Interwencja – ostatni atut

Przygotowania do siłowego rozprawienia się z „Solidarnością” władze prowadziły od pierwszych tygodni po podpisaniu porozumień sierpniowych. Najważniejsze rozstrzygnięcia, otwierające drogę do stanu wojennego, nastąpiły jednak dopiero jesienią 1981 r.

Aktualizacja: 08.12.2007 12:05 Publikacja: 08.12.2007 01:59

Interwencja – ostatni atut

Foto: EAST NEWS

Red

16 października na plenum KC PZPR doszło do zmiany na stanowisku I sekretarza. Wciąż wahającego się Stanisława Kanię zastąpił Wojciech Jaruzelski. Krok ten – jak kilka dni później wyjaśniał członek radzieckiego Biura Politycznego Konstantin Rusakow Erichowi Honeckerowi – był wyreżyserowany przez Moskwę.

Po skoncentrowaniu w rękach Jaruzelskiego pełni władzy wprowadzenie stanu wojennego było przesądzone. Kwestiami wymagającymi ostatecznych uzgodnień i przygotowań były już tylko wybór najbardziej dogodnego momentu, propagandowa osłona operacji oraz uzyskanie odpowiednich gwarancji radzieckiej pomocy. Władze starały się przekonać społeczeństwo, że zaostrzająca się konfrontacja grozi paraliżem państwa i gospodarki, któremu nie będą się bezczynnie przyglądać sojusznicy. Służyły temu m.in. apokaliptyczne wizje głodu i braku opału podczas zbliżającej się zimy.Wymownym przykładem świadomego eskalowania napięcia przez polskie władze było stanowisko gen. Floriana Siwickiego na naradzie Układu Warszawskiego w Moskwie w pierwszych dniach grudnia 1981 r. Siwicki postulował uzupełnienie przygotowywanego komunikatu końcowego o sformułowanie: „rozwój sytuacji w Polsce (...) wywołuje konieczność podjęcia stosownych kroków w celu zapewnienia bezpieczeństwa wspólnoty socjalistycznej”. Była to bardzo przejrzysta próba aktywowania „straszaka” interwencji militarnej, do którego polskie kierownictwo odwoływało się już kilkakrotnie od wybuchu strajków w lipcu 1980 r. Przyjęciu proponowanego fragmentu przeciwstawił się rumuński minister obrony, który nieoczekiwanie został poparty przez Węgra.

W dniach poprzedzających 13 grudnia najważniejsze były – poza ostatnimi przygotowaniami logistycznymi – ustalenia między Warszawą a Moskwą.

Jaruzelski we wszystkich swoich wystąpieniach po 1989 r. konsekwentnie twierdził, że jednym z głównych motywów wprowadzenia stanu wojennego było uchronienie Polski przed wkroczeniem wojsk radzieckich. Według generała Kreml był do tego gotowy i gdyby stan wojenny nie został wprowadzony, wkrótce doszłoby do inwazji.

Ujawnione po upadku ZSRR dokumenty rzucają inne światło na twierdzenia Jaruzelskiego. Podczas posiedzenia sowieckiego Biura Politycznego 10 grudnia 1981 r. dominowały głosy, że Związek Radziecki w żadnym razie nie powinien wprowadzać swoich wojsk do Polski, a rozbicie „Solidarności” powinno być dokonane przez polską armię i aparat bezpieczeństwa.

Rusakow przytaczał słowa Jaruzelskiego, który miał twierdzić, że „jeśli siły polskie nie poradzą sobie z oporem „Solidarności”, to towarzysze polscy mają nadzieję na pomoc innych krajów, aż do wprowadzenia sił zbrojnych na terytorium Polski”. Powoływał się też na zapewnienia marszałka Wiktora Kulikowa, naczelnego dowódcy wojsk Układu Warszawskiego, że „ZSRR i państwa sojusznicze udzielą Polsce pomocy w siłach wojskowych”. Członkowie sowieckiego kierownictwa stanowczo podkreślali, że marszałek Kulikow nie mógł takich gwarancji udzielić, a Jaruzelski mówił raczej o swoich oczekiwaniach, a nie konkretnych zobowiązaniach strony radzieckiej.

„Nie możemy ryzykować – mówił szef KGB Jurij Andropow. – Nie zamierzamy wprowadzać wojska do Polski (…). Nie wiem, jak będzie z Polską, ale nawet jeśli Polska będzie pod władzą „Solidarności”, to jest tylko jedna sprawa. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia różnego rodzaju sankcji ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie bardzo ciężkie”.

Wtórował mu szef sowieckiej dyplomacji Andriej Gromyko: „…będziemy musieli postarać się jakoś stłumić oczekiwania Jaruzelskiego i innych przywódców Polski odnośnie do wprowadzenia wojsk”.

W 1997 r. w trakcie konferencji oral history w Jahrance marszałek Kulikow przedstawił swoją wersję rozmów z Jaruzelskim poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Według marszałka Jaruzelski miał wówczas prosić Kulikowa o gwarancje radzieckiej pomocy gospodarczej i wojskowej. Jako potwierdzenie tej relacji został przedstawiony „dziennik roboczy” Kulikowa prowadzony przez jego adiutanta gen. Wiktora Anoszkina. Pod datą 10 grudnia było w nim zapisane, że Jaruzelski dzwonił i zadał pytanie: „Czy możemy liczyć na pomoc po linii wojskowej ze strony ZSRR?”. Generał Jaruzelski na tej samej konferencji, jak i w późniejszych wystąpieniach zaprzeczał, że kierował pod adresem Kulikowa takie pytania, a „zeszyt roboczy” Anoszkina uznał za falsyfikat.

Potwierdzeniem wersji radzieckich wojskowych może być odnaleziony w polskich archiwach dokument opracowany jeszcze w marcu 1981 r. po naradzie kierownictwa MSW i MON. Kreślono w nim trzy możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń po wprowadzeniu stanu wojennego. Trzeci z nich zakładał masowy opór społeczny (ogólnokrajowy strajk okupacyjny, demonstracje uliczne, ataki na gmachy publiczne), którego złamanie mogło przekraczać możliwości polskiego wojska i aparatu bezpieczeństwa. Kończył się konkluzją: „Nie wyklucza się pomocy wojsk Układu Warszawskiego”.

Jak wiemy, scenariusz trzeci nie spełnił się. Opór społeczny był znacznie słabszy (i izolowany), niż zakładano w najbardziej pesymistycznych prognozach autorów stanu wojennego. Pomoc wojskowa ZSRR i innych krajów Układu Warszawskiego okazała się więc niepotrzebna, ale zachowane dokumenty sugerują, że była ona elementem planowania stanu wojennego – jako ostatni atut, po który sięgnięto by w przypadku załamania się wojskowo-policyjnej operacji przeprowadzanej polskimi rękami. Niezależnie od zaprzeczeń generała Jaruzelskiego trudno nie dostrzec w tym nieuchronnej logiki. Zaskakujące byłoby raczej, gdyby pomoc radziecka nie była brana w ogóle pod uwagę.

Szczegółową wiedzą o przygotowaniach do stanu wojennego dysponowała CIA.7 listopada 1981 r. ewakuowano z Polski zagrożonego dekonspiracją i aresztowaniem płk. Ryszarda Kuklińskiego należącego do wąskiego grona oficerów, w których rękach było planowanie stanu wojennego. W kilka dni później znalazł się w Waszyngtonie, gdzie całą swoją wiedzę przekazał Centralnej Agencji Wywiadowczej. Wiemy dzisiaj – m.in. z książki Douglasa MacEachina, w 1981 r. należącego do kręgu kierowniczego CIA – że amerykańscy politycy najwyższego szczebla informacje o planach wprowadzenia stanu wojennego otrzymali od Agencji mniej więcej tydzień przed 13 grudnia. Kukliński nie mógł znać daty wprowadzenia stanu wojennego, ale przekazane przez niego informacje były na tyle jednoznaczne, że na ich podstawie można się było spodziewać stanowczych działań administracji Reagana. Porównywalnych z krokami podjętymi w grudniu 1980 r. i na przełomie marca i kwietnia 1981 r., w momentach największego napięcia, kiedy to Biały Dom przestrzegał Kreml przed wprowadzeniem do Polski wojsk i mobilizował światową opinię publiczną.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jaruzelski i jego najbliżsi współpracownicy wiedzieli o ucieczce Kuklińskiego, a bierność Waszyngtonu interpretowali – jak twierdzi dzisiaj były przewodniczący WRON – jako swego rodzaju przyzwolenie, „zielone światło” dla wprowadzenia stanu wojennego, który dla administracji Reagana miał być lepszym rozwiązaniem niż sowiecka interwencja.

Wydaje się, że przyczyny bierności Waszyngtonu były zupełnie inne. Decydujące było przekonanie, że głównym zagrożeniem dla „Solidarności” pozostaje inwazja wojsk radzieckich, a więc dopóki nie ma informacji wywiadowczych o mobilizacji i koncentracji wojsk Układu Warszawskiego u polskich granic, tak długo sytuacja nie jest dramatyczna i nie wymaga stanowczej reakcji.

Jeszcze we wrześniu 1980 r. przyjęto założenie, że do przeprowadzenia interwencji zbrojnej w Polsce Sowieci będą potrzebowali przynajmniej 30 dywizji. Mobilizacji takich sił nie da się ukryć przed amerykańskim zwiadem satelitarnym, co powinno dać Waszyngtonowi od dwóch do trzech tygodni na kontrakcję. Znaczenie miała też pamięć o stłumieniu przez wojska Układu Warszawskiego w 1968 r. praskiej wiosny. Taki właśnie sposób zdławienia ruchu wolnościowego w innym satelickim kraju wydawał się amerykańskim politykom i analitykom oczywistością.

Uparte trzymanie się tego scenariusza spowodowało, że mimo informacji o zaawansowanych przygotowaniach do stanu wojennego CIA i Biały Dom nie zakładały, że polskie władze zdecydują się na jego wprowadzenie. O zlekceważeniu tej ewentualności świadczy fakt, że Kuklińskiego w pierwszych tygodniach po jego przybyciu do Stanów Zjednoczonych analitycy CIA wypytywali głównie o kwestie dotyczące Układu Warszawskiego (m. in. broń jądrową), niezwiązane z sytuacją w Polsce.

Agencja nie alarmowała Białego Domu o zbliżającym się kryzysie, tak jak to robiła w grudniu 1980 r. i wiosną 1981 r., kiedy to wręcz wyolbrzymiono – jak wskazują wszystkie dostępne dziś informacje – groźbę sowieckiej inwazji. Podwyższenie gotowości bojowej niektórych radzieckich oddziałów uruchamiało wówczas wszystkie dzwonki alarmowe w Waszyngtonie. W grudniu 1981 r. nie zadziałały one z prostego powodu, że Sowieci nie przygotowywali się wtedy do wprowadzenia wojsk.

Była to niewątpliwie wielka porażka amerykańskiego wywiadu wynikająca – jak twierdzi MacEachin – przede wszystkim z tego, że nie zestawiono w spójną całość bardzo obfitego materiału napływającego do CIA (częściowo pochodzącego nawet ze źródeł „białego wywiadu”, czyli analizy ogólnodostępnych informacji o sytuacji w Polsce). Nie wyciągnięto z niego logicznej konkluzji o zbliżającym się nieuchronnie stanie wojennym. W rezultacie na swoim posiedzeniu 10 grudnia 1981 r. – ostatnim przed wprowadzeniem stanu wojennego – Rada Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Stanów Zjednoczonych nie zajmowała się w ogóle sytuacją w Polsce, a sama operacja przeprowadzona przez polskich generałów zaskoczyła administrację Reagana.

Pozostaje pytanie, czy ostrzeżenia Waszyngtonu pod adresem Warszawy i Moskwy miały szansę zmienić bieg wydarzeń. Z ujawnionych dokumentów polskich i radzieckich wiemy o bardzo silnej presji Kremla na jak najszybsze wprowadzenie stanu wojennego. Znając nastawienie gen. Jaruzelskiego, można spekulować, że kampania ostrych amerykańskich nacisków mogła być może odwlec (o kilkanaście dni, kilka tygodni?) stan wojenny, ale jest mało prawdopodobne, by spowodowała całkowite wycofanie się z niego. Prowadziłoby to do kolizji z radzieckim kierownictwem, które mogłoby podjąć decyzję o zastąpieniu Jaruzelskiego grupą „twardogłowych” w PZPR (w rosyjskich dokumentach wymieniano najczęściej w tej roli Stefana Olszowskiego i Tadeusza Grabskiego) gotowych wprowadzać stan wojenny bez względu na koszty społeczne i reperkusje międzynarodowe.Nie można też całkowicie wykluczyć groźby radzieckiej interwencji wojskowej. Przeczą jej co prawda ujawnione protokoły posiedzeń radzieckiego kierownictwa. Po pierwsze, nie wiemy jednak, co mówiono w trakcie posiedzeń, których zapisu Rosjanie do tej pory nie udostępnili.Po drugie, w przypadku zaostrzania się polskiego kryzysu, pogłębiania się chaosu, groźby wybuchu wojny domowej lub przejęcia władzy przez „Solidarność” radzieckie kierownictwo mogło zdecydować się na wprowadzenie wojsk do Polski niezależnie od wszystkich niekorzystnych konsekwencji politycznych i gospodarczych. Tak jak to uczyniono w sierpniu 1968 r. w odniesieniu do Czechosłowacji.

