczki. Yan, który ma dwadzieścia sześć lat, ogląda w ogromnym lustrze swój smoking księcia. Wokół przyszłych małżonków krzątają się makijażystki, fryzjerzy, krawcy, szewcy. Fotografowie i ich asystenci się niecierpliwią. Li You, zaledwie trzydziestoletnia szefowa agencji ślubnej Macitoo usytuowanej w sercu Hangzhou, pośpiesza młode gołąbeczki: „O tej godzinie światło nad Jeziorem Zachodnim jest najbardziej romantyczne, szybciej, szybciej!". Uśmiecha się, poprawiając niesforny kosmyk na głowie Xixi.
Yan, młody, zamożny przedsiębiorca pochodzący z Wenzhou w prowincji Zhejiang, miasta jeszcze bogatszego niż Hangzhou, dwa lata temu spotkał swoją ukochaną Xixi, sprzedawczynię w firmie tekstylnej. Dziś jest ich wielki dzień. Nie, nie chodzi o oficjalną ceremonię zaślubin. Nie dlatego biegną nad Jezioro Zachodnie, będące „diamentem" Hangzhou, tak zwanej „miłosnej stolicy Chin". Skorzystali z usług Li You, by zrobić album ślubny. Ponad rok przed ustaloną datą uroczystości. „Album ze zdjęciami jest bardzo istotny w długim maratonie organizacji chińskiego ślubu, którego kulminacją jest płomienny wieczór w gronie rodzinnym" – wyjaśnia pochodząca z Fujian Li You, która niecałe osiem lat temu zdobyła fortunę, zakładając pierwszą swoją agencję ślubną w Szanghaju, a potem kolejne: w Hangzhou, Nankin i w końcu Singapurze, gdzie pracuje dla niej ponad dwieście osób!
Nadzieja w fotografie
Rynek weselny w Chinach ma przed sobą świetlaną przyszłość – nic dziwnego, w 2014 roku odbyło się tu nieco ponad trzynaście milionów uroczystości ślubnych. W całym kraju – przy Wielkim Murze, w malowniczym Guilin, w Tybycie i na tropikalnej wyspie Hajnan – można zobaczyć zespoły fotografów krzątających się wokół młodych par w ślubnych strojach. Ci trochę sztywni i spięci „modele" nie wiedzą, jak się ustawić ani co robić: uśmiechać się, wybuchnąć śmiechem, przybrać przed swoim partnerem zagubione czy rozkochane spojrzenie, wziąć się za ręce, objąć się czy nawet pocałować...
Na szczęście asystenci fotografów, zawodowcy, umieją ułożyć choreografię tak, żeby misja zakończyła się sukcesem. Niektóre pary wykazują się większą inicjatywą – często to kobiety ośmielają się poruszyć, przytulają się do swoich partnerów, przybierają różne pozy, a nawet tańczą. Jedna z asystentek pochodząca z Hangzhou zwierza się, że „ci młodzi nie potrafią okazywać miłości, a przynajmniej szczęścia. Są nieśmiali, czasami mają za sobą tylko kilka spotkań, nigdy razem nie mieszkali, do tego często pobierają się pod wpływem nacisku ze strony rodziny".
Gdy obserwuje się te sceny z „planu zdjęciowego", można odczuć właśnie to, o czym mówi mi pomocnica fotografa. To, co powinno być świadectwem szczęścia i swobody bycia razem, przypomina raczej wykonywanie poleceń, realizowanie ustalonego w najdrobniejszych szczegółach scenariusza, powielanego w nieskończoność przez setki innych par.