Prawica na pustyni

Pierwsze trzy lata rządów partii odwołującej się przynajmniej w teorii do konserwatywnych wartości nie przyniosły żadnej fundamentalnej książki, eseju czy artykułu. Prawicowi intelektualiści wolą zużywać swój talent w bieżących wojnach politycznych, niż tworzyć nowe pomysły, idee czy wyznaczać nowe kierunki. Przyjdzie im za to zapłacić.

Publikacja: 21.09.2018 10:00

Prawica na pustyni

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Za miesiąc miną trzy lata od momentu, gdy prawica wróciła do władzy w Polsce. A nawet więcej niż wróciła, bo obóz prawicowy przejął w krótkim czasie takie kwantum władzy, jakiego nikomu nie udało się zgromadzić po 1989 roku. Telewizję publiczną i wiele innych instytucji przejmowano w tempie sugerującym, że nie ma czasu do stracenia i trzeba szanować każdy dzień, podczas którego można dorzucić choćby kamyczek do konserwatywnej kontrrewolucji w polskiej kulturze. Nagle w rękach ludzi prawicy pojawiły się środki i możliwości, o jakich nie mogli nawet śnić chyba od czasów AWS. Pytanie jednak, czy nie skończy się jak wówczas, gdy rosły piękne domy prawicowych speców od mediów i kultury, ale wraz ze zwycięstwem wyborczym SLD w 2001 r. cała potęga rozpadła się w pył. Jaki będzie intelektualny bilans rządów prawicy po 2015 r.?

Po trzech latach można chyba postawić tezę, że intelektualiści prawicy przespali dotychczasowy czas rządów partii odwołującej się przynajmniej w deklaracjach do konserwatywnych wartości. Odnoszę wrażenie, że nie powstała w tym czasie żadna fundamentalna dla myśli prawicowej książka. Nie napisano żadnego kluczowego tekstu publicystycznego ani eseju, który skierowałby myśl prawicową na nowe tory. Wręcz przeciwnie. Intelektualiści identyfikujący się z prawicą dużo chętniej poświęcają swoje talenty w bieżących bataliach, uzasadniając działania partii rządzącej, aniżeli próbują zaproponować jej nowe kierunki myślenia czy działania. Wojna polityczna doprowadziła do tego, że większość intelektualistów poczuła zew walki, porzuciła wyrafinowane konstrukcje intelektualne na rzecz tego miłego ciepełka, które czują ludzie pióra, gdy znajdują się w orbicie władzy.

W efekcie intelektualiści prawicy w swej przytłaczającej większości stali się zupełnie reaktywni. Gdy PiS rozpoczął wojnę z Trybunałem Konstytucyjnym, oni zaczęli rozpisywać się o sądach konstytucyjnych. Gdy rząd wszedł w kolizję z Unią Europejską, tęgie umysły w banalny sposób zajęły się krytyką poczynań Brukseli, do której wcale nie potrzeba było ich intelektualnego wyrobienia.

W efekcie stanowiło to tylko kontynuację linii przyjętej kilka lat temu. Owszem, lider obozu rządzącego otaczał się intelektualistami, często spotykał się z tęgimi umysłami, wszak wśród posłów jest dość silna frakcja profesorska, ale można zadać wprost pytanie: czy dzięki temu polityka stała się w Polsce mądrzejsza? Czy stała się lepsza, głębsza, bardziej intelektualna? Dzieje się wręcz przeciwnie.

Dlaczego? Przyczyn być może należy szukać w psychologii. Szczególnie po katastrofie smoleńskiej grono wybitnych myślicieli, intelektualistów czy publicystów w orbicie prawicy skupiało się raczej na tym, by podtrzymać prezesa PiS na duchu, by pokazać, jak źli są ich przeciwnicy, niż na tym, by stworzyć nowe myśli czy rozpropagować nowe idee. W efekcie wokół osoby lidera powstał nie uniwersytet, ale dwór. Intelektualiści zaś przyjęli w nim rolę trefnisiów, specjalizujących się w obronie racji partii matki i wymyślaniu coraz to nowych konceptów na odsądzanie od czci i wiary politycznych przeciwników. Na półcienie i półśrodki nie wystarczyło już miejsca. Zajmujący się sprawami publicznymi intelektualiści musieli być za albo przeciw.

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Profesorowie zawiedli

Ta część, która postanowiła się z prawicą rozstać, szukała coraz to nowych figur retorycznych, by uzasadnić, dlaczego lider PiS jest potworem. Tak skończyli absolutnie wyjątkowi intelektualnie ludzie, jak Ludwik Dorn oraz Jadwiga Staniszkis. Przykro patrzeć, jak wybitne umysły zajmują się dziś jałowym zwalczaniem swego byłego idola. Ta zaś część, która zachowała wierność, albo wybrała czystą politykę, albo w sferze metapolitycznej uzasadnia każde szaleństwo obozu władzy. Również przykro na to patrzeć. Przecież rolę partyjnych zagończyków licytujących się w radykalizmie swych wypowiedzi mogą odgrywać tak mało skomplikowane wewnętrznie osobowości jak choćby poseł Dominik Tarczyński. A tymczasem niestety doskonale się w niej odnajdują profesorowie Ryszard Terlecki czy Krystyna Pawłowicz. Jaki intelektualny zysk ma z tego prawica?

