Aktualizacja: 31.08.2018 22:54 Publikacja: 31.08.2018 00:01
Foto: Fotorzepa, Jakub Ostałowski
Dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, wieloletni rektor, a dziś wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, aktor i reżyser, nie daje o sobie zapomnieć. W czerwcu Jan Englert odebrał nagrodę ministra kultury za całokształt twórczości. – Większość moich wyborów była słuszna – oznajmił, nawołując, aby rozróżniać wolność i anarchię, kompromis i konformizm, patriotyzm i nacjonalizm. Powtarzał to wcześniej wiele razy.
W dwa tygodnie później przyjechał do Sopotu na festiwal Dwa Teatry ze swoim spektaklem telewizyjnym „Spiskowcy". Publika była zachwycona show, jakie im fundował wciąż młodo wyglądający Englert – gwiazdor teatru i kina od lat 60. Trzeba słyszeć ten nonszalancki, dziwnie arystokratyczny, jak na chłopaka z Warszawy, głos, żeby pojąć dlaczego. W Sopocie odebrał nagrodę jako najlepszy reżyser. Bywa zblazowany (co rozładowuje, chętnie przyznając się do zadzierania nosa), powtarza się. A ja mam poczucie obcowania z narodowym skarbem. Niedocenianym przez konserwatystów ani teatralną lewicę. Osobnym.
Wszyscy wiemy, że kiedyś było lepiej. Polityka wyglądała zupełnie inaczej, miała inny poziom i klimat, a debaty...
Nowy spektakl Teatru Współczesnego za dyrekcji Wojciecha Malajkata pokazuje, że warto szukać w teatrze wzruszenia.
Nadmierne i niepoprawne stosowanie leków to w Polsce plaga. Książka Arkadiusza Lorenca pokazuje tło tego problemu.
„Ale wtopa” to gra, przez którą można nieźle zdenerwować się na znajomych.
„Thunderbolts*” przypomina, że superbohaterowie wcale nie są doskonali.
W debacie o rynku pracy nie można zapominać o człowieku. Ideałem dla większości pozostaje umowa o pracę, ale technologie i potrzeba elastyczności oferują nowe rozwiązania.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas