Jak się do tego odnieść? Którą opcję wybrać? A może odrzucić obie, postawić na scenariusz „the best deal is no deal"?
Czasu na decyzję Brytyjczycy mają w każdym razie bardzo mało. Aby Westminster, europarlament oraz większość parlamentów krajów Unii mogły ratyfikować umowę przed 29 marca przyszłego roku, musi ona zostać uzgodniona najpóźniej w listopadzie. Ale na razie nawet nie wiadomo, czy Tusk rzeczywiście zwoła wtedy szczyt przywódców Unii, bo nie jest jasne, czy mieliby o czym dyskutować.
Straszydło Corbyn
To wszystko coraz bardziej niepokoi brytyjski biznes. Co prawda po referendum nie doszło do załamania gospodarki, masowej ucieczki przedsiębiorstw na kontynent, jak spodziewała się część ekonomistów, jednak Center for European Reform oblicza, że w ciągu dwóch lat z powodu spowolnienia wzrostu gospodarczego finanse publiczne kraju straciły aż 26 mld funtów. W tym czasie Zjednoczone Królestwo z pozycji lidera pod względem tempa rozwoju w Unii spadło na szary koniec razem z Włochami: w II kwartale tego roku brytyjska gospodarka w ujęciu rocznym miała wzrosnąć o ledwie 1,3 proc. Dla porównania Polska może się pochwalić 5-proc. wzrostem.
Gdy stało się jasne, że londyńskie City straci dotychczasowy dostęp do rynku strefy euro, coraz więcej banków zaczęło też przenosić część działalności na kontynent, przede wszystkim do Paryża, ale także Frankfurtu, a nawet Warszawy. May blisko związana z sektorem finansowym poprzez swojego męża Philipa, specjalistę od bankowości inwestycyjnej, którego poznała jeszcze w 1980 r. na Oksfordzie za pośrednictwem przyszłej premier Pakistanu Benazir Bhutto, musiała być tego w pełni świadoma. Tym bardziej że także czołowe koncerny motoryzacyjne, takie jak Toyota, Nissan czy Grupa PSA, zaczęły ostrzegać, że przeniosą produkcję na kontynent, jeśli nie dojdzie do porozumienia z Brukselą, a po brexicie zostaną wprowadzone cła w handlu ze zjednoczoną Europą.
W tym wszystkim May ratuje Jeremy Corbyn. Pod jego przywództwem na zjeździe laburzystów w Liverpoolu we wrześniu przyjęto program, który wywołuje przerażenie biznesu i znacznej część społeczeństwa. Oto w ramach „demokratycznego kapitalizmu" przedsiębiorcy musieliby oddać 10 proc. akcji firm samorządom pracowniczym, które dodatkowo uczestniczyłyby w podejmowaniu strategicznych decyzji dotyczących przyszłości zakładów. Jednocześnie niektóre przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu w ogóle miałyby zostać upaństwowione.
– Gdyby na czele Partii Pracy stał bardziej umiarkowany przywódca, torysi mieliby dziś przynajmniej o 15 pkt proc. mniejsze poparcie, wyborcy dawno wystawiliby im rachunek za negocjacje brexitowe – uważa Russell.
Mimo wszystko, jak wynika z najnowszych sondaży firmy badawczej YouGov, z poparciem oscylującym wokół 40 proc. elektoratu laburzyści idą łeb w łeb z torysami i w razie upadku rządu May mogą w przedterminowych wyborach przejąć władzę.
Na zjeździe torysów w Birmingham na początku tego tygodnia Johnson ostrzegł przed takim właśnie scenariuszem, jeśli May nadal będzie forsowała plan z Chequers. Jego zdaniem, upierając się przy scenariuszu obecnej premier, Wielka Brytania stanie się „pośmiewiskiem" Europy. Okaże się, że mimo swoich ogromnych wpływów, potężnej gospodarki i potencjału politycznego nie potrafiła się ostatecznie wyrwać ze stanu zależności od europejskiej centrali.
Choć Johnson już raz oszukał wyborców, obiecując przed referendum świetlaną przyszłość po wyjściu z UE, jego demagogiczna argumentacja skutecznie podkopuje pozycję May. Jak wynika z analiz YouGov, połowa Brytyjczyków uważa, że szefowa rządu pozostawiłaby kraj w Unii, gdyby tylko mogła. Przynajmniej co czwarty deputowany Partii Konserwatywnej jest gotowy pójść za apelem Johnsona i poprzeć obalenie obecnego rządu.
Media w Londynie uważają, że w tak złej sytuacji kraj nie był przynajmniej od tragicznej interwencji w 1956 r. w obronie Kanału Sueskiego, co pokazało bezsilność Londynu i de facto położyło kres jego imperium. Aby nie powtórzyć podobnego dramatu, brytyjski okręt musi teraz znaleźć przesmyk między populizmem Johnsona i Corbyna, a także zerwaniem rozmów z Brukselą, jeśli chce wypłynąć na spokojniejsze wody. Niestety, nie ma lepszego kapitana, który mógłby to zrobić, niż Theresa May.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95