Gdzieś na przełomie tysiącleci, pod koniec lat 90. zeszłego stulecia, a może w pierwszych latach mijającej właśnie dekady, w Pekinie i innych większych chińskich miastach na dobre zadomowił się w zimie Shengdan Laoren, czyli bożonarodzeniowy Staruszek. Tak Chińczycy ochrzcili Świętego Mikołaja. Bez błogosławieństwa władz centralnych, bez wsparcia medialnego, bez zaplecza chrześcijańskiej tradycji Boże Narodzenie stało się popularnym świętem wielkomiejskiej klasy średniej, która, choć ni w ząb nie rozumiała jego przesłania czy historii, radośnie przyjęła je w swojej własnej, skomercjalizowanej i zsinizowanej wersji.
Święty Mikołaj, podobnie jak walentynki, przybył do Chin wraz z amerykańskimi filmami, ze studentami powracającymi z zachodnich uniwersytetów, z tysiącami obcokrajowców na stałe osiadającymi w Pekinie, Szanghaju i innych metropoliach. To był namacalny dowód potęgi zachodniej kultury, jej niezwykłej atrakcyjności. Obecność Bożego Narodzenia w Chinach może nas nieco zaskakiwać, ale przyczyny jego pojawienia się wydają nam się dość oczywiste, bo jesteśmy przyzwyczajeni do globalnej dominacji wszystkiego, co zachodnie.
Jeszcze niedawno myśl, że największe chińskie święto – Święto Wiosny, znane też jako Chiński Nowy Rok – mogłoby zyskać podobną popularność wśród mieszkańców zachodnich miast, wydałaby się nam niedorzeczna. Ale to już się dzieje. Od 2002 roku na londyńskim Trafalgar Square odbywa się wielki festyn z okazji Chińskiego Nowego Roku. Głównym punktem programu jest wielka parada, ze smokami, czerwonymi lampionami, petardami, która przechodzi ulicami brytyjskiej stolicy. Podobnie imprezy odbywają się w coraz większej liczbie miast na całym świecie przy udziale coraz większej liczby ludzi. Rośnie moda na to, co chińskie.
Przestaje nas to dziwić, podobnie jak to, że Chiny są dziś najsilniejszym motorem globalnego wzrostu gospodarczego i głównym bankierem Ameryki. Że premier ChRL odgrywa pierwszoplanową rolę na światowym szczycie klimatycznym w Kopenhadze. Że piłkarze w lidze angielskiej – oglądanej przez miliony ludzi na całym świecie – mają na koszulkach logo chińskiego sponsora wypisane chińskimi znakami. Że chińskie filmy podbijają świat swym rozmachem i finezją, a współczesne chińskie malarstwo przyciąga kolekcjonerów z całego świata. Że zdaniem amerykańskich ekspertów General Motors może już niedługo trafić w chińskie ręce. Wcale nie szokuje nas już to, że raz pierwszy w historii więcej Amerykanów poproszonych przez Instytut Pew o wskazanie największej potęgi gospodarczej świata wymienia Państwo Środka (44 procent) przed swą ojczyzną (27 procent). Jeszcze nie tak dawno wszystko to byłoby trudne do wyobrażenia. Dziś wydaje się już normalne. Na naszych oczach w ciągu zaledwie dekady, może dwóch Chiny stały się trendy, stały się cool.
[srodtytul]„Pokojowy rozwój”[/srodtytul]