Widać nawet jakieś poszukiwania po stronie liberalnego centrum lub już całkiem po lewej stronie, podczas gdy ortodoksyjna intelektualna prawica wydaje się nie mieć dziś nic ciekawego do powiedzenia. Świetne przez całe lata pióra są dziś tak bardzo zajęte apologią PiS, że nie zostaje im już czasu na samodzielne myślenie. Stąd intelektualiści są zupełnie wtórni wobec polityków. Nawet więcej, bo to politycy dziś wyznaczają kierunki, a intelektualiści zdają się iść za nimi. Sęk w tym, że politycy wyznaczają drogi, ale zgodne z własnym pragmatycznym interesem wewnątrzpartyjnym. Prowadzą grę ze swoim elektoratem i przeciwnikami politycznymi. W związku z tym czasami muszą robić szpagaty, na które integralni konserwatyści nigdy nie powinni sobie pozwolić. Oni jednak – rozgrzeszając się głębokością sporu i alternatywą: albo obóz patriotyczny, albo obóz narodowej zdrady – tak pięknie potrafią dziś wszystko wytłumaczyć. Dlatego na własną agendę stać dziś coraz mniej intelektualistów. Na własny niezależny i nieulegający wyłącznie partyjnej logice osąd. A nie jest to dziś rola łatwa, wystarczy spojrzeć na środowisko dziennikarskie – tych niewielu, którzy nie chcą się poddać logice politycznego sporu, nazywa się symetrystami i to ich oskarża się o wszelkie klęski oraz nieszczęścia.

W tej sytuacji spora część intelektualistów przyjmuje barwy ochronne. Ucieka w eseje o historii, kulturze czy sztuce. Nie chce firmować obecnego stanu rzeczy, ale równocześnie nie chce być odrzucona przez publikę, którą przez lata wychowywała swoimi tekstami. Ale łatwiej było przed 2015 r. krytykować lewicowe czy liberalne elity i tęsknić za powrotem prawicy do władzy, niż dziś brać na siebie intelektualną (oraz duchową) odpowiedzialność za wojnę, którą obserwujemy w polityce. I piszę o tym bez zbytniego krytycyzmu. Twórca musi mieć swoją publikę, tak jak aktor widownię. Publicysta również chce mieć swoich odbiorców. Ale w sytuacji totalnego sporu politycznego ta część prawicy, która dość krytycznie odnosi się do rzeczywistości, zostaje bez odbiorców. Przeciwnicy i tak będą ich uważać za tę straszną prawicę. Prawica zaś uważa ich za odszczepieńców. Konserwatywny mainstream ich porzuca, ponieważ wykraczają poza wąską ścieżkę ortodoksji, której agendę wyznaczają aktualne spory polityczne i przypadkowo napotkani wrogowie na drodze partii rządzącej.

Oazy konserwatyzmu

Na szczęście są też wyjątki. Najciekawsze intelektualnie są dziś te środowiska, które odrzuciły pisowską ortodoksję. Ciekawe pomysły pojawiają się tam, gdzie nie traktuje się słów prezesa PiS jak dogmat. To w wywodzących się z prawicy środowiskach takich jak konserwatywny Klub Jagielloński czy republikańska Nowa Konfederacja pojawiają się dziś ciekawe konserwatywne idee – najczęściej w kontrze do obozu władzy. Są też inne środowiska, które nie poddają się partyjnej walce i dbają o własną agendę tematów – jak na przykład Teologia Polityczna. Owszem, książki Krzysztofa Mazura z Klubu Jagiellońskiego czy założycieli Teologii Politycznej Dariusza Karłowicza oraz Marka Cichockiego są świetne i inspirujące. Inspirująca jest też książka Rafała Matyi „Wyjście awaryjne" (pisze o niej więcej Jan Maciejewski na str. 4–6), lecz ten świetny autor z każdym tekstem raczej oddala się od prawicy w jej pisowskim wydaniu i dziś już nie stanowi reprezentatywnego przykładu prawicowego intelektualisty. Dlatego też wspomniani tu autorzy to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Regułę, która każe się obawiać, że ta kadencja będzie niestety intelektualnie dla prawicy niemal całkowicie zmarnowana. Pozostaną po niej klakierzy bijący brawo władzy, która spójny program reform zamieniła na polityczny i partyjny pragmatyzm. Efektem pierwszych czterech lat rządów prawicy będzie wyjałowienie intelektualne, przypominające pustynnienie kolejnych gruntów: pól, łąk i lasów.

Nie wiemy, jak potoczą się losy naszej polityki. Czy po 2019 roku rządzić będzie dalej prawica, czy też dojdzie do wygranej opozycji? Gdyby tak się stało, to za kilkanaście miesięcy prawica znów obudzi się bez żadnej instytucji czy miejsc, gdzie mogą powstawać ciekawe idee. I znów jak po 2001 roku będzie płacz i zgrzytanie zębów. Z kolei jeśli prawica wygra, to motywacja do tworzenia nowych idei będzie jeszcze mniejsza. A duża część intelektualistów będzie rozkoszować się konsumpcją konfitur, którymi swoich sojuszników lubi rozpieszczać władza. W tym wariancie również intelektualna sytuacja na prawicy nie będzie najlepsza. A właściwie będzie jeszcze gorsza niż tej części liberalnych elit, które otwarcie popierały poprzednią władzę, a które od trzech lat wciąż nie mogą się otrząsnąć z szoku, jakim było podwójne zwycięstwo prawicy. Ten szok i niedowierzanie sprawiają, że dziś oprócz narzekań na populizm i faszyzm nie mają zbyt wiele do zaproponowania.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał