Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją, od lat budzi silne i sprzeczne emocje. Powyższe autentyczne wypowiedzi o niej internautów są tego świetnym dowodem.
Od czasu, gdy dwa lata temu została posłanką Platformy, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w polskiej polityce. Ale już od kilkunastu lat jest publicznie znana jako waleczna radna Warszawy i była szefowa polskiego oddziału Transparency International Wyrazista, elokwentna, chętnie i często goszcząca w mediach. Dla dziennikarzy ma zawsze czas. Od dyplomowanej dokumentalistki (tak sama mówi o sobie) do jednego z najbardziej znanych członków rządu Donalda Tuska przeszła długą drogę.
Gdy w ostatnią niedzielę spłonął jej samochód, podpalony przez nieznanego sprawcę, stała się na kilka dni niekwestionowaną bohaterką mediów. – Co to się dzisiaj dzieje? – powiedział do mnie mąż posłanki Paweł Pitera, gdy dzwoniłam do ich domu we wtorkowy wieczór. Żonę przed chwilą zakończyli przesłuchiwać policjanci, udzielała właśnie wywiadu dla ekipy „Gali”, za chwilę miała jechać do „Kropki nad i” w TVN. Umówioną wcześniej rozmowę poprowadziłyśmy przez telefon, gdy mąż wiózł Piterę do telewizji, występując w roli osobistego ochroniarza.
Wszyscy się dziwili, że nie zażądała ochrony BOR. – Musiałam wziąć służbowy samochód z kierowcą, to w tej sytuacji było najprostszym rozwiązaniem, ale wykorzystuję go jedynie do celów związanych z pracą – zapewnia „Rz” pani Julia. I dodaje: – Jestem objęta programem ochrony, takim samym jak osoby zagrożone.
To nie jest jednak pierwszy kontakt obecnej pani minister z samochodowymi niszczycielami. W wywiadzie dla „Twojego Stylu” sprzed kilkunastu miesięcy opowiedziała o zamachu dokonanym przez tajemniczego sprawcę, wskutek którego miał ulec zniszczeniu samochód sąsiadki. W policyjnym śledztwie sprawca wyznał – według relacji Pitery – że otrzymał zlecenie na jej samochód. Historia zdaje się powtarzać. Wtedy jej zachowanie było przez nieżyczliwych oceniane jako dość histeryczne i autopromocyjne. Tym bardziej więc jej dzisiejsza wstrzemięźliwość w ocenie ewentualnego zagrożenia pozytywnie zaskakuje. I przysparza pani minister zwolenników.