Teoretycznie możliwy był jeszcze inny scenariusz: osiągnięcie trwałego porozumienia między PZPR a „Solidarnością” i zaszachowanie w ten sposób Moskwy, która rozważając wprowadzenie swoich wojsk do Polski, zakładała współdziałanie z PZPR i polską armią. Jak powiedział Kani Leonid Breżniew w Moskwie w grudniu 1980 r.: „Nie wejdziemy, ale jak sytuacja będzie się komplikować, to wejdziemy. Bez ciebie jednak – nie wejdziemy”.

Porozumienie między władzami a „Solidarnością” było jednak w 1981 r., jak wszystko wskazuje, zupełnie nierealne. Od sierpnia 1980 r. kierownictwo PZPR traktowało swoje ustępstwa jako tymczasowe, a stałym celem było rozbicie bądź znaczące osłabienie „Solidarności”, tak by partia mogła odzyskać pełną kontrolę nad sytuacją w kraju. Nakręcało to spiralę nieustannego konfliktu i powodowało radykalizację drugiej strony.

Jesienią 1981 r. w obrębie ruchu „Solidarności” panowała niewiara co do możliwości trwałego kompromisu z władzami. Jeszcze bardziej go utrudniały niektóre podejmowane działania i wysuwane żądania, takie jak zakładanie zalążków partii politycznych, postulaty utworzenia rządu koalicyjnego i przejęcia przez „Solidarność” kontroli nad gospodarką, przeprowadzenia wolnych wyborów do rad narodowych. Sytuacja w 1981 r. była więc zupełnie inna niż w październiku 1956 r., kiedy to Władysław Gomułka, korzystając z ogromnego społecznego poparcia, skutecznie przeciwstawił się groźbie radzieckiej interwencji wojskowej.

Niewiele mogło też zmienić przekazanie przez Waszyngton polskiej opozycji ostrzeżeń o zbliżającym się stanie wojennym. Przywódcy „Solidarności” otrzymywali w ostatnich tygodniach przed 13 grudnia takie sygnały z różnych źródeł, ale – podobnie jak administracja Reagana – zlekceważyli je. Być może, choć mało to prawdopodobne, wiarygodne informacje pochodzące ze Stanów Zjednoczonych skłoniłyby „Solidarność” do lepszego przygotowania swojej odpowiedzi na ogłoszenie stanu wojennego. Trudno jednak zakładać, że miałoby to znaczący wpływ na to, co się miało wydarzyć. Nawet nieco większy opór po 13 grudnia byłby stłumiony (zapewne przy większym rozlewie krwi) przez dobrze przygotowaną machinę MSW i MON. Wydaje się, że ani Zachód, ani „Solidarność” pod koniec 1981 r. nie mogły zmienić biegu wydarzeń. Kierownictwo PZPR i Moskwa zrealizowały swój strategiczny cel, jakim było zdławienie „Solidarności” polskimi siłami. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo. Zaledwie wygrana bitwa, jak mówił gen. Jaruzelski na posiedzeniu Biura Politycznego wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego. Na wygranie wojny potrzeba było według jego oceny „10 lat, aby odwojować spustoszenia w świadomości”. Znacznie wcześniej stało się jednak jasne, że władze ją z kretesem przegrały.

W przypadku zaostrzania się polskiego kryzysu radzieckie kierownictwo mogło zdecydować się na wprowadzenie wojsk do Polski, nie licząc się z konsekwencjami

Mimo informacji o przygotowaniach do stanu wojennego CIA i Biały Dom nie zakładały, że polskie władze zdecydują się na jego wprowadzenie

Historyk, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, docent w Instytucie Studiów Politycznych PAN; ostatnio opublikował książkę „Monachijska menażeria. Walka z Radiem Wolna Europa 1950 – 1989”, Warszawa 2007

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał