Morderca nie zaśnie spokojnie

Nie mogą uwierzyć, że ktoś sam wypadł z okna lub przypadkowo utonął w rzece. Uważnie patrzą na sprawę, którą uznano za zamkniętą. I nagle wszystko staje się jasne – to było morderstwo.

Aktualizacja: 01.02.2008 21:12 Publikacja: 01.02.2008 18:49

Morderca nie zaśnie spokojnie

Foto: Dziennik Wschodni, Dorota Awiorko-Klimek Dor Dorota Awiorko-Klimek

– Sięgamy po stare sprawy. Takie, w których sprawcy uznali już, że są bezkarni. Minęły lata, przyzwyczaili się do myśli, iż udało im się popełnić zbrodnię, która pozostanie niewykryta. Śpią spokojnie. Tylko raz spotkaliśmy się z sytuacją, że zabójczyni żyła w poczuciu winy. Poczuła ulgę, iż do niej dotarliśmy. Wyznała, że mieszkając przez pięć lat ze szkieletem kochanka pod podłogą, była bliska samobójstwa – mówi Bogdan, oficer policji stojący na czele krakowskiego Archiwum X. Taką nazwę nadali dziennikarze zespołowi dochodzeniowemu prowadzącemu niekonwencjonalne śledztwa, złożonemu z doświadczonych oficerów z kilkunastoletnim stażem.

Skrupulatnie strzegą swej prywatności – nie podają nazwisk, stopni, nie pozwalają się fotografować. I wręcz obsesyjnie starają się zdradzić jak najmniej szczegółów przeprowadzonych dochodzeń. Policyjna kuchnia powinna zostać tajemnicą, mówią krótko.

– Gdzie uczą się przestępcy? Dawniej to było oczywiste. W więzieniach zdobywali wiedzę, która pomagała im w popełnianiu przestępstw i unikaniu ich wykrycia. Teraz ich szkołą stała się telewizja. Jaki jest ulubiony program polskich przestępców? – pyta szef Archiwum X. – Oczywiście taki, z którego dużo się mogą dowiedzieć o pracy operacyjnej policji.

Przestępcy są coraz bardziej świadomi swych praw. Wiedzą, że jeśli dowody nie będą niezbite, wywiną się sprawiedliwości.

– Mamy wrażenie, że przestępcy są coraz bardziej bezczelni. Wspierani moralnie przez fundacje praw człowieka, mówią często o ochronie swych dóbr osobistych. Klasyczny przypadek to, gdy morderca pozwał matkę ofiary. Bo powiedziała, że tylko zwierzę mogło tak bestialsko zabić jej córkę – mówi Bogdan.

Do żelaznego repertuaru anegdot Archiwum X, działającego przy Wydziale Kryminalnym Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, należy opowieść o kobiecie, która wytoczyła proces człowiekowi sugerującemu, by w związku ze zniknięciem jej ojca przyjrzeć się operacjom bankowym, jakich dokonywała.

– Sąd bardzo jej współczuł. Sędzia osobiście podawał dotkniętej w swej godności kobiecie szklankę wody – opowiada szef Archiwum X. – Kilka miesięcy później udowodniliśmy, że brała udział w zamordowaniu ojca.

Czuję emocje myśliwego. Każdy krok przybliża do wytropienia sprawcy i wiem, że w końcu go dostaniemy. Chcę, by nie chodził już jako wolny człowiek po ziemi – mówi dr Maciej Szaszkiewicz ze współpracującego z Archiwum X krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. – Seryjny morderca poluje na swe ofiary, ale w końcu to my zapolujemy na niego.

Na pozór beznamiętnie dr Szaszkiewicz opowiada o seryjnych mordercach. Tych "niezorganizowanych", odpowiadających stereotypowi mordercy – ponurego samotnika, który zabija, bo nie potrafi nawiązać relacji z kobietą i inaczej nie potrafi wymusić uległości. I o tych "zorganizowanych", czyli doskonale radzących sobie w życiu mężczyznach, którzy mordując, realizują swe mroczne fantazje. – Seryjny morderca "zorganizowany" bywa sympatyczny, przystojny, pachnie dobrą wodą toaletową. Łatwo nawiązuje kontakty, budzi zaufanie. Działa w kółku łowieckim, pcha się na ochotnika do wojska i policji.

Archiwum X zwraca się do dr. Szaszkiewicza, gdy trzeba sporządzić profil psychologiczny nieznanego sprawcy przestępstwa. Seryjny morderca to koszmar policji. Uderzył raz, uderzy znowu, kiedy da znać o sobie odnawiająca się cyklicznie potrzeba seksualna.

– Istnieje kalendarz, opracowany przez ekspertów FBI, dotyczący okresów między zbrodniami seryjnego mordercy. Gdy zajmuję się profilowaniem sprawcy, ostrzegam policję, kiedy może się spodziewać kolejnego ataku – mówi dr Szaszkiewicz.

A jednak ten kalendarz, w który wierzą eksperci całego świata, raz zawiódł krakowską policję. Bo sprawca zbrodni, pod pewnymi względami najbardziej bulwersującej w annałach polskiej kryminalistyki, nie uderzył znowu. I pozostał niewykryty, choć kilka lat temu pojawiły się doniesienia, że policja jest na jego tropie.

– Proszę nie mówić "klęska". To brzmi ostatecznie. A my mamy nadzieję, że ta sprawa jednak będzie kiedyś rozwiązana – mówi Robert, jeden z oficerów Archiwum X.

W 1999 roku z Wisły wyłowiono ludzką skórę. Należała do kobiety. Z przerażającą pedanterią i chirurgiczną precyzją sprawca ściągnął ją z ofiary morderstwa.

– Każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie, a zajmował się tą sprawą, wie, że wygląda to na robotę seryjnego mordercy. Wyraźnie wzorował się na filmie "Milczenie owiec", w którym morderca uszył ze skóry kobiety kombinezon – mówi dr Maciej Szaszkiewicz. – Co więcej, wydaje się, że opanowany był ponurą ambicją. Rywalizował z filmowym mordercą – nie zszył jej z kawałków, lecz spreparował całą skórę, co technicznie jest piekielnie trudne.

Od zbrodni minęło już siedem lat. To najdłuższy znany okres wyciszenia, po którym seryjny morderca powtarza swą zbrodnię.

– Coraz częściej łapię się na myśli, że ten morderca nam umknął – przyznaje dr Szaszkiewicz. – Zastanawiam się, co się z nim stało. Może nie żyje? A może siedzi w więzieniu za inne przestępstwo? A może ma schizofrenię, bo sprawcy seryjnych morderstw są często chorzy psychicznie? I kiedy dopadł studentkę, która wybrała się na spacer, udało mu się ten jeden, jedyny raz wyrwać z zakładu psychiatrycznego?

Ksiądz Tischner mówił, że kiedy kończy spowiadać, czuje się czasami brudny. A ja powiem, że po swojej pracy mam wrażenie, iż wykąpałem się w szambie – mówi Bogdan, szef Archiwum X.

Oficerowie Archiwum X, które zajmuje się wyłącznie najcięższymi przestępstwami, stykają się z ciemną stroną ludzkiej natury. Nie wiadomo, co jest gorsze – czy drastyczne szczegóły pewnych zbrodni, czy banalność zła, łatwość, z jaką zabijają z pozoru zwyczajni ludzie.

– Między decyzją o zabiciu i niezabiciu jest często cieniutka, wątła linia. Gdyby spytać człowieka o wysokim poziomie moralnym, co sądzi o morderstwie, uzna, że pozbawienie kogoś życia to kwestia zupełnie fundamentalna – mówi dr Szaszkiewicz. – Mogę zaręczyć jako ekspert, że sprawcy morderstw często nie czują żadnych skrupułów. Uznaliby je za równie śmieszne, jak sugestię, że należy szukać właściciela dziesięciu złotych znalezionych na ulicy.

Po latach pracy policjanci z Archiwum X są skłonni uwierzyć, że zabić może każdy. Czasem zaskakują ich tylko pewne szczegóły zbrodni.

– Trzy panie regularnie kursowały pekaesem, pozbywając się po kawałku zwłok zamordowanego przez siebie mężczyzny. Jedna była jego córką, druga kochanką, a trzecia ich znajomą. To było morderstwo w środowisku niekojarzonym z patologiami. Zamordowany był radcą prawnym – opowiada jeden z oficerów Archiwum X. – I może nawet to morderstwo uszłoby na sucho, bo uznano je za zaginięcie. Panie zgubiła chciwość. Nie chciały czekać zbyt długo na spadek, córka sama zgłosiła się na policję, by uznać jej ojca za zmarłego.

Kiedy kobieta wejdzie na drogę zbrodni, jest często bardziej zdeterminowana niż mężczyzna. – Zabija, by zdobyć pieniądze lub poprawić swą sytuację życiową – mówi Bogusław, oficer Archiwum X.

Sprawa, jaką zajmuje się ostatnio Archiwum X, związana jest z rozkawałkowanymi zwłokami znalezionymi w jednym z krakowskich parków.

– Zabiła prawdopodobnie kobieta. Dlaczego tak sądzimy? Bo kobiety są słabsze, nie dają rady wynieść całego ciała – mówi policjant Archiwum X. – Taka damska specyfika, podobnie jak spotykane często podanie ofierze środka nasennego przed zadaniem ciosów.

Denerwowałem się, czy po rozwaleniu muru w jednym z krakowskich mieszkań rzeczywiście znajdę zwłoki. Powinny tam być, nie tylko dlatego, że kamera termowizyjna coś wskazywała. Również dlatego, że mówiła mi to logiczna analiza i przeprowadzona precyzyjna rekonstrukcja zbrodni. Ale bałem się. Bo jakbym się pomylił, to mógłbym odpowiadać za szkody materialne. Okazało się, że miałem rację – opowiada Bogusław z Archiwum X.

Jeżeli ktoś wyrobił sobie zdanie o pracy policji, oglądając amerykańskie filmy, na których policjanci, by dopaść przestępcy, gotowi są zdemolować pół miasta, może o tym zapomnieć. Polski policjant boi się niekiedy wyważyć drzwi, bo spowoduje straty, które ktoś uzna za nieuzasadnione.

Jest jeszcze inna różnica między dochodzeniami polskiej i amerykańskiej policji. – Nie ma ciała, nie ma morderstwa – taka zasada obowiązuje w Stanach Zjednoczonych, lecz nie u nas.

Ale tak jest teoretycznie. Bo polskiej policji trudno przekonać prokuraturę, że należy wszcząć dochodzenie w sprawie morderstwa, a nie zaginięcia, jeśli nie ma zwłok.

Mówi się co prawda, że przyznanie się przestępcy do winy jest królową dowodów. Jednak, jak zauważył jeden z kryminologów, przyznanie się bez dowodów materialnych jest jak królowa bez świty.

– Przestępcy często kpią w żywe oczy, zwłaszcza recydywiści. Mówią: no dobrze, zabiłem, ale proszę mi to udowodnić. Potrafią się przyznać, by potem wszystko odwołać. A już z reguły na sali sądowej oświadczają, że zeznania wymusiła na nich brutalna policja – opowiada Bogdan. – Dlatego walczymy, by dowody zbrodni były oczywiste.

Kiedy rozmawia się z policjantami, zawsze mówią, że współpraca z prokuraturą układa się świetnie. To reguła, bo przecież w walce ze zbrodnią prokuratura jest ich naturalnym sprzymierzeńcem. Ale często, zdaniem policji, sprzymierzeniec to chwiejny, a nawet lękliwy.

– Prywatnie mogę powiedzieć, że czujemy niekiedy żal. Bo prokuratorzy działają zbyt asekuracyjnie. Często nie chcą wnieść aktu oskarżenia, choć dowody układają się w logiczną sekwencję – mówi jeden z oficerów Archiwum X. – A przecież mają komfort moralny. Bo to na sądzie spoczywa obowiązek ocenienia dowodów.

Gdy prokurator przegrywa sprawę, w żargonie prawniczym nazywa się, że dostał gola. Nikt nie lubi dostawać goli, zwłaszcza że nie pomagają w karierze.

Świadkowie zdarzenia opisując, co zobaczyli na krakowskiej ulicy, nie mieli wątpliwości.

– Mówili, że trzej bandyci napadli na eleganckiego pana – uśmiecha się Bogdan z Archiwum X. – Było zupełnie inaczej. Niebezpieczny przestępca uciekał przed nami, chwilę po tym tym, jak strzelał do policjanta. Przestępca był oczywiście w dobrym garniturze, bo tak zazwyczaj ubierają się teraz przestępcy, a już zawsze gdy stawiają się na sali sądowej.

Stereotypy utrudniają ocenę sytuacji. – Docierając do prawdy w dochodzeniach Archiwum X, pamiętamy, by nie myśleć konwencjonalnie. A także, by kierować się doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem – mówi Bogdan. – To klucz do sukcesu.

Ale jak płachta na byka działa na niego to, co często się mówi o Archiwum X – że poprawia błędy innych ekip policyjnych, które spartaczyły śledztwo na pierwszym etapie.

– Kiedy na miejscu zbrodni zjawia się ekipa, musi przede wszystkim zabezpieczyć wszelkie materialne ślady zbrodni. Łapie trop i podąża nim, czasem przywiązując się do jakiejś hipotezy. Nasza praca jest inna. Patrzymy na sprawę z dystansu. Łatwiej wtedy zobaczyć coś, co innym umknęło – mówi Bogdan.

Policjanci zwykle pracują pod presją – zajmują się jakąś sprawą, ale już pojawiają się następne, a szef denerwuje się, że zbyt wiele czasu poświęcają tej pierwszej. Archiwum X nie gonią terminy – wybierają sobie sprawy i mogą zajmować się nimi tak długo, jak jest to konieczne.

– Czasem lepiej, gdy śledztwo dotyczące morderstwa w małej miejscowość prowadzi ktoś z zewnątrz, z Krakowa. Bo ludzie mogą wiedzieć, kto popełnił zbrodnię, ale nie powiedzą tego miejscowej policji. Wszyscy sięprzecież znają i często wizyta w komisariacie może byćdla takiego świadka barierą nie do pokonania. Jeśli na jednej szali położą sprawiedliwość, a na drugiej spokój swój i swojej rodziny, nie będą zeznawać – mówi jeden z oficerów Archiwum X. Małe miejscowości mają swoją specyfikę – subtelna sieć powiązań i znajomości sprawia, że dochodzenia mogą utknąć w martwym punkcie.

– Archiwum X działając z oddali i po latach, może wytypować sprawców, których bali się sprawdzać miejscowi policjanci, nie chcąc ryzykować swych posad – przyznaje kibicujący krakowskiej jednostce ekspert sądowy.

Jeśli oficerowie z krakowskiego Archiwum X porównują się z kimkolwiek, to tylko z archiwami X, jakie powstały przy innych komendach wojewódzkich.

– My byliśmy pierwsi, ale już nie jesteśmy jedyni. Jednak w pewien sposób nadal jesteśmy wyjątkowi. Patrzymy na sprawy rozwiązane przez inne tego typu zespoły dochodzeniowe – mówi oficer krakowskiego zespołu. – Najczęściej polega to na tym, że ktoś wrzuca do niedawno powstałej ogólnopolskiej bazy danych GEONOM odciski zatrzymanej osoby. I wychodzi mu, że facet, od którego nadgorliwy policjant pobrał odciski przy okazji sprawy o alimenty, jest poszukiwanym kilkanaście lat wcześniej mordercą. Proste i skuteczne, ale takie rzeczy może robić zwykły technik.

Rozwikłana zagadka kryminalna często wygląda banalnie. Kiedy wszystkie elementy jak fragmenty puzzli wchodzą na swoje miejsce, prawda wydaje się oczywista. Zabójcą zwykle jest ktoś z najbliższego otoczenia, często z kręgu rodziny. Motywy są proste, jak cios siekierą. Żona z kochankiem zabija męża, dziewczyna swego narzeczonego. Ktoś pokłócił się ze szwagrem i postanowił ostatecznie rozwiązać konflikt.

Ale w tych wszystkich sprawach, jednych z kilkunastu, jakie rozwiązał zespół krakowskiego Archiwum X, prawda, choć z pozoru banalna, była głęboko ukryta. Przez lata uważano, że zamordowane osoby po prostu wyszły z domu i rozpłynęły się bez wieści. Sądzono niekiedy, że zaczęły nowe życie i nie chcą się kontaktować z rodziną.

– Przeglądamy akta spraw i szukamy czegoś, co nie pasuje. Dobry policjant z kilkunastoletnim stażem i analitycznymi umiejętnościami zwykle może powiedzieć od razu, kiedy w grę wchodzi morderstwo. Problem polega na tym, jak to udowodnić – mówi Bogdan, szef Archiwum X.

Szczątki męża znaleziono zamurowane w mieszkaniu kochanka żony. Zwłoki mężczyzny, razem z rowerem, którym jechał do narzeczonej, pod podłogą jej domu, a ona w międzyczasie wyszła za mąż i urodziła dziecko. Szkielet szwagra ze skarpetką wciśniętą w szczękę odkryto pod betonową podłogą garażu.

Te sprawy należały do tak zwanej ciemnej liczby zabójstw, czyli tych, które nie były klasyfikowane jako zabójstwa. Archiwum X zajmuje się też morderstwami, których sprawców przez lata nie odnaleziono.

– Kiedy powstawało Archiwum X, policjantami, którzy utworzyli je najpierw jako jednostkę nieformalną, kierowała sportowa złość. Denerwowało ich, że nie udaje się rozwiązać pewnych spraw – wspomina szef krakowskiego Archiwum X. – Ta sportowa zaciętość pozostała.

– Sięgamy po stare sprawy. Takie, w których sprawcy uznali już, że są bezkarni. Minęły lata, przyzwyczaili się do myśli, iż udało im się popełnić zbrodnię, która pozostanie niewykryta. Śpią spokojnie. Tylko raz spotkaliśmy się z sytuacją, że zabójczyni żyła w poczuciu winy. Poczuła ulgę, iż do niej dotarliśmy. Wyznała, że mieszkając przez pięć lat ze szkieletem kochanka pod podłogą, była bliska samobójstwa – mówi Bogdan, oficer policji stojący na czele krakowskiego Archiwum X. Taką nazwę nadali dziennikarze zespołowi dochodzeniowemu prowadzącemu niekonwencjonalne śledztwa, złożonemu z doświadczonych oficerów z kilkunastoletnim stażem.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy