Columbine, Virginia Tech, Aurora - po każdej masakrze, podczas której szaleńcy rozstrzeliwali bezbronnych młodych ludzi, po lewej stronie amerykańskiej sceny politycznej głośno było o konieczności podjęcia kroków prawnych, które zminimalizowałyby prawdopodobieństwo zaistnienia kolejnej tragedii. Tak, aby chorzy psychicznie ludzie nie byli w stanie dostać w swoje ręce potężnych karabinów półautomatycznych z ogromnymi magazynkami. Po pewnym czasie wszystko jednak zawsze rozchodziło się po kościach, ludzie zapominali o dramacie, a producenci broni i środowisko zwolenników jak najmniej skrępowanego dostępu do broni mogli odetchnąć z ulgą.
Strzelają i lobbują
Masakra, jaka wydarzyła się 14 grudnia w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut okazała się pod tym względem wyjątkowa. Kolejne dni po tragedii przynosiły coraz mocniejsze argumenty na rzecz tezy, że tym razem nie skończy się na czczym gadaniu o potrzebie zmiany. Najpierw amerykański prezydent oddelegował swojego wiceprezydenta do zajęcia się przygotowaniem pakietu prawnego ograniczającego dostęp do broni najczęściej używanych przy maskarach. W ostatni weekend wszyscy dostali ostateczne potwierdzenie, że sprawa nie pójdzie w zapomnienie, gdy w programie „Meet the Press" Obama przyznał, że tragedia w Newtown „to był najgorszy dzień mojej prezydentury" i zapowiedział, że wprowadzenie odpowiednich zmian prawnych będzie dla niego priorytetem w tym roku. Amerykański prezydent przyznał jednak przy tym całkiem otwarcie, że będzie to ciężkie zadanie.
W ten sposób Obama oficjalnie wypowiedział wojnę środowisku obrońców drugiej poprawki do konstytucji, gwarantującej dostęp do broni palnej. Obie strony przystępują teraz do okopywania się na swoich pozycjach, w oczekiwaniu na pierwsze starcie, które nastąpić ma jeszcze w tym miesiącu, gdy Joe Biden przedstawi konkretne propozycje zmian.
Obóz przeciwników wprowadzania jakichkolwiek zmian grupuje się wokół wszechpotężnego National Rifle Association – Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego, uważanego za najpotężniejszą organizację lobbingową w Ameryce. Jej wpływ na życie polityczne w USA docenił nawet Bill Clinton, którego trudno posądzić o sympatię do NRA. Przyznał on, że Al Gore w 2000 roku przegrał z Georgem W. Bushem głównie przez głośno artykułowaną niechęć ze strony NRA. Mając ponad cztery miliony członków i budżet w wysokości 200 milionów dolarów, NRA daleko w tyle zostawia wszystkie organizacje działające na rzecz ograniczenia dostępu do broni. Wystarczy podać przykład największej spośród takich organizacji – Brady Campaign to Prevent Gun Violence, której roczny budżet zamyka się w granicach czterech milionów dolarów.
NRA skupiła się na lobbowaniu w połowie lat 70., gdy na poważnie zaczęły się pojawiać inicjatywy zmierzające do ograniczenia dostępu do broni po serii głośnych zabójstw z poprzedniej dekady. Dziś organizacja wystawia szkolne oceny wszystkim członkom Kongresu. Najwięksi z obrońców drugiej poprawki mogą liczyć na szóstkę, a osoby związane z drugą stroną nie mogą liczyć na więcej niż jedynkę. Stopnie są potem istotnymi wskazówkami dla milionów wyborców, dlatego tak wielu republikańskich, ale także demokratycznych polityków boi się zadrzeć ze stowarzyszeniem.
Tragedia w Newtown sprawiła jednak, że w zwartym froncie sympatyków NRA w Kongresie pojawiły się pewne wyłomy, wcześniej będące nie do pomyślenia. Należy do nich np. demokratyczny senator Robert P. Casey, gorący zwolennik drugiej poprawki, który powiedział, że Newtown tak go rozbiło psychicznie, iż będzie głosował za większymi obostrzeniami w dostępie do broni.
NRA robi teraz wszystko, by odwrócić uwagę polityków od broni, a skupić ją na sprawach, co do których panuje powszechny konsensus – np. niedopuszczaniu osób z zaburzeniami psychicznymi do możliwości zakupu broni.
W oczach milionów Amerykanów broń nie jest zwykłym przedmiotem, lecz synonimem wolności
– Nasz system opieki zdrowia psychicznego kompletnie i totalnie się załamał. Nie mamy ogólnokrajowej bazy danych tych szaleńców – argumentował wiceszef NRA Wayne La Pierre w programie „Meet the press".
NRA z dumą nazywa siebie samą najstarszą wciąż działającą amerykańską organizacją walczącą o prawa obywatelskie. Założona w 1871 roku przez dwóch dowódców armii Unii, początkowo skupiała się jedynie na szkoleniu strzeleckim i organizowaniu zawodów. Bardzo prawdopodobne, że NRA nigdy by nie powstała, gdyby żołnierze Północy celniej strzelali do swoich przeciwników z Południa. To właśnie fatalne umiejętności żołnierzy walczących podczas amerykańskiej wojny domowej skłoniły założycieli stowarzyszenia do sformalizowania ram, w jakich działała grupa miłośników strzelectwa.
Z biegiem lat zakres działania organizacji rozrastał się tak, że dziś większości ludziom kojarzy się ona jedynie z płomienną obroną drugiej poprawki do konstytucji, a nie z wciąż rozbudowanym działem strzeleckim. Co ciekawe, obrona drugiej poprawki wcale nie jest absolutnie ślepa, skoro stowarzyszenie poparło wprowadzone jeszcze w latach 30. federalne ograniczenia w obrocie bronią automatyczną (taką, która daje możliwość opróżnienia całego magazynku za jednorazowym pociągnięciem za spust).